Zamówienia rządowe. Cud malina. Po prostu bajka. Żyć nie umierać. Coś o czym może marzyć każdy przedsiębiorca. Tutaj nie ma żadnego szwindlu. Państwo przecież nie może ogłosić upadłości i zwyczajnie spieprzyć na Kajmany zostawiając wykonawcę z długami po spłaconych z kredytów podatkach. Każdy przedsiębiorca startujący do przetargu na zamówienie rządowe myśli sobie: co jak co, ale maje własne państwo mnie przecież nie wystawi do wiatru. Mogę nawet przyciąć na marży. Może miej zarobię ale w referencjach firmy będzie dumny wpis: Wykonawca Zamówienia Rządowego (WZRz).
A tu patrz Pan, robili na zamówienia rządowe i nie dostali pieniędzy. To już własnej matce – Ojczyźnie i jej demokratycznej władzy nie można wierzyć? Popłacili podatki i nie tylko nie zostało na bułkę z masłem ale nie starczyło na spłatę kredytów. Krach. Dupa. Koniec świata szwoleżerów. Oczy całego przedsiębiorczego świata są zwrócone ku Polsce. I znów zdumiony świat zada to sakramentalne pytanie: „Polacy, jak wy to robicie?”
Rozwiązaniem tego problemu podobno mają być gwarancje rządowe dla bankrutujących przedsiębiorstw. Gwarancje będą realizowane po zakończeniu EURO 212. Teraz rząd zajęty jest ważniejszymi sprawami czyli emocjami piłkarskimi.
W związku z tym pomyślałem sobie, że można wprowadzić nową walutę: 1 Kuts. Byłaby ona równoznaczna z jedną gwarancją rządową. Próbowałem różnych nazw dla tej waluty robiąc różne permutacje tych czterech liter ale ta wydaje mi się najbardziej lotna, niosąca najwięcej treści i nieźle brzmiąca. A o to chodzi w nadawaniu nowych nazw. Jeden Kuts dzieliłby się na około 100 mln Hju. Hju miałby stały kurs wymienialności z PLN w proporcji „jeden do jednego”. Najniższą częścią tej waluty byłby jeden Reksiu (1Hju = 100 Reksiu). Gwarancje rządowe reprezentowane przez tę walutę miałby status pełnoprawnej waluty. Realizowane byłby tak jak na przykład bony konsumenckie.
Uzbrojony w taką walutę przedsiębiorca z WZRz jedzie do hurtowni i za tę walutę kupuje materiały. Hurtownia jedzie z tą walutą do producenta i zakupuje u niego towar. Producent płaci tą walutą swoim pracownikom. Pracownicy jadą do lida, leroja, oszołoma i kupują mleko, chleb, taczkę, poziomicę i buty. Hipermarket płaci tą walutą rolnikowi za mleko, itd. Interes się kręci. Rząd może spokojnie rządzić strzepując pyłek łupieżu z marynarki.
Hmm, a gdyby tym Kutsami rozmienionymi na Hju zapłacić podatki?
Inne tematy w dziale Gospodarka