moher.do.bulu moher.do.bulu
570
BLOG

Z KE nici? Może jakiś woźny Kremla, byle z immunitetem?

moher.do.bulu moher.do.bulu Polityka Obserwuj notkę 5

UWAGA, teza będzie mocno kontrowersyjna! 

Ciekaw jestem, czy nawet wśród entuzjastów partii miłości można znaleźć takich matołów, którzy wierzą, że Donald T. nie chce zostać szefem KE? Z drugiej strony, grono, które dało wiarę, że naprawdę nie chciał zostac prezydentem, jest chyba całkiem liczne? Można by ten wątek pociągnąc i pytać dlaczego nagle zmienił zdanie, ale nikt chyba nie udzieli mi racjonalnej odpowiedzi.

Wbrew kształtującej sie opinii, premier tysiąclecia wcale nie zapowiedział, że definitywnie rezygnuje z walki o fotel szefa KE, a jedynie "ominął pytanie" redaktora tysiącelcia, twierdząc, że ma inne priorytety. I o dziwo tym razem nawet nie skłamał. A przynajmniej nie do końca. Gdyby w kwestii objęcia stanowiska szefa KE cokolwiek zależało od Donalda T., śpiewałby zupełnie inaczej. Ale on doskonale wie, że wbrew uprawianej propagandzie o niesamowitym wzroście znaczenia naszego kraju w Europie i na świecie, nie liczą się z nami już nie tylko w Brukseli i Berlinie (bo tak było od początku UE), ale również w Pradze, Kijowie, Tbilisi i Wilnie, o Moskwie nawet nie wspominając. Ostentacyjne olanie F. Holanda, kiedy przybył do Polski jeszcze jako kandydat na prezydenta również sytuację Donalda T. raczej komplikuje, niż rozjaśnia. Owszem, Pani Kanclerz darzy chyba Tuska osobistą przyjaźnią, ale po pierwsze, za rok może kto inny zasiadać w jej fotelu, a po drugie, chyba nawet ona nie będzie w stanie przeforsować kandydatury Tuska wbrew stanowisku dziwacznego sojuszu Paryża z Londynem, który w tej sprawie wydaje się pewny. Znak zapytania należy również postawić, czy Pani Kanclerz w ogóle zechce forsować ewentualną kandydaturę Tuska, kiedy zgłoszony ma byc powazny kandydat z jej kraju!? 

Moim zdaniem Donald T. może jednak mieć ważnego sojusznika w osobie W. Putina. Nie żeby Putin pałał jakąś szczególną miłością do tego durnia*, ale katastrofa smoleńska - niezależnie od jej rzeczywistych przyczyn - tak mocno ubezwłasnowolniła Tuska wobec prezydenta Rosji, że paradoksalnie, właśnie dla niego mógłby być on idealnym kandydatem-marionetką! Opowiadania, że Rosja nie należy do UE i dlatego o niczym nie decyduje nie są chyba nawet śmieszne, są po prostu żałosne. Na pytanie, czy wpływy Moskwy są aż tak silne i czy prezydent Putin uzna, że naprawdę potrzebuje w Brukseli marionetki, a nie partnera nie potrafię odpowiedzieć. Nie mam za to wątpliwości, że czerpie on jakąś sadystyczną satysfakcję z upokarzania naszego kraju i że ma świadomość, że w Brukseli może załatwić o wiele więcej, niż w Warszawie, również w kwestiach dotyczących naszego kraju.

O ile kwestia realnego objęcia ważnego stanowiska w strukturach unijnych przez Donalda T. , w wielu stolicach wywołuje zapewne salwę trudnego do opanowania śmiechu, o tyle co do potrzeby wzmocnienia jego pozycji na warszawskim podwórku, panuje zapewne zgoda wśród rozdających europejskie karty. Nie ma bowiem wątpliwości, że nieustannie korzystający z okazji, by siedzieć cicho Donald T. jest tysiąc razy wygodniejszym "partnerem" dla Pani Kanclerz, Panów Prezydentów (Moskwa, Paryż) i pomniejszych, niż marzący o "orbaniźmie" Kaczor. Dlatego należy się spodziewać, że Donald T. zostanie ostatecznie jednym z kandydatów na szefa KE, by w wyrównanym wyścigu przegrać dosłownie o włos. W europejskich stolicach będą sie pewnie nieźle bawić słuchając jego bełkotu, ale efekt socjotechniczny w kraju zostanie osiągnięty. Mającym słabszą pamięć, proponuję sięgnąć do publicystyki tefału i GWna z czasów naszej prezydencji albo Euro 2012. Można spodziewać się powtórki ze zdwojoną siłą. 

Na osobny komentarz zasluguje wywiad Donalda T. w Polityce, w którym zapowiada walkę o ... Polskę (sic!). Co robił przez ostatnie sześć lat? Z kim i co walczył? Byłoby śmieszne, gdyby nie bilion długu, rosnące bezrobocie, wszechobecna korupcja i powiększenie armii urzędasów o 150 tys. pasożytów, że na tych kilku sukcesach partii i rządu poprzestanę. No chyba, że zapowiedź walki do końca ma zupełnie inny wymiar. Donald T. zaszedł w kwestii smoleńska tak daleko, że dla utrzymania władzy gotów jest zrobić dosłownie wszystko. Liczenie wyborczych głosów w Moskwie na pewno nie stanowi tutaj kresu jego gotowości do walki. Gdyby mimo wszystko nie udało mu się zostać przy korycie, przyjmie każde stanowisko, byle z immunitetem. Choćby miał zostać odźwiernym na Kremlu, w Bundestagu lub w Brukseli... 

 

* w myśl orzecznictwa niezależnego, niezawislego i rzecz jasna aPOlitycznego sadu, wyrokujacego w imieniu III RP, nazwanie kogoś durniem, nie jest dla niego obraźliwe.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka