nhmaciek nhmaciek
306
BLOG

Leszek Piskorz o Krzyżu... z Nowej Huty w 1960 r.

nhmaciek nhmaciek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Jestem po lekturze wspomnień kindra z krakowskich Grzegórzek, aktora teatralnego i filmowego, zawodowo związanego z krakowskim Starym Teatrem, Leszka Piskorza. Wspomina on rodzinne Grzegórzki, krainę przedmiejską, w której się wychował, a która bezpowrotnie minęła. W pewnym momencie wspomnień autor i aktor dochodzi do roku 1960 i utarczek z władzą ludową. Chodziło o obronę Krzyża w Nowej Hucie i próbie wsparcia obrony przez robotników fabryki Zieleniewskiego z Grzegórzek. Młodzi mieszkańcy Grzegórzek z Piskorzem na czele także mieli swoje plany walki z milicją. W uzupełnieniu od siebie dodam, że nie chodziło w kwietniu 1960 r. o postawieniu krzyża, ale o obronę krzyża i budowę pierwszego w Nowej Hucie kościoła.

Oddaję głos Leszkowi Piskorzowi:

"(...) Polityką nie zajmowałem się nigdy, nawet mnie nie interesowała. Jednak w kwietniu 1960 roku czynnie zaangażowałem się przeciwko władzy ludowej, którą uosabiały  błękitne mundury Milicji Obywatelskiej. Pretekstem był krzyż, jaki miał stanąć w Nowej Hucie wbrew woli władz. Rozruchy z miejsca, gdzie miał stanąć , przeniosły się do Krakowa. Od kolegów pracujących w Zieleniewskim dowiedziałem się, że po zakończeniu zmiany będzie poparcie dla robotników z Nowej Huty. Oczywiście nasza "paka" od razu rozpoczęła przygotowania do wsparcia manifestantów. Potłuczone płyty chodnikowe zostały wyniesione na dach bloku, w którym znajdowała się restauracja "Nowa". Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, jak poważna była sytuacja. Całe zdarzenie traktowaliśmy jako dobrą zabawę, a może raczej niezłą drakę. Po godzinie 14 robotnicy wyszli z bram zakładu w zwartym szyku, ale kiedy doszli w okolice "Nowej", zastąpił im drogę zwarty szyk uzbrojonej po zęby milicji.  W chwili , gdy robotnicy zatrzymali się, milicjanci zaatakowali. Wtedy też my, przyczajeni na dachu, rozpoczęliśmy bombardowanie kawałkami bruku niebieskie mundury. Kiedy milicja zorientowała się, skąd  padają kamienie, od razu wysłano oddział na górę. Doskonale znając teren, uciekaliśmy dachami aż do ulicy Masarskiej. Przeciwnicy przewidzieli nasz manewr i ledwo zbiegliśmy na ulicę, siedzieli nam już na karku. Potężne uderzenie pałką w okolice nieszlachetnego zakończenia pleców i ból, jaki odczułem, wyzwoliły siły, które pozwoliły na ucieczkę w tempie zbliżonym do rekordu świata. Kilku chłopaków zostało potraktowanych podobnie jak ja, ale szczęśliwie udało nam się nawiać i schronić w naszej uliczce. Znając tajemne przejścia, nie daliśmy szans ścigającym nas milicjantom. W ten sposób będąc poważnym uczniem, stałem się jednocześnie kombatantem walk z władzą ludową (...)".

Leszek Piskorz, Ja, kinder z Grzegórzek, Kraków 2008, s. 101-102.

nhmaciek
O mnie nhmaciek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura