Martynka Martynka
9200
BLOG

HEMOGLOBINA TLENKOWĘGLOWA WE KRWI OFIAR, A HIPOTEZA WYBUCHU

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 99

Wygląda na to, że gmach kłamstwa smoleńskiego zaczyna się walić jego twórcom na głowy, a kolejne odłamki boleśnie ranią tych najwierniejszych z wiernych, którzy żyrowali całym swoim jestestwem wersję zawartą na kartach oficjalnych raportów. Oto kilka miesięcy temu Polskę obiegła wieść, ze śledczy znaleźli na wraku TU 154 M materiały wybuchowe, takie jak trotyl, heksogen i oktogen. Wskazania detektorów sprawiły, że zabezpieczono na potrzeby dalszych badań kilkaset próbek pobranych z samolotu.  Jednocześnie na potrzeby „przestraszonych, zagubionych z wielkich miast” rozpoczęła się akcja pod nazwą „afgański trop”, czy też powojenne pozostałości. Członkowie byłej komisji Millera, a także powtarzające po nich tuby propagandowe,  z pełnym przekonaniem dowodzili, że żadnego wybuchu nie było, ponieważ czujniki ciśnienia i dymu zamontowane w tupolewie niczego niepokojącego nie wskazały. Nie wiem, czy panom udało się już namierzyć miejsce zamontowania czujnika ciśnienia, więc pozwolę sobie skrócić męki: czujnik ciśnienia w TU 154 M znajduje się w przedniej części kadłuba, w ładowni, zaś czujniki dymu są zamontowane w kilku miejscach na samolocie,  zarówno w części przedniej, jak i tylnej. Aby uzmysłowić sobie sposób działania tych urządzeń, czas reakcji, warto zapoznać się z przypadkiem pożaru TU 154 M w Surgucie, do którego doszło w styczniu 2011 roku, kiedy to dopiero po ponad minucie od  momentu wybuchu pożaru czujniki dymu zanotowały jego rozprzestrzenianie się na pokładzie. Można zatem przypuszczać, że jakiekolwiek gwałtowne wydarzenie, jak eksplozja trwająca ułamki sekund, mogło zostać w ogóle niezauważone przez czujniki.

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=28O7gNQCfWI

W dzisiejszym wydaniu „Sieci” Marek Pyza w artykule „Krew mówi za ofiary” przynosi niezwykle ciekawe informacje, które obok „cząstek wysokoenergetycznych” umacniają hipotezę o eksplozji na pokładzie TU 154 M.  Dziennikarz dotarł do badań krwi kilku ofiar, z których wynika, że miały one we krwi wysokie stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej (COHb). W organizmie człowieka stężenie hemoglobiny tlenkowęglowej poniżej 2% nie jest niczym niepokojącym, natomiast problem zaczyna się od momentu, gdy stężenie przekracza 4 % . Wówczas można już mówić o podtruciu, czy zatruciu tlenkiem węgla.

O czym świadczy obecność karboksyhemoglobiny we krwi ofiar katastrofy smoleńskiej? Przede wszystkim dowodzi, że ofiary musiały „nawdychać się” tlenku węgla jeszcze za życia, gdyż możliwość, iż 16 %  stężenie  COHb, a takie stwierdzono u jednej z czterech badanych ofiar, mogło powstać w wyniku dostania się tlenku węgla przez powłoki skórne, jest bliska zeru. Przywołani przez Pyzę fachowcy mówią wyraźnie:  „pośmiertna dyfuzja CO przez ludzkie tkanki do głębiej leżących tkanek jest zbliżona do błędu analitycznego”.  

U pozostałych badanych, których ciała, co należy podkreślić,  znaleziono w różnych, strefach oględzin ( strefy nr 1, 3, 5) stwierdzono stężenie COHb na poziomie: 7,7%, 6% i 12%. Autor artykułu zadał fundamentalne pytanie:

”Co mogło być powodem tak wysokiego stężenia? Możliwości jest kilka. Wykluczywszy te nieprawdopodobne – np. przebywanie w kabinie pełnej palących osób bądź wypełnionej dymem powodowanym jakąś usterką samolotu (nieodnotowaną przez jakiekolwiek rejestratory)  pozostają dwie”.

Doktor Grażyna Przybylska-Wendt, specjalista z zakresu medycyny sądowej zapytana przez Marka Pyzę o obecność karboksyhemoglobiny, wyjaśniła, że tlenek węgla dostaje się do organizmu drogami oddechowymi nawet,  jeżeli osoba przebywała bardzo krótko w otoczeniu zawierającym CO:

Wyniki badań na obecność tlenkowej hemoglobiny (12 i 16%) świadczą o tym, że osoby, u których ją wykryto, znalazły się w atmosferze zawierającej tlenek węgla oraz że dostał się on do ich organizmu przyżyciowo”.

Można oczywiście domniemywać, że ktoś mógł żyć po upadku i stąd CO dostał się do krwi. Jednak w dalszej części artykułu Pyza wykazał, że jest to mało prawdopodobne, przynajmniej u osób, do których badań dotarł. Obrażenia występujące u tych ofiar, takie jak rozerwane osierdzie i  serce, połamane żebra i zapadnięte, stłuczone płuca, wykluczają taką możliwość. Jest także inny problem:

”Ofiara, u której wykryto, 16-procentowe stężenie karboksyhemoglobiny, została znaleziona... poza strefami pożarów, oznaczonymi przez komisję Millera (nazwanymi „prawdopodobnymi miejscami wybuchów”  w oryginale ekspertyzy wykonanej przez firmę SmallGIS) . Na załączonym na s. 18 zdjęciu miejsca te zaznaczyliśmy żółtymi kołami. Jak widać, ciało nr 3 nie powinno być poddane działaniu ognia. I rzeczywiście nie było – na fotografiach z miejsca katastrofy, które widzieliśmy, na ziemi nie ma żadnych śladów pożaru, a mimo to na ok. 20 proc. powierzchni ciało nosiło ślady poparzeń II i III stopnia. Równie ciekawe, że nie ma ich także na ciele nr 2, które – według raportu Millera – miało znaleźć się w samym środku pożaru. Takich zagadek jest więcej. Ciało kolejnego pasażera feralnego lotu miało mocno spalone plecy. Jak to wytłumaczyć, skoro znaleziono je w pozycji leżącej plecami do ziemi i to poza bezpośrednią strefą ognia?”.

Zaskakujące jest również ułożenie ciał ofiar w stosunku do należących do nich rzeczy osobistych.  Jak to się stało, w wyniku jakiego mechanizmu doszło do sytuacji,  w której rzeczy osobiste ofiary leżącej w strefie 5, takie jak nadpalony fragment ubrania, portfel z kartami kredytowymi niemożliwymi do rozdzielenia z powodu zniekształcenia w wyniku wysokiej temperatury, znalazły się kilkadziesiąt metrów wcześniej, przed miejscem upadku ciała, jeszcze przed strefą pożarów, w sektorze 8? Czy to nie potwierdza hipotezy o rozpadaniu się maszyny w powietrzu z powodu eksplozji? Czy te nadpalenia u ofiar, przy jednoczesnym braku śladów pożarów na ziemi w tym miejscu, nie czynią hipotezy o wybuchu w powietrzu najbardziej prawdopodobną?

Od wielu miesięcy eksperci współpracujący z Zespołem Parlamentarnym Antoniego Macierewicza wskazują na kolejne, mocne przesłanki, mówiące, że na pokładzie TU 154 M doszło do wybuchu. Za takim scenariuszem przemawia nie tylko duża defragmentacja konstrukcji maszyny, czy brak krateru po upadku, ale też niewielki pożar na miejscu katastrofy, który udało się ugasić w kilkanaście minut. Hipotezy naukowców uprawdopodabniają też wskazania detektorów, a także stwierdzona obecność  karboksyhemoglobiny we krwi kilku ofiar.

Na podstawie  informacji zawartych w artykule M. Pyzy wiemy, że analizowano dokumenty medyczne zaledwie czterech ofiar katastrofy smoleńskiej z różnych stref oględzin i u wszystkich czterech osób stwierdzono ponadnormatywny poziom COHb.

Jaki byłby wynik, gdyby ujawniono badania pozostałych 94 ofiar? Można się jedynie domyślać.

http://wpolityce.pl/autorzy/sieci-tygodnik-mlodej-polski

 

P.S

Czy to nie dziwne, że w mediach, na głównych portalach jest cisza w temacie COHb we krwi ofiar?

Może panowie nie dostali jeszcze wytycznych, albo nie znaleźli odpowiedniego naukowca, który wyjaśni, że 16% stężenie COHb we krwi jest czymś zupełnie normalnym i nie świadczy o zatruciu?:)

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka