Jednym z wielu tematów pojawiających się w mediach i związanych ze śmiercią dyktatora Korei Północnej jest temat manifestowanej przez Koreańczyków z Północy rozpaczy po śmierci Kim Dzong Ila.
Część rozpaczających ludzi to na pewno ofiary permanentnej indoktrynacji czy koniunkturaliści lub przedstawiciele aparatu partyjno/administracyjnego zatroskani o swoją przyszłość.
Moim zdaniem dla wielu Koreańczyków z KRLD jest to paradoksalnie jedna z niewielu okazji w życiu, aby móc poprzez płacz zamanifestować swoje prawdziwe uczucia. Zapłakać lecz nie za "ukochanym przywódcą" lecz za krewnymi czy przyjaciółmi dogorywającymi w obozach pracy. Te łzy w wielu wypadkach mogą być jak najbardziej szczere tylko nie poświęcone akurat Kimowi lecz Jego ofiarom.
Sztuka udawania, maskowania swoich emocji opanowana do perfekcji to jeden z warunków przetrwania w państwie totalitarnym. Czytając wspomnienia i pamiętniki z okresu okupacji II wojny światowej lub pierwszych powojennych stalinowskich lat w Polsce łatwo odnaleść tę nutę. Nutę świadomości konieczności prowadzenia podwójnego życia. Przywdziewania maski, szczególnie w życiu publicznym. Maski za którą schowane są nasze prawdziwe emocje.
Wiem to jak najbardziej "domorosłe psychologizowanie" ale i moja nieudolna próba zrozumienia reakcji Koreańczyków z Północy. Do pewnego też stopnia moja reakcja na niektóre pojawiające się w mediach komentarze na ten temat, niejednokrotnie pełne jakiejś dziwnej ironii.
Zdziwiony tym światem.Zatroskany coraz bardziej o Polskę i swój los.Przerażony,że mój głos,moja osoba liczy się coraz mniej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości