Polski horror – to brzmi dumnie. Z takiego założenia wyszli chyba twórcy filmu „Pora mroku” (w kinach od 18 kwietnia) i ta duma z nakręcenia pierwszego od lat polskiego horroru w zupełności im wystarczyła. Niestety jednak nam, widzom, duma twórców jest mało przydatna. Szczególnie gdy na ekranie ujrzymy marny horror, który zbyt często przypomina komedię, a nie film grozy. Przynajmniej takie są moje odczucia. Zresztą nie tylko moje, bo podczas projekcji sala wybuchała śmiechem co najmniej kilka razy. Ale wróćmy do meritum.
Czwórka młodych ludzi (Natalia Gorczyca, Katarzyna Maciąg, Jakub Wesołowski, Jakub Strzelecki) udaje się na Dolny Śląsk. Cel podróży – rekreacyjno-rozrywkowy, ale nie tylko – jedna z bohaterek jedzie bowiem na Śląsk aby odnaleźć brata, który zaginął tam roku temu. W roli brata występuje Jan Wieczorkowski. Nasi bohaterowie trafiają w miejsce, które nie przypomina raju na Ziemi. Jest zdecydowanie bardziej podobne do piekła. Zostają uwięzieni w opuszczonej kopalni (albo fabryce, tego nie wie nikt). W tym samym czasie (co za filmowe określenie) kilkoro młodych gniewnych odsiadujących wyroki w poprawczaku trafia do pracy w szpitalu psychiatrycznym położonym nieopodal opuszczonej kopalni, w której uwięziono naszych bohaterów. Wśród młodych przestępców jest Karolina (najlepsza na ekranie Natalia Rybicka), która staje się główną bohaterką opowieści. Odkrywa, że w szpitalu dzieją się dziwne rzeczy – pacjenci są gdzieś wywożeni i nie wracają, a personel zachowuje się podejrzanie. W rozwikłaniu zagadki Karolinie pomaga Zolo (bardzo dobry i zabawny Paweł Tomaszewski), świr, który dziwnym trafem dokładnie zna rozkład szpitala, podziemnych tajnych przejść łączących szpital z kopalnią, a także zwyczaje personelu. Ciekawa historia zważywszy na to, że Zolo siedzi w zamkniętym szpitalu dla umysłowo chorych pilnowany przez sadystyczny personel. Pewna drobna niespójność, ale nieważne. Karolina i Zolo trafiają więc na trop wielkiej afery za którą stoją… naziści. Tutaj widz już albo przeciera oczy ze zdumnienia, albo pada ze śmiechu. Gdy na ekranie zobaczymy starszych panów, którzy mówią po niemiecku i torturują młodych Polaków to śmiech sam nasuwa się na usta. Skąd, u licha, naziści na Dolnym Śląsku ponad 60 lat po wojnie? Już śpieszę z wyjaśnieniem – prowadzą tam badania na przenoszeniem duszy i mózgu z jednego ciała do drugiego. Wszystko to po to, aby osiągnąć nieśmiertelność. Nie ma się z czego śmiać. Wątek jest poważny. Miał być poważny – tak lepiej. Nasi bohaterowie próbują więc uciec przed podstarzałymi nazistami, których szefowa używa inhalatora i przez to jej oddech staje się łudząco podobne do oddechu Dartha Vadera. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak toczy się akcja filmu i jakie jest jego zakończenie to wybierzcie się do kina. Na własną odpowiedzialność.
„Pora mroku” to dowód na to, że niektórzy filmowcy dobrzy w swoim fachu nie powinni zmieniać swojego miejsca na filmowym planie. Reżyser – Grzegorz Kuczeriszka – jest bardzo dobrym autorem zdjęć, choćby do „Kilera”. Po co więc ładuje się w reżyserkę? Tego nie wiem, ale na jego usprawiedliwienia można powiedzieć, że w „Porze mroku” zajmował się zarówno reżyserią jak i zdjęciami. Mógł więc sobie nie poradzić. Oczywiście mógł też zatrudnić kogoś innego do zdjęć. Może byłoby lepiej. Może. Kuczeriszka nakręcił też ostatnio serial „Teraz albo nigdy”. Ta produkcja akurat mu się udała. Oby „Pora mroku” była wypadkiem przy pracy. Niestety jednak Kuczeriszka nie zauważa, że film mu się nie udał. Na premierze zachęcał do oglądania przekonując, że „Pora mroku” to kawał dobrego kina. Zostawmy to bez komentarza.
Aktorzy i aktorki w „Porze mroku” to temat taki sobie. Natalia Rybicka i Paweł Tomaszewski zasługują na wyróżnienia. Gdyby nie ten duet film byłby o kilka klas gorszy. Tak, tak – mógłby być jeszcze gorszy, chyba. Gorczyca, Maciąg, Wesołowski czy Wieczorkowski niby też trzymają poziom, ale osadzeni w takiej produkcji nie mogli pokazać za wiele dobrego. Zabawni i średnio straszni są za to źli bohaterowie „Pory mroku”. Lekarze ze szpitala i emerytowani naziści nie budzą zamierzonej grozy, ale aktorzy wcielający się w tej postacie wypadli całkiem nieźle. Gra aktorska jest chyba najmocniejszą stroną filmu. Jak więc widać ma on też mocne strony.
Mimo wszystko jednak „Pora mroku” to jeden z najgorszych polskich filmów ostatnich lat. Kolejny przykład tego, że horror to gatunek trudny do dobrego zrealizowania. Zdecydowanie łatwiej nakręcić parodię horroru.
Marcin Żukowski
Wideorecenzja "Pory mroku" tylko w MłodejRP.tv - tutaj.
Naszymi celami są m.in. wspieranie przedsiębiorczości, dialogu oraz aktywności młodych ludzi. Więcej na naszej stronie - www.MlodaRP.org
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura