Wracałem do domu. Pociągiem. Była sobota. Zaraz po przyjeździe musiałem się szykować na kolejne wesele na którym miałem zagrać. Dzień był upalny. Ponieważ pociąg, którym zamierzałem wracać odjechał mi sprzed samego nosa nie miałem co robić. Do odjazdu następnego pociągu zostało mi sporo czasu. Trochę powałęsałem się po peronach, zajrzałem do kolejowego bufetu. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłem, że prowadzą tam sprzedaż piwa. Było co prawda tylko puszkowe ale było. Postanowiłem jedno wypić. Nie zaszkodzi. Nawet będzie się lepiej grało. Ponieważ jak wspominałem upał był niemiłosierny, jedno piwo narobiło mi tylko smaku. Myślę sobie: "Co to dwa piwa dla dorosłego człowieka?" Wypiłem. Po drugim przyszła kolej na trzecie. Zdążę dojść do siebie zanim dojadę. Trochę co prawda już odczuwałem jego skutki ale co tam! Po wypiciu czwartego pomyślałem: "Nie ma żartów. Czas przystopować" ale zamówiłem już piąte. Piąte trochę mnie sponiewierało, niedużo ale na tyle, że zacząłem się martwić graniem. Czułem, że przesadziłem. Gdy tak siedziałem nad piątym piwem gryziony przez robaka winy podszedł do mnie kolega. Po wymianie uprzejmości spojrzał na mnie, potem na piwo które piłem. Wziął do ręki puszkę po czym stwierdził: "Nigdy bym nie przypuszczał, że pijesz bezalkoholowe". Wyrwałem mu puszkę z ręki. Faktycznie. Bezalkoholowe. Natychmiast wytrzeźwiałem.
Na weselach zdarzały się różne rzeczy. Wspomnę tylko o paru. Raz mieliśmy grać w czasie Bożego Narodzenia. W drugi dzień świąt. Przed udaniem się do domu Państwa Młodych wstąpiliśmy jak zwykle na jedno piwo do pobliskiego baru. Barmanka stwierdziła: "To wy mieliście grać u tego co się powiesił". Myśleliśmy, że żartuje. Nie żartowała. Pan Młody powiesił się parę dni przed swoim weselem. Na wózku akumulatorowym w zakładzie w którym pracował. Ponieważ już przyjechaliśmy zagraliśmy na stypie.
Kiedyś przyjeżdżamy na wesele a tam Panna Młoda płacze. I to mocno. Myślimy - ze szczęścia. Nic podobnego. Pan Młody zniknął kilka dni wcześniej i się nie pojawił do czasu własnego ślubu. Sprawa o tyle była skomplikowana, że płacz Panny Młodej nie był zdefiniowany: czy płakać z wściekłości, że nie przyszedł bo się rozmyślił, czy z żałości, że coś mu się stało. Ponieważ goście już przybyli i to z różnych stron Polski, wesele się odbyło. Bez Pana Młodego. Muszę przyznać, że grałem na weselszych stypach.
Świat ten jest już tak zbudowany: rządzą nim nie najmądrzejsi lecz najbardziej bezwzględni, Często też, zwyczajni głupcy. Niestety, nie jestem jeszcze wystarczająco stary żeby mi skleroza pozwoliła o tym zapomnieć.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości