martinoff martinoff
2688
BLOG

Wakacje Kwaśniewskiego z Ałganowem

martinoff martinoff Polityka Obserwuj notkę 0

 

             Ałganow został w 1997 roku bohaterem kolejnych doniesień prasowych. Dziennikarze „Życia” przeczytali „Biała księgę” sprawy Oleksego. Natrafili tam na pewną ciekawą okoliczność. Otóż śledzony Ałganow znikł nagle w sierpniu 1994 roku. Nie ma w raporcie nic na temat tego, co robił on w tamtym czasie, choć „Biała księga” dokładnie opisywała jego ruchy. Dziennikarze idąc tym tropem natrafili na zdumiewające odkrycie.

              W sierpniu 1997 roku dzienniki „Życie” i „Dziennik Bałtycki” podały informację, że Aleksander Kwaśniewski w sierpniu 1994 roku spędzał wakacje w tym samym pensjonacie „Rybitwa” we Władysławowie - Cetniewie, co rosyjski szpieg Ałganow, znany ze sprawy Oleksego. Czołowym argumentem były rachunki oraz relacje ludzi widzących Kwaśniewskiego z Ałganowem podczas imprez alkoholowych. Zarówno Ałganow jak i Kwaśniewski nie zostali zameldowani w księdze gości, choć Ałganow jako obcokrajowiec miał w tym względzie szczególny obowiązek. Jak piszą Jacek Łęski i Rafał Kasprów: „Rozmawialiśmy z ponad 30 byłymi lub obecnymi pracownikami ośrodka”. Wydawać by się mogło, że zostały zachowane wszelkie wymogi śledztwa prowadzonego przez dziennikarzy. Według zeznań ludzi pracujących w ośrodku sportowym „Goście „Rybitwy” od lat tworzą zgrane towarzystwo. Trudno zresztą by było inaczej, bo raczej nikt przypadkowy tam nie trafiał”. W kolejnym artykule czytamy: „Osoby postronne nie mają zbytniej szansy na zdobycie tam pokoju, zwłaszcza w środku wakacji”.

           Na zarzuty dziennikarzy Kwaśniewski odpowiadał „jest granica rozpowszechniania bzdur, pomówień. Ja się nie spotykałem”, po czym wniósł do sądu sprawę z powództwa cywilnego, czyli jako obywatel, a nie jako prezydent. Domagał się po 2,5 mln. zł od każdej z redakcji na rzecz powodzian i przeprosin. Wśród świadków miał występować rzecznik Kwaśniewskiego Antoni Styrczula. Dziennikarze twierdzili, bowiem, że Kwaśniewski odmówił im udzielenia wywiadu wiedząc, jaki materiał przygotowują, tym samym wziął na siebie jako osoba publiczna odpowiedzialność za wydrukowanie takiego artykułu.

               Przedstawiciel wydawcy „Dziennika Bałtyckiego” Koncernu Grupy Wydawniczej Passau szybko przeprosił prezydenta, w zamian ten wycofał pozew ze sądu. „Trybuna” dodała, że szef Neue Passauer Presse Franz Xavery „zażądał kategorycznie zaprzestania samodzielnych publikacji na temat rzekomych kontaktów prezydenta RP z rosyjsko-radzieckim szpiegiem i wpływania w ten sposób na wyniki wyborów w Polsce”. Stało się tak według „Trybuny” po naciskach ze strony niemieckiego MSZ. „Wyborcza” ustaliła, że ktoś z NPP odwiedził redaktora naczelnego Andrzeja Liberadzkiego i nakazał złagodzenie tonu publikacji. Po tych wydarzeniach „Dziennik Bałtycki” wycofał się ze wcześniejszych ustaleń dziennikarskiego śledztwa. W liście Hitreitiera do Kwaśniewskiego z przeprosinami znalazło się również takie zdanie: „Jak Panu wiadomo, zamiarem naszym jest zapewnienie możliwości redagowania polskich gazet przez polskich dziennikarzy oraz to, aby zagraniczni właściciele nie wywierali wpływu na polską prasę. Sprawa „Dziennika” zmusza nas do przemyślenia tej zasady”. Po dwóch latach od publikacji, i wymuszonej dymisji, Liberadzki został doradcą premiera Buzka ds. mediów

             Na konferencji prasowej zwołanej po publikacji rzecznik Antoni Styrczula rozdawał dziennikarzom dokumenty, wśród których były dwa oświadczenia pracowników ośrodka sportowego, iż byli nachodzeni przez dziennikarzy „Życia” i „Dziennika Bałtyckiego”. Oświadczenie to zdobył od dyrektora ośrodka i zarazem przyjaciela Kwaśniewskiego. Pojawiły się pytania czy Kwaśniewski również nie był ostrzegany przez Czempińskiego, podobnie jak Oleksy przed kontaktami z oficerami rosyjskich służb. Swoja wiedzę na ten temat wyjawił Siemiątkowski, koordynator służb specjalnych, który powiedział: „Wiem tylko, że Czempiński przekazał opinię Oleksemu, kiedy ten był marszałkiem Sejmu, że jeden z jego znajomych, b. dyplomata, jest podejrzewany, że był kadrowym oficerem wywiadu. Nie ma w dokumentach informacji, że w ten sam sposób kogokolwiek jeszcze ostrzegano”. Podzielił się również swoim zdaniem, według którego przewodniczący komisji konstytucyjnej, a Kwaśniewski taką pełnił, powinien zostać również ostrzeżony. Skoro to nie nastąpiło to znaczy, że takich kontaktów nie było. Siemiątkowski powiązał sprawę z wyborami prezydenckimi i tezą jakoby Wałęsa miał wydać polecenie UOP śledzenia konkurenta w wyborach. Wałęsa powiedział, odnosząc się do doniesień dzienników, „że w swoim czasie pojawią się dowody na to, że Kwaśniewski spotykał się z Ałganowem i że był szkolony przez sowiecki wywiad. Znajdą się i świadkowie, którzy to potwierdzą. Dziś jednak z wielu powodów nie jestem tego w stanie udowodnić”. Do zarzutów Siemiątkowskiego o wydaniu polecenia przez Wałęsę odniósł się były oficer UOP Jasik mówiąc: „totalną bzdurą jest, by polecenie takie mógł wydać prezydent Wałęsa”. Inny uczestnik sprawy Oleksego, szef zarządu wywiadu UOP, Bogdan Libera powiedział: „Sporo wiem na ten temat. Nie wolno mi jednak mówić o żadnych szczegółach ze względu na obowiązującą mnie tajemnicę państwową i służbową. Zarówno jednak ja, jak i gen. Marian Zacharski, a sądzę, że i inni oficerowie UOP moglibyśmy złożyć interesujące zeznania w sprawie kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z Ałganowem. Ale zrobić to mógłbym jedynie na żądanie odpowiednich instytucji, np. prokuratury lub komisji sejmowej”. Zbigniew Bujak z UP komentując rewelacje dzienników powiedział, że „to tylko wierzchołek góry lodowej. Ten obszar intensywnych znajomości, wpływów i kontaktów polsko - radzieckich nigdy w III RP nie został przejrzany i zbilansowany. Odpowiedzialność za to ponoszą wszyscy kolejni premierzy. Wyjaśnienie tych spraw jest niezbędnym elementem tworzenia zaufania do nas na arenie międzynarodowej”. Były szef UOP Konstanty Miodowicz, zdecydowany przeciwnik opcji zerowej i tworzenia nowych służb od początku, widział ścisły związek między ujawnioną przez „Życie” sprawą a tą dotyczącą Oleksego: „obecnie cała przestrzeń ludzka otaczająca „sprawę Oleksego” została w całości wypalona i zdekonspirowana. Bardzo wątpię, aby rozpoznając ją można było dokonać jakichś znaczących postępów. Dotyczy to także wielu innych wątków i naprowadzeń na inne osoby”.

            Andrzej Milczanowski, były szef MSW, powiedział w radiu, że w „Białej Księdze” są dowody na to, że Ałganow spędzał wakacje w Cetniewie, w czasie, gdy bywał tam Kwaśniewski, zaś Wałęsa wyraził pogląd, że docierały do niego informacje na ten temat potwierdzające rewelacje dziennika. W rozmowie z dziennikarzami powiedział: „Sygnały o spotkaniach pana Kwaśniewskiego miałem. Natomiast myślałem, że prokuratura wyjaśni i tę sprawę. Dlatego myślałem, że do niej wrócimy, ponieważ prokuratura nie zajęła się tymi spotkaniami. To dziennikarze wyjaśniają, a prokuratura, szczególnie wojskowa, śpi. Dla mnie jest dziwne ze zawodowe służby nie zauważyły tej sprawy. Zależało im tylko na tym, żeby zamknąć sprawę [ Oleksego ]. Istnieje więc podejrzenie, że wiele ludzi w dalszym ciągu ma powiązania z sowieckimi służbami specjalnymi.(…), ale co do tego jestem przekonany, że ta grupa, ta organizacja, jest bardzo mocna powiązana ze specjalnymi służbami sowieckimi. (…)”. Innego zdania niż minister Milczanowski był poseł Dariusz Wójcik, zasiadający w komisji badającej działania UOP w sprawie Oleksego. Według niego: „Z materiałów UOP wynikało, że w sierpniu 1994 roku Ałganow był szczególnie aktywny. Był na wakacjach w Cetniewie, ale nie wiedzieliśmy, z kim się wtedy spotykał. UOP z pewnością nie stwierdził, by w tym czasie przebywał w ośrodku Aleksander Kwaśniewski. Przynajmniej nie było tego w materiałach”. Jednak inni członkowie komisji badającej sprawę Oleksego nie podzielali jego opinii. Generalnie linia podziału utrzymywała się według opcji politycznych. Posłowie SLD twierdzili, że w trakcie prac nic nie mówiono o Cetniewie. Natomiast opozycyjni posłowie twierdzili, że badano ten wątek.

                  Pełnomocnik oskarżonych Roman Nowosielski odnosząc się do zarzutów pełnomocników Kwaśniewskiego, argumentował, że Kwaśniewski nie udowodnił, na czym miałaby polegać obraza czci, bowiem dziennikarze nie sugerowali, że to Kwaśniewski chce rozmawiać z Ałganowem, tylko, że ten drugi zabiega o rozmowę z nim. Pełnomocnicy prezydenta poinformowali, że Kwaśniewski w tym czasie, kiedy Ałganow był w Cetniewie, przebywał w Irlandii, Warszawie. Taką wersje przedstawił również dyrektor ośrodka Jan Kluczyński: „Kwaśniewski nie mógł spotkać się u nas z Ałganowem”. Kluczyński, jak sam mówił o sobie, „jest bliskim przyjacielem Kwaśniewskiego od wielu lat”. Twierdził on również, że byli pracownicy, których zwolnił mszczą się na nim podając nieprawdziwe informacje o tym, że zna Ałganowa od wielu lat. W „Życiu” padła sugestia, że znają się dobrze, a jeden informator miał powiedzieć: „Sam dyrektor Kluczyński opowiedział mi wtedy domową anegdotę. Kiedy pokazywano w telewizji Ałganowa, jego zięć miał zawołać: „Patrz, wujek Wołodia”. Zrozumiałem to tak - Ałganow był dobrze znany w rodzinie Jana Kluczyńskiego”.

                Kwaśniewski twierdził, że nie przebywał w Cetniewie, jak to sugerowali dziennikarze „Życia” od 25 lipca do 15 sierpnia, bowiem wyjechał wcześniej 2 sierpnia Później jego żona i córka przyjechały do Cetniewa. Ałganow wraz z rodziną zaś miał przebywać w Cetniewie od 15 do 25 sierpnia. Tymczasem Kwaśniewski jako przewodniczący SdRP był sponsorem Miss Plaży, które odbywało się 12 sierpnia. Rzecznik prezydenta twierdził jednak, że od 3 do 7 sierpnia Kwaśniewski przebywał w Dublinie, gdzie jego żona kończyła kurs angielskiego. Następnie 9 sierpnia uczestniczył w obradach Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu i Konwentu Seniorów, a 12 przyjął delegację z Tajlandii. Dziennikarze „Życia” skontaktowali się z człowiekiem, który wówczas pełnił funkcję ambasadora Tajlandii w Polsce, a w roku 1997 był ambasadorem Kuwejcie. Stwierdził on, iż: „Nie przypominam sobie, aby w tym czasie do Polski przybyła delegacja naszych parlamentarzystów”. Choć sami dziennikarze przyznali, że 12 sierpnia była jakaś delegacja z Tajlandii, którą przyjął szef SdRP Tadeusz Iwiński. Delegacja parlamentu przyjechała dopiero na początku września.

               Dziwne są pewne zmiany stanowiska rzecznika prezydenta Styrczuli. Otóż zaraz po publikacji twierdził, że „prezydent Kwaśniewski nie znał nigdy pana Ałganowa i nie spotykał się z nim”, po czym w radiowej Trójce mówił, że Kwaśniewski „miał okazję widywania się z panem Ałganowem”, gdy „Życie” opublikowało ich zdjęcie z lat 80- tych, kiedy Kwaśniewski był ministrem młodzieży i sportu. Na tym zdjęciu wyraźnie widać stojących koło siebie Ałganowa i Kwaśniewskiego wśród delegacji odwiedzającej Skierniewice z okazji oddania nowego budynku. Rolę gospodarza pełnił Miller. Kwaśniewski i Ałganow wpisali się również do księgi gości. Choć samo zdjęcie, na którym widniały również postacie Leszka Millera, ówczesnego sekretarza KW PZPR w Skierniewicach, nie było najlepszym dowodem. Dlatego należy przyznać rację Cimoszewiczowi, który słusznie zauważył: „problem nie polega na tym, z kim kto się styka, ale co z tego wynika”. Ale pamiętajmy, że żaden szpieg nie prowadzi czynności operacyjnych przy otwartej kurtynie.

          Przeglądając materiały do tej sprawy nie natrafiłem na to, aby ktoś przypomniał w artykule słowa Kwaśniewskiego, jakie udzielił w wywiadzie przeprowadzonym między innymi przez Adama Michnika. W lutym 1997 roku mówił: „Wiecie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Ałganowa? Wiele lat temu[podkreślenie moje - przyp. MK]. Byłem na kortach Mery i próbowałem grać w tego swojego, pożal się Boże, tenisa. Cały czas patrzyłem na sąsiedni kort, bo tam grało dwóch facetów takie piłki, że głowa boli. I wiecie, kto to był? Ałganow z Zacharskim. Oni się tak dobrze znali, że można się zastanawiać, czy nie są agentami z Kuala Lumpur, którzy cały ten numer zrobili”.

              Kwaśniewski cały czas twierdził, że nic nie wiedział wczesnej o planowanej publikacji. Tak samo zeznał jego rzecznik przed sądem. Jednak „Życie” ustaliło, że w miesięczniku „Press” Styrczula napisał, że uprzedził Kwaśniewskiego, aby unikał pytań o wakacje z Ałganowem na spotkaniu z dziennikarzami w Krakowie w przeddzień publikacji.

              Podczas procesu dwaj ratownicy z plaży w Cetniewie zeznali, że widzieli Kwaśniewskiego 3, 10 i 11 sierpnia. Jeden z nich- Andrzej Lendzion powiedział, że organizował wspomniany konkurs Miss i był u Kwaśniewskiego dwa razy. Za drugim razem 6 sierpnia Kwaśniewski miał mu powiedzieć: „przykro mi, panie Andrzeju, jeszcze pieniędzy nie mam, proszę przyjść za kilka dni”. Następnie był u niego 10 i 11 sierpnia, kiedy Kwaśniewski dał mu 500 tyś. starych złotych, co było powodem żartów z kolegami z plaży. Drugi z ratowników uczestniczył w niektórych z tych spotkań. Inny świadek zeznał, że mieszkańcy Cetniewa wielokrotnie widzieli Ałganow, poznali go po sprawie Oleksego, oraz, że był przyjmowany w ośrodku COS przez dyrektora jak car. Przed sądem Styrczula, występujący już jako były rzecznik, powiedział, że prezydent nie udzielił wywiadu, gdyż nie wiedział, na jaki temat ma być, choć przyznał, że dochodziły do niego informacje, że on sam znał temat publikacji „Życia” od innych dziennikarzy. Jeden z pełnomocników prezydenta po pierwszym dniu procesu dołączył nowe dowody. Paszport prezydenta z 3 sierpnia z lotniska Heathrow oraz listę zakupów z 4 i 7 sierpnia z Dublina z imienną kartą Visa Kwaśniewskiego oraz listę pasażerów lotu British Airways.

             Kolejne posiedzenie sądu odbyło się po dwóch miesiącach zeznawał jeden z ochroniarzy ośrodka w Cetniewie, który twierdził, że widział Kwaśniewskiego pod koniec lipca i po 8 sierpnia. Wielokrotnie wydawał mu klucze od kortu, choć samego Ałganow nie widział, bo go nie znał. Dziennikarz radiowy Paweł Siennicki zeznawał, że Siemiątkowski i Dziewulski na pewno wiedzieli o temacie przygotowywanym przez „Życie”, więc skoro oni wiedzieli trudno by było przypuszczać, że nie wiedział tego Kwaśniewski.

      W kolejnych rozprawach zeznawali świadkowie między innymi żona trener kadry w judo i grafolodzy badający autentyczność podpisu Kwaśniewskiego przy obecności w obradach komisji sejmowej. Jeden z posłów Jerzy Wuttke zeznał, że Kwaśniewskiego na pewno 9 sierpnia nie było podczas obrad komisji. Inni świadkowie zmieniali zaznania przed sądem. Jak kluczowy dla „Życia” kelner Cyryl Sz., który podpisał zeznania dziennikarskie „dla świętego spokoju”, a na sali powiedział, że „wszystko mu się zlewa w pamięci”. Okazało się również, że w dowodzie ma pieczątkę, z której wynika, że był w ośrodku COS zatrudniony do 31 lipca 1994. Pod koniec procesu zeznawał Bronisław Klimaszewski, były szef LOT i ambasador w Kongu, który otrzymywał, że rozmawiał z Kwaśniewskim 3 sierpnia w Juracie: „Siedziałem na tarasie w hotelu, gdy zobaczyłem Kwaśniewskiego, który zawołał mnie. Zszedłem, więc na dół razem z Niemcami [towarzyszyli mu w interesach(…). Zapytałem go, co tu robi. Odpowiedział, że przyjechał rowerem z Cetniewa (faktycznie miał rower). Był w spodenkach i sportowej bluzce”. Wśród zeznań były nawet takie jak na przykład Krzysztofa Ł., syna dobrych znajomych Kwaśniewskiego, który stwierdził, że Kwaśniewski odwiedził go 10 i 13 sierpnia w szpitalu na warszawskim Bródnie. Z kolei Andrzej Szalewicz, prezes PKOl w latach 1991-’97, wybrany po Kwaśniewskim, utrzymywał, że rozmawiał z nim 11 sierpnia w hotelu Victoria. Muzealnik Elżbieta M. zaś zeznała, że oglądała 7 sierpnia mecz tenisowy Kwaśniewskiego ze Zbigniewem Niemczyckim. Niemczyk nie zaprzeczył, że taki mecz miał miejsce, ale nie pamiętał, kiedy dokładnie był rozgrywany. Również ważny był inny mecz tenisowy rozgrywany w ramach Polish Open by Prokom 1994. Otóż prezydent w wywiadzie w 1995 roku dla „Głosu Wybrzeża” zeznał, że oglądał tenisistkę Tatianę Ignatiewą „z bliska”. „Życie” ustaliło, że pierwszy mecz, jaki rozegrała ta zawodniczka miał miejsce 3, a finał 7 sierpnia. Obrońcy Kwaśniewskiego twierdzili, że turniej rozpoczął się 2 i ich klient był wtedy w Sopocie. Na koniec pragnę jeszcze zwrócic uwage na mało istotny w sumie fakt. otóż bankiem wystawiającym zaświadczenie był BIG Bank S.A., którego prezesem był bliski znajomy Kwaśniewskiego Bogusław Kott. O BIG Banku tak pisze redaktor Kurski: „powiadają, że jeśli obok wzorca metra w Sevres pod Paryżem trzeba by ustawić wzorzec spółki nomenklaturowej, to BIG nadaje się idealnie”. Z grupie założycieli tego banku byli: ówczesny prezes PZU- Anatol Adamski, dyrektor Poczty Polskiej i Telefonu- Andrzej Cichy, prezes Warty- Janusz Staniszewski, dyrektor Uniwersalu- Dariusz Przywieczerski, dyrektor oenzetowskiej agendy UNIDO- Krzysztof Loth i jeden z dyrektorów NBP- Andrzej Olechowski. Wśród założycieli banku było także Towarzystwo Innowacyjno- Gospodarcze „Interster”, które korzystało, i później nie spłaciło, z pożyczek od Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej, kiedy zarządzał nią Kwaśniewski.

              Budzące wielkie zainteresowanie społeczne orzeczenie sąd wydał w maju 2000 roku. Zgodnie z nim redaktor naczelny „Życia”- Tomasz Wołek, oraz dwaj dziennikarze Jacek Łęski i Rafał Kasprów mieli przeprosić prezydenta za naruszenie dóbr osobistych poprzez zasugerowanie bliskich kontaktów Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem. Sąd nie przyznał kary pieniężnej. Sąd orzekł, że dziennikarze nie dopuścili się braku rzetelności, ale operowali nie właściwym słownictwem nie mającym potwierdzenia w faktach. Wyrok sądu najlepiej chyba skomentował Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który tak ocenił sprawę: „Dziennikarz nie ma takich możliwości jak sąd, prokuratura czy UOP przy ustalaniu pewnych faktów. Korzysta z „miękkich środków” zdobywania informacji”. Inny pracownik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Marek Nowicki, tak skomentował wyrok: „Ten wyrok dobrze równoważy wolność mediów. Zabiłoby ją wymaganie od dziennikarzy nieomylności. Z drugiej strony wyrok chroni polityków przed pomówieniami. Sąd uznał, bowiem, że choć nie ma podstaw, by uznać, iż Aleksander Kwaśniewski i Ałganow przebywali w jednym czasie w Cetniewie, to dziennikarze rzetelnie zbierali informacje. Pośrednio uznał, więc prawo dziennikarzy do błędu. Winna jest redakcja, która tytułem i podpisem pod zdjęciem usiłowała sugerować więcej, niż wynikało ze zgromadzonych informacji. Wina dziennikarzy polega natomiast nie na tym, że opublikowali informacje, ale na tym, że wyprowadzili z nich nieuprawnione wnioski”.

       Wcześniej podczas procesu redaktor Wołek zeznał, że publikacja gazety była konsultowana z mecenasem, a podczas procesu sędzia TK, Wiesławem Johannem, który uznał zebrane materiały za wystarczające. Wołek odpowiadając na pytanie o cel takiej publikacji przedstawił tak sprawę: „Chodziło o podniesienie publicznie kwestii, jak to się dzieje, że agent obcego wywiadu może bezkarnie buszować w miejscu, gdzie przebywają osoby publiczne, dlaczego w takim ośrodku jest przyjmowany z honorami rosyjskiego cara i traktowany na specjalnych prawach. Tytuł miał być ostrzeżeniem dla osób publicznych, które mogą się natknąć na agenta”. W wywiadzie dla „Wyborczej” podobnie mówił Milczanowski: „przebywanie w tym samym miejscu i czasie, bez żadnych kontaktów, samo przez się nie stanowi zagrożenia. Wszystko zależy od okoliczności tego przebywania. Jeśli na przykład byłyby to towarzyskie spotkania między panem Kwaśniewskim a Ałganowem, byłoby to wysoce naganne i dyskredytujące pana Kwaśniewskiego. Jeśli byłoby coś więcej - to znacznie gorzej”. W tym samym artykule „Gazeta” przypomina fragment „Białej Księgi dotyczący Ałganowa, a który to wątek prokurator Gorzkiewicz, badający kontakty Oleksego z wywiadem rosyjskim w ogóle nie poruszył. Są to zeznania świadka Adam K. z lutego ‘96 roku: „Latem 1994 r., mogło to być w sierpniu, w godzinach popołudniowych otrzymałem od dyrektora Ł. [decyzją prokuratury utajniono nazwisko - red. „Wyborczej”] polecenie odwiezienia służbowym samochodem pana Ałganowa z rodziną z Warszawy na wczasy do ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie nad morzem. (...) Pojechaliśmy do Cetniewa bezpośrednio - żadnych przystanków na terenie Warszawy nie robiliśmy. (...) Pojechałem w drogę powrotną do Warszawy umawiając się z panem Ałganowem, że przyjadę po niego i rodzinę po zakończeniu turnusu, czyli po około 10 dniach, jeżeli dobrze pamiętam (na pewno turnus nie trwał pełne dwa tygodnie). W ustalonym terminie faktycznie pojechałem tym samym samochodem do Cetniewa. (...) Zapakowali się do samochodu i pojechaliśmy do Warszawy. W drodze prowadziliśmy tylko zwyczajne, towarzyskie rozmowy na temat rodziny, dzieci itp.”.

            W lutym 2001 roku Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego. Sędziowie uzasadnili to w ten sposób, że nawet „według Europejskiej Konwencji Praw Człowieka wolność słowa może być ograniczona między innymi ze względu na prawa innych osób, ale musi być to ograniczenie niezbędne i proporcjonalne do celu.

            Na początku stycznia 2002 prokuratura umorzyła śledztwo, wszczęte z urzędu, o zniesławienie prezydenta. było to konsekwencją orzeczenia sądu, który nie podważył rzetelności dziennikarzy.

            W maju 2003 Sąd Najwyższy zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia argumentując to tak: „nie można mówić o odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych, o bezprawności, jeśli fakty podane przez dziennikarzy okażą się nieprawdziwe, ale przy ich zbieraniu i publikacji dziennikarze dochowali rzetelności i staranności”.

           W październiku 2004 Sąd Apelacyjny nakazał przeproszenie Kwaśniewskiego uzasadniając, że przy zbieraniu materiałów do publikacji nie byli dość krytyczni. Sąd nie wziął pod uwagę dowodu w postaci oceny Instytutu Meteorologii, że załamanie pogody, o którym często mówili świadkowie, miało miejsce między 6 a 7 sierpnia.

          Ałganow zasiada dziś w radzie nadzorczej Inter RAO JES, będącą częścią państwowej spółki, zajmującą się sprzedażą energii elektrycznej na Zachód. Szefem konglomeratu jest znany rosyjski polityk, kiedyś uchodzący za liberała, Anatolij Czubajs. A to właśnie Czubajs sprowadził do Moskwy z Petersburga mało znanego urzędnika Władimira Putina. Amerykanie nawet szacują, że ok. 350 byłych oficerów służb specjalnych zasiada z zarządach i radach największych państwowych firm. A od czasów objęcia stanowiska MSZ przez Primakowa, i wprowadzeniu doktryn nazwanej jego imieniem, firmy te stanowią narzędzie w polityce międzynarodowej Rosji i służą do wywierania nacisków na sąsiadów.

            Ałganow jest przykładem agenta, który doskonale czuje się zarówno w środowisku polityków, dyplomatów jak i biznesmenów. Utrzymywanie takich kontaktów służy zdobywaniu informacji. W tym miejscu warto również przytoczyć postać Sergieja Gawriłowa, postać bardo podobną do Ałganowa

 

 

Podsumowanie

       

             Penetracja Polski przez Rosyjski wywiad nie musi odbywać się przez powiązania grup przestępczych czy pól legalne interesy. Jak pisze publicysta zajmujący się problematyką służb specjalnych: „Adwokatów Moskwy znaleźć można w politycznych elitach, mediach, środowiskach opiniotwórczych, wśród biznesmenów, na uczelniach, w bankach, policji, wojsku, w gangach, subkulturach młodzieżowych, a nawet sektach. Większość z nich twierdzi, że Zachód w rzeczywistości wcale nas nie chce, zbytnio się różnimy kulturowo i obyczajowo, nasza gospodarka nie sprosta zachodniej konkurencji, wobec czego pozostaje nam tylko „otwarcie na Wschód”. Tę prorosyjską postawę tłumaczy się często realizmem bądź pragmatyzmem, zapominając (…), że Rosja traktuje partnersko tylko możnych tego świata: Amerykanów, Niemców, Japończyków i może jeszcze Chińczyków oraz Brytyjczyków. Małe narody i państwa są jedynie pionkami w grze o ocalenie resztek imperialnej przeszłości Moskwy”. Zdaniem tego autora:„Wyjątkowo „korzystne” układy z partnerami Rosji nie oznaczają od razu, że spółki te reprezentują interesy obcego mocarstwa. Stąd jednak tylko krok od prorosyjskiego lobbingu(…). A o to przecież Rosji chodzi. (…). Nie ma powodów, by polityków, którzy jawnie przyznają się do rosyjskich sympatii, w tym doradców prezydenta i premiera, uważać za V kolumnę Moskwy w polskich sferach rządzących. Prawdziwi depozytariusze rosyjskich interesów mogą wręcz uchodzić za rusofobów”.

            Natomiast dziennikarze „Życia” twierdzą, że „z zebranych przez nas informacji wynika, ze Rosjanie nie ograniczają się tylko do jakiejś konkretnej dziedziny życia w Polsce. Zbierają dane o wszystkim, co się dzieje Polsce. Tak w gospodarce jak i w polityce. Interesują się działalnością rządu nastrojami i rozgrywkami w poszczególnych partiach, ale także życiem towarzyskim ludzi z elit politycznych i biznesowych, handlem oczywiście tym co się dzieje w wojsku i resortach takich jak MSW. Rosyjski aparat wywiadowczy to dziesiątki oficerów wyspecjalizowanych w zbieraniu informacji, ale także dezinformacji”. Próbę werbunku wywiad rosyjski podjął na przykład wobec czołowego eksperta ds. rurociągów Witolda Michałowskiego, dziś redaktora periodyku „Rurociągi”.

                  W Polsce nie brakuje książek poruszających problematykę rosyjskich grup przestępczych. Sięgnę do jednej z nich, wywiadu - rzeki z byłym ministrem spraw wewnętrznych Markiem Biernackim. Otóż wyróżnia on dwa rodzaje rosyjskojęzycznych grup przestępczych działających w Polsce. Pierwsza to pospolici bandyci, gangsterzy zajmujący się handlem narkotykami, kradzionymi samochodami. Do drugiej minister zaliczył pozornie legalne grupy finansowo- przemysłowe, dla których zaplecze stanowią powiązania z czasów komunistycznych. Stanowią one poważne zagrożenie dla suwerenności państwa. Na uwagę zasługuje stwierdzenie ministra spraw wewnętrznych, gdy mówi, że „większość dzisiejszych bossów „mafijnych”, (…) w latach PRL była najzwyklejszymi cinkciarzami i zajmowała się nielegalnym wtedy handlem walutą. Pewne jest, że współpracowali oni z ówczesną Służbą Bezpieczeństwa i Milicją Obywatelską”.

             Znaczącą rolę w siatce agentury rosyjskiej w Polsce pełnił, według dziennikarzy „Życia”, długoletni ambasador Rosji w Warszawie Jurij Kaszlew. Ich zdaniem Kaszlew w 1971 roku został wydalony z Londynu razem z 105 innymi pracownikami rosyjskiej ambasady oskarżonymi o szpiegostwo. Zdaniem „Życia” Kaszlew był Polsce bardzo nie przychylny. Po wydaleniu z Polski Łomakina, któremu udowodniono kontakty z Zielińskim - agentem GRU - opowiadał się za zastosowaniem ostrych środków odwetowych: „Ambasador opowiadał się za konfrontacyjnym rozwiązaniem. Domagał się większej stanowczości Moskwy i w żadnym wypadku nieuleganiu żądaniom polskich władz”. Mimo tak nieprzychylnej oceny wobec Polski, Kaszlew cieszył się niesłabnącym poważaniem wśród polityków, czasami i dziennikarzy. Minister Spraw Zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz prosił nawet stronę rosyjska, aby Kaszlew jak najdłużej pełnił rolę ambasadora.W roku 1993 Kaszlew mówił w wywiadzie: „Jesteśmy zainteresowani sukcesem polskich reform, uważnie je obserwujemy” - w kontekście jego pracy wywiadowczej słowa te brzmia nad wyraz szczerze.

             Kilka lat później w prasie pojawiły się kolejne informacje świadczące o kontaktach polskich polityków ze środowiskiem rosyjskich służb specjalnych. Według dziennikarzy „Gazety Polskiej” wokół Andrzeja Leppera zgromadziły się siły, które wczesnej pracowały dla Stanisława Tymińskiego. Lepper przyciąga, czy raczej został wykreowany przez służby specjalne silnie powiązane z komunistycznym aparatem: „nie zmienia się jedno- w otoczeniu Leppera wciąż roi się od ludzi związanych ze służbami specjalnymi PRL i milicją”. Pracownik UOP chwalił się dziennikarzom, ze Urząd jest w stanie zebrać niektóre odziały terenowe partii. Należy przypomnieć, że poseł Krzysztof Rutkowski służył kiedyś w oddziałach ZOMO, a inny- Stanisław Łyżwiński przyznał się do współpracy z SB. W czasach komunistycznych pułkownikiem milicji był Janusz Malewicz, który piastował przez jakiś czas funkcje zastępcy Leppera. Jeszcze ciekawsze sa związki Leppera z zagranicznymi ośrodkami. W jednym z wywiadów dla „Wyborczej” Janusz Bryczkowski, ówczesny zastępca Leppera, mówi: „naszym największym nieszczęściem jest to, że nei potrafiliśmy nawiązać kontaktów technologicznych z Rosjanami. A ja widziałem tam technikę, o jakiej nam się nie śnió”. Wspomniany Milewicz mówił innym dziennikarzom o spotkaniu Leppera z dwoma Rosjanami, do których zwracano się per „panie generale” i „panie pułkowniku”. Lepper również jeździł do Moskwy, aby uczestniczyć w obradach Centralnego Komitetu Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Rolno-Spożywczego. Niejasne są również jego powiązania z Instytutem Schillera, który finansował Leppera, a jak się okazało była to delegatura rosyjskiego wywiadu. 

 

martinoff
O mnie martinoff

"Ja, walkę o Wielką Polskę uważam za najważniejszy cel mego życia. Mając szczerą i nieprzymuszoną wolę służyć Ojczyźnie, aż do ostatniej kropli krwi..."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka