Moni Moni
416
BLOG

Rząd jak zwykle nie w tę stronę co trzeba

Moni Moni Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

 

Od początku było rzeczą oczywistą, że rząd nasz kochany zrobi wszystko, żeby ukręcić łeb inicjatywie referendum edukacyjnego bo jest mu ono po prostu nie na rękę. Uparli się jak osły /nie obrażając tych skądinąd pożytecznych, zwierząt/, że sześciolatki mają iść do szkoły i sześciolatki do szkół pójdą, niezależnie od tego co sądzą ich rodzice. Rodzice bowiem, wedle nowej mody to banda nieodpowiedzialnych osobników, którzy nie wiedzą jak własne dzieci wychować ani czego, gdzie i kiedy je uczyć, więc musi to za nich zrobić rząd i armia urzędników. Prawdziwym powodem nie jest jednak troska o edukację i wychowanie tylko zwyczajna kasa, do czego zresztą akurat nasi rządzący dziwnym trafem się przyznali. Chodzi o jak najszybsze wypchnięcie jako tako wyedukowanych pracowników na rynek pracy, bynajmniej nie po to, by podreperowali budżet domowy rodziców czy własnej założonej rodziny bo to też nie obchodzi rządu, tylko płacili podatki.

Ta reforma jest jednak równie głupia, jak poprzednie pomysły oświatowe tej ekipy /oraz kilku poprzednich / chociażby dlatego ,że jest kosztowna, nieprzemyślana i budzi słuszny opór rodziców. Nie gwarantuje też, że całe roczniki znajdą sie szybciej na rynku pracy bo w naszym systemie edukacyjnym dość łatwo zadekować się na dłużej a poza tym najlepiej wykształceni i tak wyjadą, więc podatki będą płacić gdzie indziej. Dużo sensowniej i taniej byłoby wprowadzić kilka niewielkich zmian, które kosztują znacznie mniej, a zapewniłyby szybciej i skuteczniej zasilenie budżetu państwa.

Już samo obniżenie kretyńsko wyśrubowanego wieku obowiązku nauki przy jednoczesnym rozluźnieniu bardzo restrykcyjnych przepisów dotyczących zatrudniania nieletnich. Obniżenie go o 2-3 lata spowodowałoby, że osoby, które nauką nie są zainteresowane, nie siedziałyby na darmo w szkole i zasiliłyby rynek pracy jako robotnicy niewykwalifikowani oraz osoby świadczące proste, a tak potrzebne usługi.

Gdyby jednocześnie przywrócono w całej pełni kategorię przyuczenia do zawodu i uznano by równorzędność nauki na przykład u rzemieślnika z nauką w szkole /kiedyś rodzice „oddawali do terminu” czyli do nauki zawodu u fachowca/ oszczędziłoby to siedzenia w ławce młodym ludziom, którzy się do tego nie nadają lub nie czują pociągu do książek a zapewniło by im naukę zawodu. Nikt przecież nie zabrania powrotu do nauki i zdobycia wykształcenia ogólnego po kilku latach pracy, już z własnej woli a więc znacznie sensowniej i produktywniej. Młody człowiek uczący się zawodu mógłby się przynajmniej częściowo sam utrzymać /a więc również płaciłby podatki/, nie męczył się w szkole, która i tak niewiele by mu dawała i szybko by się usamodzielniał. Szesnastolatek nie mający głowy do nauki podręcznikowej spokojnie może już na siebie zarabiać i jednocześnie uczyć się fachu. Przy okazji rozluźnienie przepisów dotyczących zatrudniania nieletnich pozwoliłoby również uczącej się młodzieży zarobić sobie na kieszonkowe czy zasilić ubogi domowy budżet, co w Stanach robią z powodzeniem już dwunastolatki, wykonując bez przeszkód odpowiednie dla siebie zajęcia. U nas od razu podnosi się wrzask o wykorzystywaniu pracy dzieci co jest bzdurą. W krajach zachodnich 13-14 letnie dziewczynki bywają opiekunkami małych dzieci, u nas za pozostawienie dziecka pod opieką nastolatka można w skrajnym przypadku /jak sie trafi na szczególnie durnego urzędasa co nie jest trudne/ nawet iść do więzienia.

Nieco kosztowniejsze ale nieodzowne byłoby przywrócenie /co już jakiej mierze się dzieje/ szkolnictwa zawodowego, oczywiście zorganizowanego z głową, zgodnie z potrzebami rynku. Szkolnictwo to, podobnie jak wiele średnich szkół technicznych, zniszczono bezmyślnie kilka lat temu co spowodowało wysyp niedouczonych i zmaltretowanych nieodpowiednim dla ich potrzeb programem nauczania absolwentów byle jakich liceów a następnie posiadaczy nikomu niepotrzebnych licencjatów. Wzrosła liczba osób z wyższym wykształceniem za to spadła liczba fachowców z różnych dziedzin i ludzi naprawdę wykształconych czyli posiadających konkretną wiedzę i umiejętności. Stopniowe przywrócenie tego rodzaju szkolnictwa jest o wiele lepsza gwarancją napływu upragnionych sum z podatków i idiotyczne tym kontekście obniżanie wieku rozpoczęcia nauki w szkole.

Dlaczego więc rząd nasz ukochany nie wprowadza takich rozwiązań? Moim zdaniem boi się kilku rzeczy, na przykład samodzielności ludzi wykształconych w systemie pozaszkolnym /czyli u fachowców/, zmniejszenia kontroli zarówno nad systemem nauczania jak i nad treściami wpajanymi młodym ludziom. Poza tym jestem przekonana, że połowa tego towarzystwa szczerze wierzy w durne ględzenie o „wyrównywaniu szans”, edukacji państwowej i „bezpłatnej” jako gwarancji „lepszej przyszłości” i inne tego typu dyrdymały a na zideologizowane myślenie jeszcze lekarstwa nie wymyślono, podobnie jak na głupotę. Podejrzewam zresztą, że chodzi o to samo lekarstwo.

 

 Autorka jest publicystką portalu www.3obieg.pl

Moni
O mnie Moni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości