Posłał Donek raz Broneczka
do wyborców do miasteczka.
Rusza Bronek rady wielce,
ale potknął się na belce.
Zadrżał z trwogi, zmiękły nogi,
że poparcie w dół opadnie,
A tam czekał Donek srogi
żeby skarcić go przykładnie:
"No i cóż? No i cóż?
Ledwie bąknął, gafa już!
Ładne rzeczy! Ładne rzeczy!"
A nasz Bronek tylko beczy:
"To nie było mym zamiarem,
wstrzymaj swą karzącą dłoń:
Ja mam tylko oczu parę,
Wikipedia - milion stron."
Posłał Donek znów Broneczka
na kampanię do miasteczka.
Żwawy Bronek mknie raz-dwa-trzy,
by uniknąć złych przytyków
Nagle staje, nagle patrzy:
woda spływa do Bałtyku.
No i Bronek ma przyjemność,
zaś Donkowi w oczach ciemno:
"Ledwieś wyszedł, a już grzeszysz,
wyrzucając zbędne słowa,
może jeszcze się ucieszysz,
żem z Sopotu, nie z Krakowa?"
Bronek na to: "Czemuś gniewny?
Oszczędź razy mojej rzyci,
wszak wciąż w kraju deszcz ulewny,
ludzie z wodą są obyci!"
Tu trafiła febra Donka,
wziął postronka,
związał Bronka.
I stąd morał nam wypada:
głosy chcesz -
- jak najmniej gadaj.
Inne tematy w dziale Rozmaitości