MłodaRP MłodaRP
25
BLOG

Gwiezdne inaczej

MłodaRP MłodaRP Kultura Obserwuj notkę 0

Zarządzający jedną z największych marek w światowym kinie, a właściwie to w globalnej kulturze, co jakiś czas muszą nam o sobie przypomnieć nowym filmem. Trzy lata temu mieliśmy „Zemstę Sithów” i to miał być koniec. Tak się jednak nie stało.

Po trzech latach przerwy do kin powracają więc „Gwiezdne wojny”. Tym razem po raz pierwszy w wersji animowanej. O co w nich chodzi?

Galaktykę pustoszą Wojny Klonów – potężny, wewnętrzny konflikt zbrojny, w którym nikczemni Separatyści i stworzone przez nich armie droidów występują zbrojnie przeciwko Republice i jej obrońcom – Rycerzom Jedi. Pragnąc zyskać przewagę w krwawej wojnie, Rycerz Jedi Anakin Skywalker i jego padawan Ahsoka Tano wyruszają w misję o dalekosiężnych konsekwencjach, w trakcie której staną twarzą w twarz z legendarnym lordem zbrodni, Jabbą Huttem. Jakby mało było wyzwań czekających ich na Tatooine, Anakin i Ahsoka muszą uchodzić przed pościgiem Hrabiego Dooku i jego złowieszczych wysłanników – a wśród nich tajemniczej Asajj Ventress – którzy, aby pokonać i zniszczyć Jedi, nie cofną się przed niczym. Tymczasem na frontach wielkiej wojny Obi-Wan Kenobi i Mistrz Yoda, stając na czele armii klonów, podejmują bohaterską próbę powstrzymania sił ciemności.

Akcja „Wojen klonów” koncentruje się właśnie na walce, na wojnach klonów, które toczyły się kilkadziesiąt lat przed tym, co widzimy w „Nowej nadziei”, czwartym epizodzie fabularnej sagi „Gwiezdnych wojen”. Film animowany ma jednak to do siebie, że nigdy nie będzie na tyle głęboki i wartościowy, co fabularny. „Wojny klonów” to jeden z bardziej widowiskowych filmów animowanych w ostatnich lat, a może i w historii kina. Akcja jest wartka, sceny walki prezentują się efektownie, ale to nie są te „Gwiezdne wojny”. Nie ma w nich muzyki Johna Williamsa, standardowej czołówki z pełzającymi żółtymi literami i paru innych rzeczy. Nie ma więc tego klimatu i głębszych treści, które fabularne filmy Lucasa zawierają. Jednak to, co piszę nie musi oznaczać absolutnej krytyki pierwszych animowanych „Star Warsów” na dużym ekranie.

Film jest pod względem technicznym bardzo udany. Nawet dorosły widz nie będzie się nudził. Dla młodszych fanów gwiezdnej sagi „Wojny klonów” będą z pewnością sporą atrakcją. Starsi zaś pójdą na nie z sentymentem i albo będą niezadowoleni totalnie, albo stwierdzą, że to są „Gwiezdne wojny” zrobione w takim sposób, by dziś były jak najbardziej atrakcyjne. Bardzo dobrze się stało, że George Lucas nie zabrał się za tworzenie kolejnych fabularnych epizodów swojej opowieści o Jedi i Sithach, bo wtedy mogłoby z tego wyjść coś strasznego. Twórca „Gwiezdnych wojen” nie rozmienił jednak na drobne swojego genialnego dzieła. Jego wytwórnia wyprodukowała po prostu zgrabny dodatek, który fanom się spodoba, a dodatkowo przyciągnie do grona miłośników Luke’a Skywalkera i spółki młodszych. Ma to swoje plusy, bo nowe pokolenie sięgnie po starsze „Gwiezdne wojny” i doceni ich walory. Zachowana zostanie więc jakaś ciągłość. „Gwiezdne wojny” przenikną do kodu kulturowego kolejnego pokolenia. Zysk z tego dla ludzkości jest całkiem spory, bo saga Lucasa ma niewątpliwe walory artystyczne, edukacyjne i moralne. Zysk dla wytwórni, twórców i globalnego przemysłu rozrywkowego również będzie pokaźny. Co w tym złego?

Miłośnicy „Gwiezdnych wojen”, do których ja również się zaliczam, wybiorą się na „Wojny klonów” bez jakiejkolwiek zachęty. Nieprzekonanych do filmów o rycerzach Jedi zapraszam do kin także. Dzisiaj takim samym wstydem jak nieznanie przynajmniej dwóch wersów inwokacji z „Pana Tadeusza” jest brak zorientowania w „Gwiezdnych wojnach”. Czy warto się narażać? 

Marcin Żukowski

MłodaRP
O mnie MłodaRP

Naszymi celami są m.in. wspieranie przedsiębiorczości, dialogu oraz aktywności młodych ludzi. Więcej na naszej stronie - www.MlodaRP.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura