jozek jozek
56
BLOG

Sarko-Jet

jozek jozek Polityka Obserwuj notkę 11

Siedzę akurat na kolacji u mego wieloletniego przyjaciela, rodowitego Marokańczyka, przy znakomitej 'tagine', sprokurowanej na moją cześć, przez okno widać dachy kamieniczek sąsiadujących ze słynnym 'New Morning', w tle muzyczne klimaty radia 'Nova', leje się haut-medoc...

-   'No i co? Jak tam Rachida? (Dati, nowa francuska minister sprawiedliwości i postrzegana jako prawa ręka Sarkozego, z pochodzenia Marokanka, osoba znana z silnej osobowości)
- Eeee, nie mow, pewnie daliśmy się nabrać, ale i zaskoczyć też – szybki facet. Ciekawe ile ona wytrzyma z nim, a on z nią.
 

Przyjaciel, kompletnie zasymilowany, tradycyjnie lewicowy z takiej twardej opcji ‘post-68’ musi jednak przyznać, że nowy prezydent ma odwagę i ‘couilles’ (excusez-le-mot: jaja). W czasie kampanii oskarżano kandydata Sarkozego o ciągoty faszyzujące, zwłaszcza w gorących tematach dotyczących imigrantów, a ten mianuje ministrem sprawiedliwości nie dość, że osobę pochodzącą z imigranckiej marokańskiej rodziny, to jeszcze kobietę. Strzał w dziesiątkę. Dotąd monopol na podobne ‘integracyjne’ działania miała wyłącznie Partia Socjalistyczna, która jednak nigdy nie miała dość odwagi, aby wprowadzić do rządu osobę par excellence reprezentującą tę ‘najtrudniejszą’ imigrację z Mahrebu. Ciekawe, że jedyną reakcją  narodowca Jean-Marie Le Pen’a na nominację Rachidy, było zastrzeżenie iż osoba z takąż odpowiedzialnością i rolą w państwie nie powinna mieć podwójnego obywatelstwa. Natomiast odnośnie kompetencji – same komplementy. Sarkozy wygrał zatem podwójnie: i z lewa i z prawa – a nawet potrójnie, gdyż Rachida jest rzeczywiście znakomita: kompetentna, energiczna, świetny pijar i prezencja. Może mała inspiracja dla ‘naszych’ – nie wystarczy przeciwnika politycznego wdeptać w glebę, jeszcze trzeba umieć coś  zaproponować. Mieć 'kim' zaproponować również.

Francuzi są narodem ‘zaśniedziałym’, wystarczy tam pomieszkać, aby zrozumieć co dla nich znaczy ta słynna ‘qualite de vie’ (jakość życia), obejmująca nie tylko cały ten luksusowy materac socjalny i wynikające z niego poczucie bezpieczeństwa, ale będącą swoistą filozofią na życie, gdzie ‘boulot’ (czyli praca) jest dopustem bożym, a samorealizacja w życiu zawodowym jest czymś z innej planety. Do niedawna przedsiębiorczość była kojarzona wyłącznie z kapitalistycznym wyzyskiem i z chęcią zasilenia kasty ‘patrons’ (szefowie), lub z karierą w stylu sklepikarskim (pogardliwie zwana ‘boucher du coin’ – czyli ‘rzeźnik z naprzeciwka’). Rozbudzenie przedsiębiorczości u ludzi, często planujących już w wieku 30 lat przyjemności świadczeń emerytalnych, to nieprzeciętne wyzwanie. Chirac o tym sam kiedyś przebąkiwał, ale szybko złożył broń. Sarkozy nie poddaje się łatwo, posiada też spory atut, że tym razem Francuzi zdają się być gotowi do zmian i świadomie wybrali takiego ‘fightera’, który ma szansę tego dokonać.
Rozleźli bonzowie związkowi już dali się zaskoczyć pomysłami odejścia od katastrofalnego systemu 35-godzinnego – tym razem prezydent zapraszał ich do siebie osobiście i ‘wyciskał’ opinie na gorąco, ‘tete-a-tete’, bez możliwości komentowania poprzez media skrupulatnie ‘przeżutych’ decyzji rządowych. Jean-Claude Mailly, sekretarz Force Ouvriere, programowo antyprawicowy, wychodził zachwycony rozmową z prezydentem: ‘Ja jemu przerywałem, a on przerywał mnie! Jak na zebraniu związkowym!’. Wszyscy przyznają, że takie prowadzenie rozmowy z Chiracem byłoby niemożliwe, a za Mitterranda ‘prezydent-słońce’ mógł być jedynie nabożnie wysłuchany.

Sarkozy przewyższa dynamiką o kilka długości całą lokalną konkurencję, dawno nie było polityka z taką energią, buzującego pomysłami, obalającego uświęcone stereotypy polityki francuskiej. W Europie pokazał na co go stać, przejmując od Merkel inicjatywę w sprawie traktatu, nie bojąc się imydżu komiwojażera, przeskakując ze jednej stolicy do drugiej, zaskakując partnerów propozycjami. To chyba już zupełnie nowy typ polityka - nie tylko sprawny intelektualnie, przystosowany do globalnego i gwałtownie zmieniającego się świata, ale rownież szybko reagujący, podejmujący jasne decyzje tam, gdzie czas odgrywa istotną rolę, gdzie ten kto jest szybszy, zyskuje przewagę, bo ma inicjatywę. Te zachowania są dobrze znane ze świata biznesu, natomiast świat polityki pozostawał jeszcze do niedawna domeną sprytnych, lecz dość powolnych dinozaurów. Teraz ten kontrast bije w oczy, np gdy sobie wyobrazić niedoszłą panią prezydent Francji, Sego Royal w sytuacji negocjacyjnej w Brukseli zamiast Sarkozego - byłaby to zapewne katastrofa. Biedny, sprawiający wrażenie kompletnie zagubionego, Lech Kaczyński miałby wtedy adekwatnego odpowiednika po francuskiej stronie negocjacyjnego stolika. Może czułby się mniej samotnie...

Swoją drogą, gdyby nasz pomysł pierwiastkowy był lepiej przygotowany, przedyskutowany uprzednio (również w mediach), gdyby mógł choć teoretycznie liczyć na poparcie innych mniejszych krajów, możnaby probować przekonać do niego Sarkozego. Sądzę, że wtedy sprawa byłaby do wygrania, buldożer Sarkozy przepchnąłby zapewne pomysł pierwiastka ze ‘starą Unią’ i byłby pełny sukces. Do podziału z Sarko, ale niech tam...

Małe wspomnienie jeszcze z lat 90-tych. Siedzę w restauracji z moim francuskim przyjacielem, świeżo nominowanym dyrektorem sprzedaży na Europę w dość znanej wowczas firmie produkującej sprzęt telekomunikacyjny. Mała - choć 'classe' - brasserie w Neuilly (rue de l’Eglise, ‘Aux Saveurs du Marche’, bodajże jeszcze istnieje...), dość ciasno i tłoczno. Rozmawiamy i moj Frederic nagle mnie trąca: ‘Rzuć okiem, kto tu siedzi obok’. Robię pytającą minę, nie mogąc w gęstwinie twarzy dostrzec jakiejś zbłąkanej ‘celebrity’. ‘Nieee, tu stolik obok. Moj szef siedzi i dyskutuje z Monsieur Le Maire’. Rozpoznaję fredowego szefa Angola, ktory się rozpromienia i dokonuje prezentacji, jego raczej drobnej postury gość uśmiecha się na widok mego zwalistego przyjaciela i rzuca mu, mrugając do mnie porozumiewawczo: ‘Jak się miewa żona - pamiętam, jak udzielałem wam ślubu trzy lata temu’.

Cholera, gdybym się ożenił kilka lat poźniej i lepiej wybrał podparyskie miejsce zamieszkania, to może też 'zaliczyłbym' sobie zaprzyjaźnionego przyszłego prezydenta Francji? Bo niewątpliwie pamięć ma on niezłą.

jozek
O mnie jozek

niedogmatyczny liberał, nierewolucyjny antysocjalista, zaszczepiony dożywotnio na polityczną poprawność, bez amnezji po peerelu, ale też i bez komuszych fobii, uznaje wszelkie racje pod prostym warunkiem 'przekonaj mnie'

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka