Mateusz Drabik Mateusz Drabik
168
BLOG

CO SIĘ STANIE, KIEDY ROBOTY NAS ZASTĄPIĄ?

Mateusz Drabik Mateusz Drabik Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4


Jest pewna grupa ludzi, która uważa, że rozwój trzeba hamować, a pieniądze bogatych zabierać i rozdawać, bo jeżeli tego nie zrobimy, to za jakiś czas przestaniemy być im potrzebni. Postanowiłem dość szczegółowo przeanalizować istotę rozwoju jako takiego, aby dowiedzieć się, czy to prawda?


 


Dla usystematyzowania, w niniejszym tekście będę posługiwał się trzema zmiennymi: kapitał czasu, poziom życia i rozwój techniczny. Załóżmy, że do przeżycia potrzebne jest 20% poziomu życia – wszystko poniżej to szybsze bądź wolniejsze umieranie. Załóżmy też, że przy rozwoju technicznym na poziomie 0% potrzebne było do tego 45% kapitału czasu. Życie polegało wtedy na polowaniu i zbieraniu jagód. Zatem jeżeli jeden człowiek poświęcił na to 90% kapitału czasu, to był w stanie utrzymać przy życiu dwie osoby – siebie i np. jedno dziecko. Jednak pewnego dnia ktoś wpadł na pomysł hodowania zwierząt i roślin, co oceniam jako powiedzmy 5% rozwoju technicznego. Konstrukcja ogrodzenia okazała się być bardziej wartościowa, niż praca człowieka polegająca na bieganiu za zwierzęciem. Dzięki temu odkryciu do wymaganego 20% poziomu życia zaczęło wystarczać poświęcenie powiedzmy 20% kapitału czasu, czyli dla utrzymania siebie i dziecka wystarczyłoby 40%. Efektem tego, człowiek zaczął mieć wybór, co zrobić z pozostałą częścią kapitału czasu. Mógł albo wyżywić dodatkowych troje dzieci, albo poświęcić pozostały kapitał czasu na zwiększenie poziomu życia osób już żyjących. Prawdopodobnie społeczeństwo tak długo stawiałoby na przeżycie kolejnych osób, dokąd nie osiągnęliby poziomu, że wszystkie płodzone osoby przeżywałyby. Ci, którym nie chciałoby się uczyć nowego trybu życia, wychowywaliby mniej potomstwa, a więc ich gen zaginąłby.


 


Oczywiście czysto hipotetycznie można rozważyć inną opcję – czyli zwiększanie swojego poziomu życia. Należy pamiętać, że im wyższy poziom techniczny, tym wpływ każdej jednostki kapitału czasu na poziom życia będzie korzystniejszy. Przy 0% rozwoju technicznego do 20% poziomu życia człowiek potrzebował 45% kapitału czasu, a poświęcając na siebie 100% kapitału czasu osiągnąłby tylko około 25% poziomu życia. Jednak już przy 5% rozwoju technicznego i założeniu, że nasz człowiek pierwotny zdecydował się skupić tylko na sobie, to poświęcając np. 50% kapitału czasu, osiągnie już ok. 34% poziomu życia. Skąd taka różnica w zależnościach wymyślonej przeze mnie funkcji z trzema zmiennymi? Otóż największe skoki poziomu życia są notowane podczas zaspokajania najbardziej podstawowych potrzeb. Zastąpienie głodowania, nasyceniem, bardziej zwiększy poziom życia, niż urozmaicenie diety u człowieka, który je syto, ale monotonnie. Zastąpienie chodzenia boso, butami, da większy skok poziomu życia, niż zastąpienie prostych butów, kilkoma parami wyspecjalizowanych na różne okazje. Z tego powodu, choć przy wyższym poziomie technicznym łatwiej osiągnąć dany poziom życia, to każdy kolejny poziom życia wymaga dużo więcej nakładów, niż jego niższe wartości – zachowując równoważność każdego punktu.


 


Wracając jednak do realnej wizji rozwoju świata, w końcu przyjdzie dzień, kiedy dzięki pomysłowości osiągniemy na tyle wysoki poziom rozwoju technicznego, że koncentrując się tylko na produktach dających 20% poziomu życia, tworzyłby się wolny kapitał czasu. Dalsze skupianie się na tym samym doprowadziłoby do nadprodukcji, np. jedzenia. Na tym etapie zaczyna się robić ciekawiej, bo prędzej czy później narodzi się człowiek, który pomyśli sobie: stworzę coś nowego, co przyda się ludziom, a potem będę dawał to tym, którzy oddadzą mi nadprodukcję jedzenia. Jeżeli pomysł będzie dobry, np. będą to buty, to taki człowiek odniesie sukces. Ludzie chodzący w butach osiągną wyższy poziom życia lub będą jeszcze szybciej produkować podstawowe dobra, więc sami zyskają kapitał czasu. Jak widać wynalazki nie tylko wpływają na poziom życia, ale możemy użyć ich do przyspieszenia dotychczasowych prac, a zatem do zyskania kapitału czasu, który można poświęcić na dalszy rozwój techniczny, a zatem przewagę technologiczną. Tym sposobem każdy rozwój techniczny zwiększa efektywność. Efektem ubocznym jest to, że nie można zostawać w tyle. Człowiek, który na etapie walki każdej jednostki o własne przeżycie, nie nauczy się hodować zwierząt, po prostu wykarmi mniej potomstwa. Jednak na etapie rozwarstwiania się rynku, np. dzięki wynalezieniu butów, człowieka polującego w starym stylu nie będzie na nie stać, więc względem hodowców z butami, jego sytuacja relatywnie jeszcze się pogorszy. Na każdym kolejnym etapie rozwoju technicznego zwiększają się nierówności wynikające z jakości działań poszczególnych osób. Każdy musi zmierzyć się wyzwaniem, aby nadążać za światem, jeżeli nie chce czuć się zacofanym.


 


Nie ma czasu, żeby bawić się w analizowanie dziejów ludzkości od zera do dzisiaj, bo cykl rozwoju wygląda dalej mniej więcej tak samo. Przenieśmy się więc od razu do czasów współczesnych. Ci, którzy używają rozwoju technicznego ekonomicznie, a nie hedonicznie, zyskują przewagę ekonomiczną i ich zyski mnożą się. Ci, którzy od razu konsumują zyski wynikające z życia w wysokim rozwoju technicznym, dostosowują ilość pracy do poziomu życia, jaki chcą osiągać. Każdy musi sam zdecydować, kiedy uznać, że dość jest rozwoju i czas przeznaczyć zyski na wzrost poziomu życia. Dzisiaj czołowi biznesmeni traktują rozwój jako formę sztuki i nigdy nie skonsumują swojego majątku, bo jest on konieczny do nieustannej walki z konkurencją – z resztą choćby chcieli, to nie byliby w stanie. Mają oni tak ogromną przewagę nad majątkami przeciętnych ludzi, którzy zazwyczaj na bieżąco konsumują blisko 100% swoich zysków, że trudno w ogóle wyobrazić sobie ich kapitał. Jednak to właśnie ci milionerzy sprawiają, że cała ta reszta, która bezpośrednio nie wpływa na rozwój, korzysta z owoców rozwoju. Niejeden bardzo ciężko pracujący robotnik, widząc jakieś drogie samochody prowadzone przez młodych ludzi, myśli sobie, że powinien być jeden samochód, na który wszyscy muszą pracować tyle samo. Jednak ów robotnik zapomina, że dzisiaj po iluś tam latach pracy może kupić sobie średniej klasy samochód, wygodne mieszkanie w bloku albo mały domek, nie wspominając już o bardzo tanim korzystaniu z takich dóbr, jak Internet, telewizja, telefon. Nasz narzekający robotnik, nawet multiplikowany po wielokroć, nigdy nie wymyśliłby tego, co sprawia, że jego życie jest tak dobre. Ktoś wymyślił silnik spalinowy, ktoś elektronikę, itp., z których wszyscy za drobną opłatą korzystamy. Nie wspominam już nawet o narzędziach, których robotnik także używa, zapominając, że żadnych sam nie wynalazł. Może wynalazca miał przy tym trochę „szczęścia”, które sprawiło, że stał się człowiekiem bogatym, ale gdyby i on, i robotnik żyli w systemie, który pacyfikuje pomysły i inwencję, to żaden z nich nie miałby lepiej.


 


Nie należy w pierwszej kolejności porównywać się z najbogatszymi, ale porównywać siebie do swoich odpowiedników kilka pokoleń wcześniej. W komunizmie proza życia ludzi nie zmieniła się szczególnie przez 3 pokolenia. W tym samym czasie na wolnym rynku ta proza zmieniała się znacznie. Dobrobyt nie bierze się z samej pracy. Dobrobyt bierze się z rozwoju technicznego popartego nauką i pracą. Natomiast rozwój techniczny ma miejsce wtedy, kiedy jest koniecznym orężem do odniesienia sukcesu na rynku. Jeżeli mamy kołchoz państwowy, który z niczym nie konkuruje, to każdy patrzy aby tylko się nie narobić, ale potem wszyscy muszą konsumować produkt wytworzony nieekonomicznie. Owszem, jest równo, ale nie jest to równość na wysokim poziomie. Tak więc typowy robotnik zamiast patrzeć na to, czego nie ma, powinien przeliczyć produkty i usługi z których korzysta, a nie przyłożył ręki, żeby je wynaleźć. Robotnik nie zawdzięcza poziomu swojego życia swojej pracy, ale ambicji innych ludzi. Swoją pracą jedynie udowadnia, że jest godzien korzystać z jej owoców – nic więcej.


 


Pozostaje pytanie, czy nie przyjdzie czas, kiedy dzięki pracy robotów i komputerów dojdzie do załamania struktury i uniezależnienia się najbogatszych ludzi od całej reszty? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, zacznijmy na początek od odpowiedzenia sobie na dwa prostsze pytania. Po pierwsze, czy już dziś najbogatsi ludzie nie mogliby sami utrzymać się „na szczycie” i jeśli tak, to z czego to wynika, oraz po drugie, jakie są konsekwencje w chwili, gdy jakiś zawód jest zastępowany schematem, komputerem lub robotem. Odpowiadając na pierwsze pytanie, odpowiedź brzmi: tak, wielu z najbogatszych ludzi świata jest w stanie utrzymać się „na szczycie” bez armii proletariuszy już teraz. Na pewno nie wszyscy, ale w coraz większej ilości branż wystarczą roboty i komputery, którymi zarządza garstka ludzi. Zarobki właścicieli takich biznesów wynikają z tego, że na masową skalę oferują coś bardzo dobrego i bezpłatnego dla prywatnego użytkownika, natomiast zysk czerpią z opłat od reklam umieszczanych przez osoby, które chcą skorzystać z masowego medium do promowania swoich produktów. Przykładem na taki biznes jest facebook – płacimy za niego tylko tym, że oglądamy reklamy, a mimo to właściciel portalu jest miliarderem. Odpowiadając na drugie pytanie, społeczeństwo, wciąż mając do dyspozycji pieniądze, które do tej pory wydawało na opłacenie fatygi danej grupy pracowników, będzie w stanie przeznaczyć je na nowe cele. Z kolei ludzie, którzy stracili dotychczasową pracę, będą stać przed wyzwaniem zawalczenia o te zaoszczędzone środki, które pozostały w kieszeniach pozostałych osób. Po dostosowaniu się rynku do nowej sytuacji, bilans będzie taki, że społeczeństwo zyska nową usługę lub znaczne udoskonalenie tej samej za te same pieniądze. Nigdy nie wiadomo, co to konkretnie będzie, bo to zależy od pomysłów, które się przyjmą.


 


Wraz z każdym rozwojem technicznym naturalnie rosną różnice w majętności najbogatszych w kontekście najbiedniejszych, gdyż z jednej strony zwiększa się wachlarz wyzwań jakie stoją przed każdym z nas, ale też rozwój techniczny umożliwia działalność na coraz większą skalę, docelowo całego świata, więc najbogatszych jest coraz mniej, ale mają coraz większy rynek. Kiedyś zakres działania najbogatszych był siłą rzeczy ograniczony. Dziś, kiedy świat jest globalną wioską, liderzy wyłaniają się w maksymalnej skali, przez co wszyscy korzystamy z produktów i usług firm, które najskuteczniej konkurowały o potrzeby klientów, ale i stają się one możliwie najtańsze, bo korzystanie z globalnego rynku obniża koszty ze względu na najbardziej masową produkcję.


 


Najbogatsi ludzie świata nie konkurują o zyski, żeby mieć pieniądze na nowe ciuszki, remont łazienki, szerszy telewizor czy lepszy samochód. Dla czołowych biznesmenów zarabianie pieniędzy to sport, a zysk to tylko mierzalny wynik, za pomocą którego mogą się porównywać. Proza życia wielu z nich wcale nie jest odmienna od prozy życia tzw. „klasy średniej” – w ogóle nie o to im chodzi. Mają oni milion razy więcej majątku od nas, ale poziom ich życia jest tylko trochę lepszy. Złudzenie wynika z tego, że zapominamy o jednym – majątki najbogatszych to nie stosy złotych zegarków, które leżą. Ich majątki pracują na to, co mamy my! W przeciwieństwie do „zwykłych ludzi”, których majątki służą im samym, majątki czołowych biznesmenów służą społeczeństwu – są wynikiem konkurencji o spełnianie potrzeb klientów. Tylko minimalny procent tych majątków to ich domy i inne dobra osobiste. Oczywiście, często mają różne „luksusowe bajery”, ale to tylko detale. Uwzględniając stres, ciągłe zarzuty i pretensje różnych ludzi, czy nawet ryzyko bycia zabitym przez jakiegoś wariata, można powiedzieć, że ich poziom jest wręcz niższy. Nie twierdzę, że prowadzą biznes po to, żeby nam było dobrze, bo robią to dla czystej konkurencji, jednak z racjonalnego punktu widzenia, to właśnie my jesteśmy beneficjentami ich oszalałej walki.


 


Najbogatsi są coraz bogatsi, ale to dzięki konkurencji biznesmenów już dziś mamy praktycznie darmowy dostęp do internetu – do czegoś, co fruwa wszędzie dokoła, a daje nam dostęp do pełnej wiedzy ludzkości. Coraz częściej jedyną formą zapłaty za jakieś dobra jest konieczność obejrzenia reklamy. Wyrzucamy 1/3 wyprodukowanego jedzenia, bo jest tak tanie i jest go tak dużo, że nie chce nam się myśleć za długo przy podejmowaniu decyzji o zakupie. W przeciągu 20 lat ilość restauracji zwiększyła się o ok. 400% - to dobry wskaźnik zwiększania się poziomu życia. Byle warsztaty samochodowe potrafią mieć biuro z księgową i sekretarką – kiedyś nie do pomyślenia. Używane przedmioty w bardzo dobrym stanie są sprzedawane bardzo tanio lub czasem oddawane za darmo, tylko dlatego, że ktoś chce mieć bardziej modne. Za niedługo, żeby przeżyć, nie trzeba będzie nawet kiwnąć palcem, a zwolennicy teorii spiskowych i maruderzy dalej będą zrzędzić. Prawda jest taka, że każdy z nas ma dziś mnóstwo dóbr, które jeszcze niedawno byłyby luksusowe albo w ogóle niedostępne i to zwykle mamy je za niewielką cenę. Każdy z nas ma dach nad głową, samochód, komputery, itp. To przecież nie jest zasługa robotników, którzy wykonują tylko zlecone czynności. To zasługa systemu wolnorynkowego, który w naturalny, dobrowolny sposób lokuje wolny kapitał w ręce tych, którzy najlepiej spełniają ludzkie potrzeby, a to z kolei jest wynikiem tego, że właśnie te jednostki działają najekonomiczniej i najbardziej pro-rozwojowo. Bogacenie się bogatych to nie żaden problem – to świetna informacja, bo zapłacone im pieniądze służą głównie temu, żeby w przyszłości otrzymać jeszcze tańsze i jeszcze lepsze produkty.


 


Bez względu na poziom rozwoju technicznego, nawet kiedy koszt działania maszyn i komputerów w przeliczeniu na jedną osobę będzie niemal zerowy, więc zarabianie wielu osób na podstawowe produkty będzie ograniczało się do konieczności wyboru, czyje reklamy chcą obejrzeć, to najbogatszym i tak będzie ogromnie zależało, aby wydobyć z nas potencjał. Nie będzie to potencjał na poziomie wykonywania prozaicznych czynności, bo to będą robić maszyny i komputery. Najbogatsi nie pozwolą sobie na marnotrawstwo kapitału w postaci nic nie robiących ludzi – prędzej przeciętny człowiek sam będzie chciał wegetować. Będą powstawać nowe pomysły i nowe potrzeby, bo człowiek ma wiele cech, których nigdy nie zastąpią maszyny i komputery. Te cechy to wolna wola, charyzma, sztuka, humor i wszystko inne, co jest owocem naszej duchowości i podmiotowości. Już dziś mamy takie usługi jak hotele dla psów, programy telewizyjne o złomiarzach czy mistrzostwa w jedzeniu pączków – tego nie wymyślą i nie zrealizują roboty. W alternatywnej rzeczywistości, ludzie biorący udział w tego typu przedsięwzięciach byliby jakimiś szarymi robotnikami – a dziś mogą spełniać się bardziej jako ludzie, a nie jako maszyny. Jedyna wada rozwoju jest taka, że im jest on szybszy, tym wymaga częstszego przekwalfikowania. Kiedyś profesje wymierały wiekami, potem w setkach lat, dziś w dziesięcioleciach, a niedługo być może nawet i co rok. To jednak niska cena za to, że dzisiaj każdy przeciętniak żyje na lepszym poziomie, niż król 100 lat temu!


 


Podsumowując, nie patrzmy na to, ile procent majątku najbogatszych posiadamy. Nie martwmy się, że ich przewaga się zwiększa. Osoba o mentalności pracownika różni się od osoby o mentalności biznesmena tym, że ten drugi wydaje na swoje przyjemności tylko wtedy, gdy już zarabia dużo. Większość swoich pieniędzy inwestuje w biznes, bo wie, że jeżeli zainwestuje za mało, to wypadnie z rynku i straci wszystko. Tymczasem typowy pracownik ile dostanie, tyle wyda – nie przyczyniając się do rozwoju. Coraz większe majątki najbogatszych oznaczają tylko tyle, że to my coraz lepiej żyjemy, bo to nas obsługują te majątki. Oni nie są w stanie wydać na siebie tych pieniędzy – prawie wszystko, co kupują pracuje na rynku. Oczywiście, możemy demokratycznie zmusić ich do rozdania majątku, tylko nie wiem, ile potem zapłacimy za produkty i usługi oraz jakiej będą jakości, skoro ich oferowaniem zaczną zajmować się jakieś chłopki roztropki, którym je rozdano! Owszem, da się stworzyć system, w którym większość ludzi będzie mieć większość majątku. Niestety wtedy owoce wcześniejszego rozwoju zacznie kontrolować władza publiczna – nie dbając o ich rozwój, bo nie będzie takiej konieczności. Wszyscy będą pracować spokojnie i powoli, nikt nie będzie męczył się myśleniem, wszyscy będą zarabiali dużo, tylko że potem cała reszta będzie płacić za te marne ochłapy bardzo dużo, przez co wszyscy będziemy mieć mało. Zazwyczaj lepiej mieć 90% niż 1%. Jeżeli jednak w pierwszym przypadku pula wynosi 10, a w drugim 1000, to jednak lepiej mieć ten 1% z 1000, niż 90% z 10. O ile wszyscy będziemy podmiotami równego prawa, które chroni wolnego rynku, to żaden czołowy biznesmen, bez względu na rozwój robotów i komputerów, nie pozwoli nam się nudzić z jednego, bardzo prostego powodu – konkurencja wymyśliłaby jak można wykorzystać wyjątkowe cechy człowieka i zdobyłaby przewagę! Nie ma takiej teoretycznej możliwości, że na wolnym rynku rozwój doprowadzi do pogorszenia bytu. Pieniądze biznesmenów pochodzą z dobrowolnych decyzji ludzi. Im bardziej rozwinięty rynek, tym bardziej chłonie produkty wynikające z wyjątkowych cech człowieka, dlatego pracy nigdy nie zabraknie. Po prostu będzie to znacznie bardziej ambitna praca.




http://www.MateuszDrabik.md

http://www.facebook.com/Mateusz.Drabik.MD

http://www.facebook.com/KonserwatywnyKosmopolityzm

http://www.MateuszDrabik.md http://www.facebook.com/Mateusz.Drabik.MD http://www.facebook.com/KonserwatywnyKosmopolityzm

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo