Każda kultura w pewnej mierze oparta jest na hipokryzji. Nawet u nas powinna ona mieć granice.
Janusz Świtaj miał 14 lat na dojście do wniosków, do których doszedł. Zanim znalazł się w centrum uwagi, wyczerpał możliwości zmiany swojej sytuacji. Z pewnością próbował wszelkich sposobów poprawienia swojego losu, a przynajmniej uczynienia go znośnym. Pisał do enefzetów, rzeczników, ministrów, prezydentów, premierów... Bezskutecznie. Trudno się zresztą dziwić. Każdy przecież taki zagoniony. Tyle spraw na głowie, tyle obowiązków, tyle bieżących problemów. Czy świat by się zawalił, gdyby Janusz Świtaj wykazał większą cierpliwość? Gdyby poczekał jeszcze trochę?
Nie zapominajmy jednak, że przypadek sparaliżowanego trzydziestodwulatka jest tylko najbardziej spektakularnym. W naszym kraju żyje cała masa ludzi zbędnych. Przejawem skrajnej hipokryzji jest odmawianie im prawa do eutanazji, albo zniechęcanie do popełnienia samobójstwa. Dobrowolna śmierć jest przecież jedynie ostateczną formą emigracji. A jak wiadomo nie tylko świat, ale i nasza ojczyzna od dawna cierpi na przeludnienie. Nie trzeba o tym przekonywać młodych wykształconych Polaków, dla których jedyną szansą na przetrwanie jest zamiatanie ulicy, zmywak albo obóz koncentracyjny w gospodarstwie rolnym w którymś z pięknych krajów Zachodu. Na naszych oczach historia zatoczyła koło. Kraj, który szczyci się liczącą setki lat tradycją wolności, może sobie dziś przypomnieć, że u zarania był jednym z największych eksporterów niewolników. Zdrowi konserwatyści z pewnością przyklasną mi w tym miejscu. Czyż bowiem każdego stać na wolność?
Dlatego osobniki społeczeństwu zbędne, powinny nareszcie wyzbyć się marzeń o godnym życiu i przywiązania do fantomu osobistej wolności. Nie łudźmy się. Nie ma jej i nigdy nie było. To jeno puste hasło. Frazes, którym żądni władzy cwaniacy mamią otępiały tłum. I niczego w tej mierze nie zmieni boska sankcja i ewangeliczny ton. Nawet gdy go przybiera udrapowany w wartości etyk o czystym sercu, który potrafi się zdobyć nie tylko na piękne pouczenia, ale i czynne współczucie cierpiącemu.
Ci, których stać na trzeźwy osąd, powinni stanąć przed lustrem i śmiało samym sobie rzucić w twarz: „Spieprzaj, dziadu! Jeśli nie za granicę, to na tamten świat.” Oczywiście, nie każdy to potrafi. Sprostanie takiemu wyzwaniu wymaga krztyny odwagi. Wymaga pracy nad sobą. I nie ulegania mirażom. Jeśli doszedłeś do wniosku, że i ty należysz do tych, którym lepiej byłoby katapultować się z tej rzeczywistości, pozostaje uczciwie wyciągnąć konsekwencje. Czynem. Niekoniecznie wraz z ogłoszeniem tego wszem i wobec. Po cichutku i z klasą.
Inne tematy w dziale Polityka