meaculpa meaculpa
575
BLOG

List otwarty -ze zdjęciami- do Edmunda Klicha.

meaculpa meaculpa Polityka Obserwuj notkę 9

 

Szanowny Panie,

Mijają kolejne tygodnie od katastrofy w Smoleńsku a o jej przyczynach nadal nic nie wiemy. Odnoszę wrażenie, że błądzi Pan we mgle i nie chce ujawnić prawdopodobnej przyczyny tej katastrofy.

Według mnie wystarczyłoby odsłuchanie ostatnich 10 min. zapisów rozmów w kokpicie, z kontrolerem z wieży a także podanie parametrów technicznych takich jak; wysokość, szybkość, kierunek lotu a także wskazania urządzeń pokładowych w momencie katastrofy żeby z 99% prawdopodobieństwem określić przyczynę tego wypadku.

Analiza ogólnodostępnych zdjęć z miejsca wypadku czy materiałów dotyczących samolotu, jego wyposażenia pozwala na wysunięcie hipotezy, że do tej katastrofy doszło w wyniku zakłócenia pracy urządzeń nawigacyjnych w TU 154M o numerze bocznym 101.

Zanim przedstawię Panu moją hipotezę chciałbym przytoczyć kilka informacji dotyczących samolotu w którym zginął Prezydent RP wraz z osobami towarzyszącymi. 

W odróżnieniu od maszyn seryjnych Tu 154M nr.101 otrzymał w trakcie kolejnych remontów/przeglądów przede wszystkim nowoczesne wyposażenie awioniczne a także nowe silniki. 

Urządzenia łączności stanowiły:

- radiostacje KF Mikron, UKF Orłan-85ST, telefon satelitarny (od 2008 roku), radiostacja R-855UM, urządzenie łączności wewnętrznej SPU-7B, system głośnikowy SGS-25, magnetofon rejestracji rozmów załogi Mars BM.

         Bezpieczeństwo wykonywania zadań w powietrzu umożliwiały nowoczesne urządzenia nawigacyjne:

- zdwojony system nawigacyjny FMS UNS-1D (produkcji Universal Avionics) z komputerem nawigacyjnym Navigation Computer Unit (NCU) oraz dwoma panelami sterowania i kontroli (FPCDU – Flat Panel Control Display Unit) i dwoma kompletami dwunastokanałowych odbiorników GPS z antenami CI 401

- radiokompas ARK-15M,

- radiowysokościomierz RW-5M,

- system nawigacji i lądowania Kurs-MP-70,

- dodatkowy odbiornik nawigacyjny GPS Bendix/King KLN-89, wcześniej użytkowany był odbiornik Garmin 155XL, samolot n/b 101 posiadał kolejny odbiornik GPS-1000 z antenę typ CI 401,

- odbiornik sygnałów radiowych Radio Reference Sensor z anten± DME, splitterem sygnałów VOR,

- system sterowania samolotem ABSU-154-2,

- system kursowy TKS-P2,

- system danych aerodynamicznych WBE-SWS,

- system zobrazowania powierzchni ziemi i ostrzegania o zbliżaniu do przeszkód terenowych TAWS

- system antykolizyjny TCAS-II (wykrywa do 45 obiektów, obrazuje 30 z nich)

- radar pogodowy RDR-4B

- wyświetlacz wielofunkcyjny MFD-640,

- dopplerowski miernik kąta znoszenia i prędkości podróżnej DISS-013,

- przenośny napęd dysków (Omega DTU) na stanowisku nawigatora.

Tu-154M Lux wyposażono także w rejestratory eksploatacyjne QAR (produkcji ATM) zbierające parametry pracy silników.

„Prezydencki” samolot stał się tym samym jednym z bardziej zaawansowanych Tu-154 użytkowanych na świecie! Tak wyposażony samolot, pilotowany przez doświadczoną załogę nie miał prawa się rozbić!

Czy zastanawia się Pan co mogło spowodować tę katastrofę jeżeli wszystko urządzenia pracowały właściwie?

Co/kto spowodowało, że załoga na 1 km przed pasem rozpoczęła dość gwałtowny manewr podejścia do lądowania? Dlaczego załoga przekonana była, że zbliża się do pasa?

Dlaczego Tu-154 nie lądował od zachodu?

Od strony zachodniego podejścia do pasa teren jest płaski.  Widać, że jest to wielkie pole uprawne, bez tarasów – więc płaskie. Nawet gdyby z powodów technicznych prezydencki samolot tutaj musiał dotknąć ziemi, skutki kontaktu z ornym polem byłyby porównywalne ze skutkami niedawnego wodowania samolotu na rzece przy Manhattanie. Regułą jest kierowanie startu i lądowania samolotów pod wiatr a nie z wiatrem jak to uczyniła w tragiczną sobotę obsługa smoleńskiego lotniska.

 

Szanowny Panie!

Nie jestem specjalistą od katastrof lotniczych dlatego pozwolę sobie przytoczyć opinię ludzi którzy znają się na rzeczy: 

Marek Strassenburg Kleciak i Hans Dodel dla Niezależna.pl , 20-05-2010 11:34

Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, w 100 proc. potwierdza tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu - twierdzą Marek Strassenburg Kleciak, specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji, i Hans Dodel, ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation”.
Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika (zauważyła
to telewizja TVN24), że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Wyłączenie autopilota nastąpiło 5,4 sekundy przed uderzeniem w pierwszą przeszkodę.

To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych. Dodajmy, że wyłącza się go jednym ruchem ręki, a więc w ciągu sekundy można – jeśli jest taka potrzeba – przejść na sterowanie „ręczne”.
Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, blisko obok siebie leżące tzw. waypoints: 10 km przed pasem / wysokość 500 m, 8 km / 400 m, 6 km / 300 m, 4 km / 200 m, 2 km / 100 m - ten ostatni punkt to tzw punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jesli pilot nie widzi tutaj pasu startowego, to MUSI zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko.
Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że - jak już zaznaczyliśmy - można to zrobić w sekundę.

Dziennik "Fakt", powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci - dotąd spokojni - zaczęli wołać: "Daj drugi... W drugą!" Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości - prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB.

Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero
kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych satelitarnych.

To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem odbiór GPS w Tu-154 był zakłócony – co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej – jest oczywiste. Najprostszą metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu.

W przypadku Tu-154, podchodzącego właśnie do lądowania, wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można "ustawić" z precyzją do 0,3 metra, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. W podobny sposób można też zmylić wysokościomierz
radiowy. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotąd, jakie ciśnienie podali dowódcy Tupolewa), załoga samolotu była - nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku - bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj – rozległa niecka – stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku.

Wskazania wysokości przez GPS nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). System ten włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 metrów nad ziemią. Piloci słusznie zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się laduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy. Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc 5 metrów nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego... Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji.

Dla laików wątpiących w techniki rodem z Jamesa Bonda: od czasu lotniczych zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center w prawie wszystkich krajach świata używa się meaconingu do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe.

Atak na przyrządy nawigacyjne można stwierdzić po analizie czarnych skrzynek.
Niestety, rejestratory lotu to nośniki magnetyczne i usunięcie śladów meaconingu – zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów - nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby nikt im w tym nie przeszkadzał.



Marek Strassenburg Kleciak
specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji
Hans Dodel
ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki
„Satellitennavigation” „

Co do zmiany położenia lub zakłócenia pracy radiolatarni to sprawa jest jeszcze prostsza z technicznego i logistycznego punktu widzenia!

Z wyrazami szacunku,

Mea Culpa

PS. W załączeniu znajdzie Pan grafikę ilustrującą problem. Uwaga! Drastyczne zdjęcie! Długo się zastanawiałem nad umieszczeniem zdjęcia miejsca wypadku. Doszedłem jednak do wniosku, że publikowane dotąd zdjęcia szczątków maszyny "odhumanizowywują" rozmiar i charakter tej tragedii. To tak jak z publikacją zdjęć z np. wojny w Afganistanie czy Iraku - bez pokazywania skutków tych "pokojowych" misji.

Pod Smoleńskiej zgineli w sposób tragiczny LUDZIE a nie tylko rozbił się samolot!

Zdjęcie jest małe i nie pozwoli na identyfiakcję ciał i mam nadzieję, że nie naruszam publikacją ich godności.

tu
 

 

 

meaculpa
O mnie meaculpa

Konserwatywno liberalny: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz – ale życie oddam za to, byś mógł mówić to, co mówisz”

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka