Słowa prezydęta Dudy, przez niektórych częściowo słusznie uważanego za wiceprezydenta Ukrainy, że nikt poważny w Polsce nie rozważa wprowadzenia stanu wyjątkowego znaczą jedynie, że uważa on swojego mentora Jarosława Kaczyńskiego za osobnika niepoważnego, bo czemuż niby mogło być poświęcone specjalne posiedzenie Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych, któremu przewodniczył prezes a nie Błaszczak.
W szranki z kilerem Kaczyńskim stanął kiler Morawiecki i zaproponował aby Polska stała się mocarstwem atomowym. Wprawdzie USA, od którego aktualnie to zależy, zabrakło wyobraźni i nie zgodziły się aby polskie gospodynie wiejskie pomiędzy garnkami ze smalcem i śmietaną oraz pod siennikami trzymały bomby atomowe ale świat o naszych wielkomocarstwowych aspiracjach usłyszał. Z wypowiedzią Morawieckiego niestety jest tak jak z bąkiem hrabiny - choć on sam już pewnie wolałby, żeby został między nami, niestety rozejdzie się bo to głos premiera kraju aspirującego do roli przewodzenia krajom postkomunistycznym.
Sam prezydęt po raz kolejny pokazał światu, że on do Kijowa nie jeździ pomachać widłami. Źli ludzie plotkują, że zadowala się ponoszeniem teczki za Żełeńskim ale, póki co, wstydzi się tego.
"Kończ waść, wstydu oszczędź" nabrało nowego znaczenia.
