Robert Szmarowski Robert Szmarowski
2726
BLOG

Stanisław Wojenny, dla przyjaciół Stan

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 3

Od kilku tygodni głośno w Polsce o pewnym emerytowanym wojskowym, który swoją aktywnością publiczną wywołał nieco zamieszania.

Przyjrzyjmy się, kim jest ten człowiek, co takiego zrobił i co z tego wynika.

Kim jest ten człowiek.

Stanisław Wojenny przedstawia się jako mgr inż. płk dypl. rez. Co te skróty oznaczają?

Mgr – magister

Inż. – inżynier

Płk – pułkownik

Dypl. – dyplomowany

Rez. – rezerwy.

Ta tytułomania Stanisława Wojennego sporo mówi o nim i o środowisku, w którym uchodzi za autorytet. Można domniemywać, że wśród zagorzałych stronników tego pana matura nie jest częstym osiągnięciem, a „magister” i „inżynier” są niemal tytułami szlacheckimi. Wszak z jakiegoś powodu człony te przed swym nazwiskiem konsekwentnie umieszcza.

Pułkownikiem został Wojenny dopiero na emeryturze, z nadania Siemoniaka, jednego z głośniejszych fajterów obecnej totalnej opozycji. Ze służby odchodził jako podpułkownik, to znaczy z dwiema gwiazdkami. To wysoka ranga, ale nie przesadzajmy z egzaltacją.

A czemu dyplomowany? Bo w toku służby został wysłany na kurs w Akademii Obrony Narodowej, z którego wrócił z nominacją do korpusu osobowego oficerów starszych, czyli został dyplomowanym majorem. Gdy analizuję zachowanie tego człowieka, to idę o zakład, że na kurs do AON przełożeni wysłali go wyłącznie po to, aby mieć chwilkę oddechu od jego zniewalającej charyzmy umysłowej.

A dlaczego „rezerwy”? No bo pomimo, że emeryt, to w sytuacji zagrożenia, może być ponownie powołany do czynnej służby wojskowej.

Oprócz zamiłowania do tytułów szlacheckich, Stan zdradza także upodobanie do błyskotek. Na jednej z udostępnionych przez siebie fotografii, Stan występuje w mundurze galowym, do którego ma przypiętą zagraniczną odznakę honorową. Co w tym szczególnego? Ano to, że jej nie zdobył, więc nie ma prawa do jej noszenia. On ją otrzymał kurtuazyjnie, na pamiątkę.

Co ten człowiek zrobił?

Najpierw wezwał żołnierzy i policjantów do tego, aby wypowiedzieli posłuszeństwo rządowi. Czyli do zdrady. Potem wezwał mundurowych, aby w umundurowaniu wzięli udział w ulicznych wystąpieniach, organizowanych przez podmioty sceny politycznej.

Przy tej okazji wyjaśnijmy coś sobie. Ponownie. Otóż i żołnierze, i policjanci, i funkcjonariusze wszystkich innych formacji mundurowych, mają swoje poglądy polityczne i sympatie wyborcze. Są obywatelami. Ale wiąże ich zakaz prezentowania tych poglądów, bo służby są apolityczne. Dlatego mundurowi nie biorą i nie wezmą udziału w wiecach poparcia dla tej, czy innej opcji politycznej. Co najwyżej wystąpią w mundurach, realizując zadanie ochrony uczestników takich demonstracji.

To, że żołnierz, czy policjant, wolałby rządy PO, niż PiS, wcale nie oznacza, że jest gotów sprzeniewierzyć się rocie przysięgi i dyscyplinie służbowej. Tak samo, jak to, że policjant, czy żołnierz, który jest zadowolony z faktu, że władzę w Polsce sprawuje PiS, nie oznacza, że jest gotów do tego, aby zacząć strzelać w kierunku demonstrantów strony opozycyjnej.

Czy Stanisław Wojenny tego nie rozumie? To gdzie był w toku swojej służby? Nie czytał regulaminów? Nie poznał treści ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych? Nie skubnął podstaw socjologii?

Oprócz powyższych apeli, pułkownik dyplomowany inżynier rezerwy zasłynął także z laudacji na temat stanu wojennego. Doszukał się w tym wydarzeniu silnej dawki kultury. Te słowa padły na wiecu esbeków i ubeków, wśród których wzbudziły zrozumiały entuzjazm.

Najnowszym produktem umysłowym Stanisława Wojennego jest list pasterski do polskich biskupów. Dostało im się równiutko. Aż dziw, że autor nie zagroził adresatom, że jak tak dalej pójdzie, to dostaną „zomz”, czyli zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania. W czasach zasadniczej służby wojskowej, wysocy rangą dygnitarze kompanijni ochoczo posługiwali się tym instrumentem wychowawczym.

Co z tego wynika.

Wynika z tego, że Stanisław Wojenny cierpi na ostry przerost ego, silnie upośledzający wydolność narządu myślenia, która, co tu kryć, nigdy nie była jakoś imponująco wysoka.

To, że z takim bratają się esbecy i ubecy, jest logiczne. Wyrośli z jednego pnia i z jednaką ofiarnością wspierali Ludową Ojczyznę.

To, że z takim brata się lider Komitetu Obrony Demokracji, także jest logiczne. Obaj panowie rozumieją się bez słów, których zresztą nie znają w nadmiarze.

Ale co u boku Stana robią dawni opozycjoniści, budujący swoją narrację na udziale w walce przeciw opresyjnemu reżimowi, którego Stan był wiernym i lojalnym sługą? Mają usta pełne Pierwszej Solidarności, pełne martyrologii, mają usta wypchane po brzegi Wartościami. Czyżby ich kombatancka karta nie była aż tak czysta? A może postradali zmysły? W tym drugim wypadku zamiast brylować na wiecach, powinni raczej szukać pomocy specjalistycznej.


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka