Nie ma chyba osoby, która nie znałaby serialu „Seks w wielkim mieście”. Jest to produkcja amerykańskiego HBO, która podbiła serca widzów (głównie damskiej części publiczności) w wielu krajach, między innymi w Polsce. Serial doczekał się sześciu serii, a 20 czerwca 2008 roku w polskich kinach pojawił się pełnometrażowy film „Seks w wielkim mieście” (w reżyserii Michaela Patricka Kinga), którego akcja dzieje się po zakończeniu ostatniej serii serialu.
Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker), utalentowana pisarka, podziwiana ikona mody i zarazem lubiana przez wszystkich „dziewczyna z sąsiedztwa”, powraca, aby nadal podbijać serca sardonicznym poczuciem humoru – słynnym, niezrównanym i ostrzejszym niż kiedykolwiek - przeżywając z widzami swoją własną historię o seksie, miłości i opętanych modą samotnych dziewczynach w Nowym Jorku. Nowy Seks w wielkim mieście podejmuje opowieść w cztery lata od chwili, gdy zakończył ją przebojowy serial HBO – cztery femmes fashionable, nasze przyjaciółki: Carrie, Samantha (Kim Cattrall), Charlotte (Kristin Davis) i Miranda (Cynthia Nixon), żonglując – jak zwykle – związkami i stanowiskami, poznają blaski i cienie macierzyństwa, małżeństwa i nieruchomości na Manhattanie... niektóre z nich – przygotujcie się na szok – mogą nawet szukać szczęścia w innych dzielnicach poza granicami Manhattanu.
Chris Noth ponownie wciela się w ikonową rolę atrakcyjnego, choć nieuchwytnego partnera Carrie, Mr. Biga. David Eigenberg powraca na ekran jako Steve Brady, pragmatyczny i prostoduszny, lecz zarazem pełen uroku mąż Mirandy, Evana Handlera zobaczymy jako Harry’ego, niezawodnego i kochającego męża Charlotty, a Jason Lewis będzie znowu Smithem Jerrodem, aktorem, klientem i oddanym wielbicielem Samanthy.
Może gdybym był fanem serialu to oceniałbym filmową wersję „Seksu…” inaczej. Przyznam się jednak, że serial nigdy mnie nie wciągnął, a więc może nie wyłapałem wszystkich smaczków, żartów i trików kinowej wersji „Seksu w wielkim mieście”. To byłoby na tyle jeśli chodzi o moje usprawiedliwienie. Zresztą to nie ja jako widz powinienem się usprawiedliwiać. To twórcy powinni zrobić film, który jest zrozumiały także dla tych, którzy serialu specjalnie nie oglądali. To im się względnie udało, ale okazało się to za mało, by zrobić naprawdę dobry film.
„Seks w wielkim mieście” to nie jest kino przełomowe. Jeśli możemy uznać, że serial miał duży wpływ na kulturę, spory wymiar symboliczny i trafiał do serc oraz umysłów widzów to kinowy film taki nie jest. Ja spodziewałem się czegoś więcej, a dostałem kolejną komedię romantyczną. Jasne, lubię takie pozytywne, miłe komedie romantyczne, ale „Seks w wielkim mieście” to chyba coś bardziej pikantnego, niepoprawnego i inteligentniejszego. Owszem, w filmie jest kilka błyskotliwych dowcipów, ale niestety więcej jest tych mniej wyszukanych. Jeśli chodzi o przekaz symboliczny i kulturowy filmu to należy zwrócić uwagę na to, że bohaterki ustatkowały się. Biorą śluby, rodzą dzieci, wychowują je i tak dalej. Podobno w serialu było trochę inaczej, ale postarzały się, a poza tym zmienił się świat i to pewnie dlatego tak wygląda. A co więcej jest w tym filmie ciekawego? Nie mam pojęcia i muszę przyznać, że mam pewien problem z jednoznaczną oceną „Seksu...”. Jeśli spojrzymy na niego tylko przez pryzmat innych komedii romantycznych to prezentuje się nieźle, ale jeśli porównamy go z serialem i tym jakie poruszenie wzbudzał swego czasu serialowy „Seks…” to film wypada bardzo marnie. Nie da się też nie zauważyć, że film jest pewną reklamą markowych ciuchów. Mamy tu do czynienia z czymś na kształt „Diabeł ubiera się u Prady” (choć w „Diable…” była świetna kreacja Meryl Streep i niegłupie przesłanie). Nie jestem przeciwnikiem metek i zwolennikiem antyglobalizmu, ale momentami autorzy filmu trochę przesadzają.
„Seks w wielkim mieście” to niewątpliwie ważny epizod w historii telewizji. Telewizji, a nie kina, bo to serial był kultowy, ważny i przełomowy. Przełamał tabu, pokazał kobietom i mężczyznom (także w Polsce) trochę inny świat, a do tego podobno (opieram się na opinii koleżanki, która serial oglądała) był błyskotliwy i zabawny. Niestety film jest znacznie gorszy i myślę, że autorzy mogą sobie pluć w brodę, że nie wykorzystali tak dobrego materiału. Fani „Seksu…” i tak tłumnie uderzą do kin, a twórcy pod koniec filmu zrobili taki myk, który pozwala im bez kłopotu nakręcić sequel filmu.
Marcin Żukowski
Naszymi celami są m.in. wspieranie przedsiębiorczości, dialogu oraz aktywności młodych ludzi. Więcej na naszej stronie - www.MlodaRP.org
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura