Niecałe półtora roku temu miała miejsce ekshumacja i sekcja generała Władysława Sikorskiego.
Powodem tych czynności były wątpliwości i spekulacje dotyczące prawdziwych przyczyn śmierci generała. Pojawiły się one mimo upływu ponad 60 lat od jego śmierci.
Do tej pory jako przyczynę śmierci uznawano - ogólnie - katastrofę lotniczą.
Prezydent Lech Kaczyński również zginął w katastrofie lotniczej. Nikt nie zadaje - przynajmniej publicznie - pytań o konkretną przyczynę śmierci.
Również wzdragam się przed zadaniem takiego pytania. Każdy, kto ma choć trochę wyobraźni i odrobinę wrażliwości, może się domyślać, jak wyglądały ostatnie sekundy jego życia.
Ale to, że nie pytamy my, nie pytają media, nie zwalnia od zadawania takich pytań ludzi, którym za to płacimy. Prokuratorów.
Przepraszam za trywialne porównanie, ale jeśli policja znajduje w wannie męża zatrutego czadem z piecyka, to na miejscu automatycznie pojawia się prokurator. A jeśli denat miał wysoką polisę, jeśli sąsiedzi bąkną coś o kłótniach, to prokurator zaczyna węszyć. I bardzo dobrze, inaczej odsetek zaczadzonych mężów mógłby niebezpiecznie wzrosnąć. Inaczej mówiąc, prokurator wchodzi, jeśli są motywy lub niejasne sytuacje.
Czy teraz ich brakuje?
Powtarzam: nie chcę pytać o charakter obrażeń ofiar katastrofy, Nie chcę też słyszeć odpowiedzi. Ale chciałbym wiedzieć, że jest ktoś, kto takie pytania zadał i zna odpowiedzi.
Inaczej, za lat 50 czeka nas kolejna ekshumacja, a wcześniej wątpliwości i spekulacje.
