W jakimś stopniu główna zasada neoliberalizmu, wymagająca „państwa minimum”, stwarzała utrudnienia w realizowaniu preferencji rządu Tuska w sposób, jaki mógłby nie budzić zastrzeżeń Balcerowicza, byłego trzykrotnego wicepremiera, doświadczonego w osłabianiu funkcji państwa. Dopóki Tusk kontynuował jego działania przekształcające politykę z definicyjnej sztuki rządzenia państwem w coraz bardziej niepopularną, a nawet pogardzaną działalność tracących autorytet organów państwa, był spokój w neoliberalnej „rodzinie”. W miarę postępującego kryzysu gospodarczego i bieżących kłopotów budżetowych rządu, Tusk podejmował przedsięwzięcia rodzące zastrzeżenia Balcerowicza.
Dokąd uciekł z neoliberalizmu premier Donald Tusk?
Aby wzmocnić swą pozycję wobec społeczeństwa, a zwłaszcza potencjalnego elektoratu, Tusk wykonał dwa posunięcia medialne, robiące wrażenie wyraźnej ucieczki od ideologii neoliberalnej. Pierwsze polegało na opublikowanej wypowiedzi, że jako premier postanawia odejść od swego „liberalizmu” młodzieżowego, z wyjaśnieniem nawiązującym do konieczności uwzględniania społecznych aspektów w polityce gospodarczej (D.Tusk, „Trzecia fala nowoczesności”, „Gazeta Wyborcza” 19-20.03.2011). Nad tą decyzją Tuska ubolewała D.Wielowiejska w artykule pt. „Premier pożegnał się z liberalizmem” (G.W. 24.03.2011). Wtedy jednak nie było dokładnie wiadomo dokąd się przeniósł premier z opuszczonego „liberalizmu”.
Po dwóch latach Tusk swoją ucieczkę z neoliberalizmu wykonał ponownie. Tym razem ogłosił w telewizji, że przenosi się na grunt socjaldemokracji, a oświadczenie to łączyło się ze zwiększonym zainteresowaniem współpracą z lewicą, a nawet wyraźnie wypowiedzianym przypuszczeniem o potencjalnej przyszłej koalicji Platformy Obywatelskiej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, którego członkowie swego czasu grupowali się w partii nazwanej socjaldemokratyczną, po zlikwidowaniu PZPR.
Powstaje więc pytanie jaką zmianę ustrojową wykonał lub przynajmniej zaprogramował Donald Tusk. Odpowiedź brzmi: żadną. Premier ze swoją partią pozostał w ustroju neoliberalnym i - pomimo konfliktu z głównym polskim neoliberałem – nie ma poważnego zamiaru tego ustroju opuszczać. Dokonał tylko ucieczki medialnej. Taka hipoteza ma uzasadnienie wykonane przez Michała Boniego, Ministra Administracji i Cyfryzacji, który opracował i zamieścił na stronie Ministerstwa w internecie koncepcję pt. „Państwo Optimum”, czyli państwo najlepsze, w domyśle – lepsze od państwa minimum. Głównymi elementami tej koncepcji są trzy zasady podstawowe funkcjonowania państwa oraz trzy uzupełniające.
Pierwsza zasada to ograniczenie ilości regulacji ustanawianych przez organy państwa i normujących poszczególne dziedziny życia gospodarczego i społecznego. Drugą zasadą jest ograniczenie interwencji państwa do przypadków niezbędnych. Trzecia reguła to ograniczenie restrykcyjności procedur regulacyjnych i działań państwa, niezbędnych do zapewnienia bezpieczeństwa obywateli. Trzy pozostałe zasady dopuszczają: opiekę nad biednymi, lecz bez ich uzależniania od pomocy państwa; subsydiarność, tj.prowadzenie działalności przez państwo tylko wtedy, gdy podmioty niższych szczebli sobie nie radzą; i wreszcie - dostosowanie liczby urzędników do zadań organów publicznych.
Tych sześć zasad, wyrażających wolę redukowania ilości i zakresu funkcji państwa, pozostaje w zgodzie z doktryną neoliberalną minarchistów Friedricha Hayeka i Miltona Friedmana. Dla ścisłości należy dodać, że bardziej radykalnym zwolennikiem minarchizmu (nazwa ta pochodzi od słów: minimum oraz archia – tj. władza, rząd) był Friedman, który nie podtrzymywał postulatu Hayeka w sprawie potrzeby wydzielania z budżetu państwa środków dla ubogich, pozostawiając to charytatywnym przedsięwzięciom osób prywatnych. Zasady „państwa optimum Boniego stanowią też standardową treść powtarzanych przez profesora Balcerowicza jego wykładów i odczytów prowadzonych na zaproszenie różnych uczelni i instytucji w kraju. To oznacza, że najlepsze jest państwo funkcjonujące w ramach ustroju neoliberalnego, czyli państwo minimum. Tuskowi ma ono odpowiadać też w przyszłości, gdyż koncepcja Boniego ma charakter programowy.
Balcerowicz wybiera wolność
Nie wydaje się, że słuszny jest pogląd, iż z neoliberalizmu Balcerowicz nie chce odejść, a ucieka z niego Tusk. To właśnie Tusk faktycznie w nim zostaje, a Balcerowicz chce iść śladami wielu przeciwników komunizmu, którzy wyjeżdżali na Zachód, a mówiło się o nich, że „wybierają wolność”. W ostatnich publikacjach, Balcerowicz nie tai, że nie wystarcza mu już ustrój dotychczasowy (czyli neoliberalny), a nawet czysty minarchizm z państwem szczątkowym, również w sferach pozagospodarczych. Bez trudu można się domyślać, iż zamiast w państwie minimum, Balcerowicz lepiej by się czuł w ustroju bezpaństwowym, a więc w anarchokapitalizmie.
O takim pragnieniu Balcerowicza można sądzić na podstawie opublikowanej przez niego książki, o objętości ponad tysiąca stron, pt. „Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów”(Zysk i S-ka 2012). Jest to zbiór około 50 obcych opracowań związanych z twórczością protoplastów radykalnego libertarianizmu, ze wstępem Balcerowicza. Posłużę się tu tylko skrótowym fragmentem mojej opublikowanej już opinii o tej książce: „ ma ona swego ducha – tj. wolność, nie jakąkolwiek i nie narodu, lecz jednostki – a także swą atmosferę, którą stanowi zagęszczenie niechęci, krytyki oraz pogardy wobec instytucji wspólnotowych, dobra wspólnego, sprawiedliwości społecznej, a zwłaszcza państwa” (M.Guzek, Teorie ekonomii a instrumenty antykryzysowe. Uczelnia Łazarskiego, Warszawa 2013, s.139).
Czy ustrój nazwany przez jednego z jego głównych twórców, profesora M. Rothbarda, anarchokapitalizmem, w stronę którego skłania się Leszek Balcerowicz, może jednak zainteresować polskie społeczeństwo w takim stopniu, jak ustrój neoliberalny pod przybraną nazwą liberalizmu na początku naszej transformacji? Jest też zagadką, czy Jarosław Gowin, pragnący powrotu do „korzeni” Platformy Obywatelskiej, a wymieniający hasło „wolność” – co oczywiście wypada obecnie robić każdemu zwolennikowi Balcerowicza po zapoznaniu się z jego pokaźną książką - już wie cokolwiek o tym, że mocniej rozrośnięte pierwotne „korzenie” neoliberalizmu będą miały, oczywiście nieoficjalną, nazwę anarchokapitalizmu? Pytanie to jest tym bardziej uzasadnione, że sam Balcerowicz nie wydaje się zachwycony tą nazwą (ominął tę rafę w książce, nie uwzględniając też samego Rothbarda), tak jak nie był – i nadal nie jest – zwolennikiem używania pojęcia neoliberalizmu.