wiesława wiesława
2837
BLOG

Wysiedlenie Ukraińców z Polski do ZSRR w latach 1944-1946

wiesława wiesława Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 Wprawdzie rząd RFN do tej pory nie otrzymał od strony polskiej żadnego oficjalnego stanowiska w sprawie reparacji wojennych, ale od szefa niemieckiej dyplomacji Franka-Waltera Steinmeiera już usłyszeliśmy, że Polska nie ma podstaw do jakichkolwiek żądań odszkodowawczych pod adresem Niemiec w związku z drugą wojną światową. Sprawa reparacji wojennych dla Polski zaktywizowała także niemieckich pedagogów polskiego wstydu. Wyrażają oni swoje oburzenie polską bezczelnością, zwracając przy tym uwagę, ze po WW II wielu Niemców zostało przez Polaków pozbawionych heimatu, co stało się przyczyną ich cierpień duchowych i psychicznych. Zdaniem tych pedagogów, żądania od pokrzywdzonych Niemców odszkodowań jest dowodem ksenofobii, nacjonalizmu i pazerności osób stawiających takie nieuzasadnione żądania.

W opublikowanej kilka dni temu notce:  https://www.salon24.pl/u/arthur/801067,lemkowie-chca-odszkodowan-od-polski, jeden z niemieckich pedagogów wstydu ubolewa, że polska ksenofobia i nacjonalizm spowodowały nie tylko wysiedlenie Niemców ze Śląska, Pomorza i Mazur, ale doprowadziły także do wypędzenia Ukraińców z ich batkiwszczyzny  w Małopolsce i Beskidach. Autor owej notki wskazuje przy tym,  że „Obywatele Ukrainy masowo składają wnioski w polskich urzędach ws. wydania poświadczonych dokumentów potwierdzających własność nieruchomości z okresu II RP”, zamierzają bowiem dochodzić zwrotu tych nieruchomości od polskiego państwa.  

Samozwańczy pedagog pisze z goryczą o Polakach: moralność Kalego , odszkodowania od Niemcow Polsce sie naleza, ale odszkodowania Polski dla Ukraincow nie.

Pedagog wstydu przyozdobił swoją notkę zdjęciem z podpisem „Żołnierze Wojska Polskiego w czasie wysiedleń Łemków, Bojków, z Bieszczad podczas akcji 'Wisła" w 1947 r.” . Jak widać, wiedza historyczna pedagoga polskiego wstydu jest ułomna - nie ma on pojęcia, że podczas akcji „Wisła” ani Ukraińcy, ani Bojkowie, ani Łemkowie nie zostali wysiedleni do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. 

W trosce o prawdę historyczną trzeba więc pospieszyć z kagankiem oświaty.

9 września 1944 r., jeszcze przed konferencją w Jałcie, która miała ostatecznie wytyczyć wschodnią granice Polski, przewodniczący Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, Edward Osóbka–Morawski, oraz przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych USRR, Nikita Chruszczow, podpisali umowę w sprawie wzajemnego przesiedlenia ludności. W myśl porozumienia (art. 1) przesiedlenie było dobrowolne, zakazano w nim stosowania bezpośredniego lub pośredniego przymusu, a chęć wyjazdu mogła być wyrażona zarówno ustnie, jak i pisemnie. Osoby, które wyraziły chęć przesiedlenia, przy zbiorowym wyjeździe zyskały prawo zabrania ze sobą rodziny, w skład której mogły wchodzić: „żona, dzieci, matka, ojciec, wnuki i wychowankowie, a również i inni domownicy, o ile prowadzą wspólne gospodarstwo wraz z ewakuowanym”. Układające się strony zezwoliły (art. 3 pkt. 2) na wywóz ubrań, obuwia, produktów żywnościowych, inwentarza gospodarczego (bydła, ptactwa domowego), sprzętów domowych i innych przedmiotów „gospodarskiego użytku” do ogólnej wagi dwóch ton na jedną rodzinę. Osoby wykonujące „specjalne zawody” (robotnicy, rzemieślnicy, medycy, artyści, naukowcy) miały prawo wywozu przedmiotów niezbędnych do pracy (art. 3 pkt. 3).

Zgodnie z układem (art. 2) akcja przesiedleńcza miała rozpocząć się 15 października 1944 r. a zakończyć 1 lutego 1945 r. Wcześniej, w okresie od 15 września do 15 października 1944 r., należało przeprowadzić „ewidencję ilości, miejsca pobytu i narodowości osób pragnących się ewakuować”. Sygnatariusze zgodzili się na ewentualne przedłużenie tych terminów na żądanie jednej ze stron.

Identyczne dokumenty podpisano później z republikami białoruską i litewską - 9 września 1944 roku PKWN zawarł identyczną umowę z rządem BSRR; 22 września 1944 r. analogiczna umowa została zawarta z rządem LSRR.

Opuszczającym zachodnie obwody USRR obiecano ziemię „w rozmiarach przewidzianych ustawą o reformie rolnej” lub pracę zgodną z wykształceniem, specjalizacją i wykonywanym wcześniej zawodem. Układ przewidywał również „przydział ziemi na zasadach ogólnych” włościanom, którzy w chwili przesiedlenia jej nie posiadali.

Mieszkającym w Polsce osobom narodowości ukraińskiej umowa dawała możliwość dobrowolnego wyjazdu na Ukrainę Sowiecką. Przesiedleńcy mogli zabrać ze sobą do dwóch ton mienia. Reszta ich majątku, w tym nieruchomości, miała przejść na własność polskiego Skarbu Państwa. W zamian mieli otrzymać na Ukrainie ziemię (od 7 do 15 ha), a także pożyczki na zagospodarowanie się. Organizacją wyjazdów miał się zajmować ze strony polskiej Główny Przedstawiciel PKWN ds. Ewakuacji Ludności Ukraińskiej wspólnie ze swoim ukraińskim odpowiednikiem, w terenie działały polskie i ukraińskie komisje przesiedleńcze.
Ta akcja przesiedleńcza uderzała w OUN - UPA, którą wioski ukraińskie zaopatrywały w żywność i, często zresztą zabieranego siłą, rekruta.
Jednocześnie przesiedlenia mogły liczyć na poparcie polskiej opinii publicznej, przerażonej opowieściami o rzeziach na Wołyniu. W tym samym czasie wraz z przesuwaniem się frontu sowiecko - niemieckiego na zachodnią stronę Sanu wycofały się sotnie UPA. Znalazły tu znakomite warunki działania na tym terenie pokrytym dużymi kompleksami leśnymi. Sotnie UPA zastraszały, rabowały i ludność polską. Mimo błagalnych apeli zdesperowanej atakami UPA ludności i władz lokalnych, nowe władze wolały skoncentrować się na zwalczaniu miejscowego podziemia polskiego. Dodatkowy aspekt, to obawy, że w razie pozostania ludności ukraińskiej zamieszkany przez nią obszar zostanie przyłączony Związku Sowieckiego. Takie żądania formułował Nikita Chruszczow, w owym czasie pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy (chodziło o przyłączenie do Ukrainy tzw. Chełmszczyzny).
Przesiedlenia rozpoczęły się już w połowie października 1944 r.  Do końca grudnia 1944 r. przesiedlono Ukraińców z województwa lubelskiego (powiaty: chełmski, hrubieszowski, tomaszowski i zamojski). Stopniowo, wraz z przesuwaniem się frontu, obejmowano przesiedleniami dalsze tereny Początkowo nie dotyczyły one też części powiatów: brzozowskiego, leskiego, przemyskiego i sanockiego, kontrolowanych przez oddziały UPA.
Pomimo zachęt władz polskich, popartych zwolnieniem deklarujących chęć wyjazdu z obowiązkowego kontyngentu, mimo agitacji prowadzonej po wsiach przez funkcjonariuszy NKWD, większość Ukraińców nie chciała opuszczać ziemi, na której żyła od pokoleń, i wyjeżdżać do „komunistycznego raju”. Przesiedleniom, co zrozumiałe, przeciwdziałała też OUN-UPA. Banderowcy kolportowali ulotki opisujące warunki życia w Związku sowieckim, straszyli śmiercią wyjeżdżających, atako-wali komisje przesiedleńcze.
W rezultacie do grudnia 1944 roku z Lubelszczyzny na Ukrainę wyjechało jedynie 5035 rodzin (19 899 osób), głównie z obszarów zniszczonych w toku walk, toczonych między UPA a polskim podziemiem. . Mimo nacisków wywieranych przez władze, do marca 1945 r. liczba ewakuowanych wzrosła jedynie do 81 tys. osób.
Od maja do sierpnia tego roku wyjechała już oficjalnie dużo większa liczba Ukraińców, bo 24 464 rodziny (96 153 osoby). W połowie 1945 r. nastąpiło ostateczne załamanie się akcji przesiedleńczej. Oprócz działań UPA przyczynili się do tego przesiedleńcy, którzy nielegalnie powracali z Ukrainy. Ich opowiadania zniechęcały ostatecznie do wyjazdu.
Wg oficjalnych danych do września 1945 roku zdołano przesiedlić jedynie 59 644 rodziny (229 685 osób), a więc niecałą połowę przewidywanej liczby. Większość wyjeżdżających pochodziła z obszaru województwa lubelskiego i Łemkowszczyzny, z województwa rzeszowskiego zaś, gdzie siła i wpływy OUN - UPA były stosunkowo najsilniejsze, wyjechało zaledwie 28 proc. Szczególnie niski był ten odsetek na obszarach znajdujących się pod faktyczną kontrolą UPA (powiaty: leski, 6,7 proc., przemyski – 18,2 proc., lubaczowski – 18,8 proc.).
W tej sytuacji władze w Warszawie podjęły decyzję o przymusowym przesiedlaniu pozostałych Ukraińców. Powołano się na przedwojenny przepis, dający możliwość wysiedlenia z terenów nadgranicznych osób zagrażających państwu. Od początku września przystąpiono do przymusowego wysiedlania - Zaangażowano do tego przybyłe wcześniej na te tereny do walki z podziemiem oddziały 3., 8. i 9. Dywizji Wojska Polskiego. 
Władze nie przewidywały generalnie wyłączeń z wysiedlenia. Z zasady nie obejmowało ono jedynie rodzin mieszanych, ale w praktyce decydowała o tym administracja terenowa w porozumieniu z miejscowymi Urzędami Bezpieczeństwa Publicznego.
Odpowiedzią na przymusowe przesiedlenia była intensyfikacja działań UPA. Niektórzy historycy mówią o „powstaniu ukraińskim”. Wobec przewagi liczebnej polskich oddziałów przede wszystkim starano się uniemożliwić wywiezienie wysiedlonych, niszczono mosty, linie telefoniczne, a nawet atakowano stacje, z których odjeżdżały transporty. Równocześnie, zgodnie z rozkazem dowódcy UPA w Polsce Mirosława Onyszkiewicza, wysiedlone wsie ukraińskie były prawie natychmiast palone, a zasiewy niszczone, tak aby nie mogli w nich zamieszkać polscy osadnicy. Niejednokrotnie jako ostrzeżenie dla chcących się osiedlić mordowano już przybyłych. 
Próbowano też zatrzymać akcję przesiedleńczą przez stosowanie odwetu na mieszkańcach okolicznych polskich wsi. Śmiercią karano przede wszystkim sołtysów, wójtów i wszystkie inne osoby biorące udział w akcji wysiedlania, niejednokrotnie nawet chłopów dostarczających jedynie podwody do transportu wysiedlanych, nie bacząc na fakt, że czynili to pod przymusem. Za to samo karano także Ukraińców. Zdarzało się, że Służba Bezpieczeństwa OUN zabijała nawet za podanie żołnierzom mleka czy wody. W ramach akcji odwetowej spalono wiele polskich wsi. W wyniku takich działań do wiosny następnego roku spalono na przykład ponad połowę powiatu przemyskiego (kilka tysięcy gospodarstw). 

Ks. Józef Mroczkowski, wikariusz parafii w Oleszycach (powiat lubaczowski), zapisał w kronice parafialnej pod datą 31 lipca 1945 roku:

W tych dniach ogłoszono Ukraińcom szykować się na wyjazd do Rosji (USRR). Mimo zachęty i gróźb, Ukraińcy słyszeć nie chcą o wyjeździe z Polski. Najlepszy to dowód, ze im z Polakami dobrze, bo Polacy umieją darować. Ma nadejść Wojsko Polskie aby ich zmusić do wyjazdu.

W Oleszycach od tygodni stoi już sowiecki oddział pancerny. Trzej oficerowie bolszewiccy na plebanii. „Podobał” im się dom – żądają niewiele:tylko opuszczenia mieszkania. Chcą tu założyć swój „sztab”. Już trzy miesiące po wojnie, a oni w Oleszycach zakładają „sztab”.

17 sierpnia 1945 roku pierwszy sekretarz KW PPR, Stanisław Chanyż, informowal towarzyszy z Komitetu Centralnego:

Po powrocie delegatów ludności ukraińskiej z Warszawy, gdzie rozwiano i, resztki nadziei na pozostawienie ich na terenach zamieszkanych przez nich dotychczas po stronie polskiej, po dojściu do wiadomości Ukraińców powyższej konferencji – oddziały banderowskie wzmogły swoją aktywność, stały się mocno uciążliwe na terenach pogranicznych. […]

O tendencjach istniejących wśród ludności ukraińskiej, a nawet band ukraińskich, świadczy przebieg spotkania kierownika PUBP z Leska, towarzysza sekretarza powiatowego PPR  z komendantami oddziałów banderowskich, podczas którego oświadczyli oni w imieniu Ukraińców zamieszkałych po stronie polskiej, że ludność ukraińska zamieszkała po polskiej stronie granicy zobowiązuje się chętnie oddawać kontyngenty zbożowe i mięsne pod warunkiem, ze sprawa przesiedlenia ludności ukraińskiej na wschód nie będzie stała tak twardo.

Według otrzymanych wiadomości w  gromadach ukraińskich bandy UPA organizują wiece na których wszywają ludność do zbierania kontyngentów, które przekażą władzom polskim. […]Ostatnio, by uniemożliwić Wojsku Polskiemu kwaterowanie w zabudowaniach dworskich, spalono prawie wszystkie dwory w powiecie leskim.

Z instrukcji dowództwa OUN dla dowódców rejonowych, 11 września 1945 r.:

Akcję przesiedleńczą należy torpedować wszelkimi możliwymi sposobami, z ludnością trzeba rozmawiać cały czas i rozdawać ulotki. […] Ulotki dla Wojska Polskiego rozrzucać i wysyłać. Jeśli wojsko morduje i rabuje to bić. Zasadniczo mniej bić – więcej agitować. […] wsi jeszcze nie palić, bo chociaż ludzie są już za granicą, to mogą jeszcze powrócić. Jeżeli przyjdzie nam oddać te ziemie, to oddamy je tylko po walce, i tylko zgliszcza i ruiny. […] Nie stawiać sprawy w ten sposób, że my bronimy tutaj terytorium Ukrainy. To sprawa przyszłości. My bronimy swojego życia.

Z zapisków Józefa Dubińskiego, żołnierza „ludowego” Wojska Polskiego:

Wyruszyliśmy razem z całym pułkiem w rejon powiatu Lubaczów, penetrując miejscowości takie jak Stary Dzików, Nowy Dzików, Olszanów, Nowe Sioło, Oleszyce. […] Naszym zadaniem było wysiedlanie ludności ukraińskiej i dowożenie na stację kolejową, skąd wywożono ludzi do ZSRR. Mieliśmy również pilnować torów kolejowych, które  nieustannie niszczyło podziemie ukraińskie, co miało zahamować a nawet powstrzymać wywózkę do niechcianego sąsiada. Okres ten niczym się nie różnił od działań na pierwszej linii frontu. Tu nigdy nie było wiadomo, z której strony może na nas napaść jakiś oddział UPA. […] W dzień wysiedlaliśmy całe wsie na stację do Oleszyc lub  Lubaczowa, a w nocy pilnowaliśmy torów kolejowych.

Ludność ukraińska opuszczała swoje wsie i domostwa z dużą rozpaczą o ogromnym oporem. Niechętnie godziła się na przesiedlanie za Bug. Nam to wysiedlanie przychodziło z dużą trudnością,  ponieważ parę lat  wcześniej  przeżywaliśmy to samo. Zwłaszcza, że ludzie czekali na stacji po kilka tygodni na podstawienie wagonów, którymi miano ich wywieźć do ZSRR, w nieznane.  Wiekszość mężczyzn, szczególnie młodych, decydowała się na ucieczkę do lasu, lub do kryjówek znajdujących się tam pod ziemią, których w tej okolicy nie brakowało.

Ze sprawozdania komendy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” rejonu przemyskiego okręgu rzeszowskiego, 14 września 1945 r.:

[…]Ludność ukraińska do 2 września biernie znosiła swój los, od 2 września zaczęto stawiać opór zbrojny.[…] Każdy dom to twierdza, wysiedlani nie chcą pozostawiać mienia, którego zabrać nie mogą, palą całe gospodarstwa i wsie. We wszystkich wsiach ukraińskich panuje gorączkowe przygotowanie do obrony. Wszyscy mężczyźni w wysiedlanych wsiach uciekaja do UPA. Poludniowa część powiatu przemyskiego stoi w ogniu. Władze wysyłają na akcję coraz to nowe oddziały wojsk sowieckich w polskich mundurach. Inteligencja ukraińska ucieka na Zachód, z polskimi dowodami osobistymi. Przyłapanych wysyła się pod silna eskortą za kordon. […]

Prowadzone przez UPA kontrakcje okazały się skuteczne - na początku 1946 r. praktycznie sparaliżowały w wielu miejscach akcję wysiedleńczą.

W tym samym czasie Polacy, zamieszkali na terenach na wschód od linii Curzona, podróżowali w przeciwnym kierunku. Akcja wysiedleńcza Polaków z Małopolski Wschodniej rozpoczęła się dopiero w maju 1945 roku, gdy we Lwowie otwarto biuro Polskiej Komisji Ewakuacyjnej (PKE), które we współpracy z władzami sowieckimi wydawało karty ewakuacyjne i rejestrowało chętnych do przesiedleń oraz ich mienie podlegające ewakuacji.  Mieszkańcy Lwowa nie kwapili się do wyjazdu i stawili bierny opór przymusowemu przesiedleniu nie zgłaszając się PKE i nie pobierając kart ewakuacyjnych. W tym oporze umacniała ich postawa Kościoła, a zwłaszcza przykład ówczesnego metropolity lwowskiego Eugeniusza Baziaka. Ten swoisty bojkot wywózek na zachód utrzymywał się mimo coraz brutalniejszych nacisków sowieckich. Wśród lwowian ciągle panowało przekonanie, że czas radzieckiej władzy „da się jakoś przeczekać”. Sytuacja zmieniła się dopiero po uznaniu przez USA i Wielką Brytanię w dniu 28 czerwca 1945 roku Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej oraz cofnięciu 5 lipca 1945 roku uznania rządowi RP w Londynie.

Natomiast obawiający się o swoje życie uciekinierzy przed bandami UPA oraz mieszkańcy mniejszych miejscowości, szybciej decydowali się na wyjazd. We Lwowie jeszcze przed nadejściem frontu schroniło się  przed UPA około 15 tysięcy osób z ziemi przemyskiej; większość z nich wyjechała następnie na zachód w obawie przed prześladowaniami ukraińskimi.

Wspomina Stanisław Szymański, rolnik ze wsi Słobódka w powiecie tarnopolskim:

Wiosną 1945 roku sytuacja w Słobódce stała się nie do wytrzymania. Musieliśmy uciekać przed Ukraińcami. Sąsiedzi namawiają nas na wyjazd na Pomorze. Podobno stoją tam cale puste wsie, ich syn wyszukal już dla nich piękną gospodarkę. Rada w radę skrzyknęło się osiem polskich rodzin. Ładujemy się w wagony, po dwie rodziny do każdego. Jedziemy gdzieś na koniec Polski nad Odrę.

Ze względu na terror ukraińskim nacjonalistów na wyjazd zdecydowała się również rodzina Adolfa Józwenki (późniejszego dyrektora Ossolineum we Wrocławiu):

Dostaliśmy wyraźne ostrzeżenie od UPA: zostawiacie wszystko i wyjeżdżacie albo nie wiadomo co się z wami stanie. Od tego czasu nasza rodzina noce spędzała poza domem w lesie, czasem u ukraińskich sąsiadów. W końcu zrobiło się tak niebezpiecznie, że z naszej wsi musieliśmy uciekać do większej miejscowości – Tłustego. Schroniliśmy się tam w ruinach pożydowskich kamienic. Byliśmy bezpieczni, bo w miasteczku stacjonowali Sowieci, tam dotrwaliśmy do przesiedlenia.

Wspomina Michał Sobków ze wsi Koropiec w województwie tarnopolskim:

[…] Zaczęło się mówić o „repatriacji” Polaków do Polski. Mimo przywiązania do ojcowizny, zbyt obawialiśmy się banderowców, by zostać. Jednocześnie niepokoiła nas taka podróż w nieznane. […] Z Koropca  wyjechaliśmy we wrześniu 1945 roku. Z lękiem opuszczaliśmy dom. Polska to wielkie słowo, ale my musimy przecież gdzieś żyć, mieszkać, pracować, a jedziemy w ciemno. [..] Furmanka załadowana workami zboża o skromnym dobytkiem, uwiązane do niej krowa oraz koń. Wokół pełno sąsiadów, bliskich znajomych i krewnych. Wszyscy płaczą. […]

Punktem załadunkowym były Pyrzkowice, małe osiedle leżące około 30 km od Koropca. Nie było tam żadnej stacji kolejowej, tylko ślepy tor. Dojeżdżając, ujrzałem  obozowisko w wąwozie – po obu stronach szyn kolejowych. Na obszarze kilkudziesięciu hektarów słomiane szałasy i tysiące kręcących się ludzi. Zgłosiłem się do Komitetu Ewakuacyjnego – wskazano mi miejsce na zbudowanie szałasu i  zapisano na wyjazd, Przez kilka pierwszych nocy nie zmrużyłem oka. Drżałem jak tchórz. Wciąż miałem przed oczyma ludzi z sąsiedniej wsi okrutnie zamordowanych przez Ukraińców. Prześladowała mnie myśl, ze jesteśmy widoczni jak na dłoni i że w każdej chwili może nas spotkać podobny los. […] Wszyscy pragną wyrwać się stąd jak najprędzej. Tymczasem podstawiają zaledwie kilka wagonów co kilka lub kilkanaście dni. W porównaniu z potrzebami to kropla w morzu. […]

Fragment raportu pełnomocnika PKWN ds. przesiedleń, opisujący sytuację Polaków oczekujących w Czortkowie na przesiedlenie:

Trzy miesiące, wśród ciągłych obiecanek, oczkują ci ludzie na wagony, aby z życiem przynajmniej ujść i gotowymi do pracy rękami dorwać się do czekającej na nich ziemi w Poznańskiem. I mają do tego prawo – nie mają warunków, aby tych kilogramów zebranego zboża, przywieźć tam i zacząć nowe, należne im życie. Nikt z tych ludzi nie uwierzy, że Polska nie może się zaopiekować nimi tylko z powodu braku wagonów, że potężny ZSRR nie jest w stanie im tych wagonów dać.

29 listopada 1946 roku Polska Komisja Ewakuacyjna zamknęła swą działalność, a następnego dnia 30 listopada 1946 opuściła Lwów i terytorium Związku Sowieckiego.

W tym samym 1946 roku, strona sowiecka odmówiła przyjmowania dalszych transportów ludności ukraińskiej. Wobec tej odmowy, akcja przesiedlania ludności ukraińskiej zakończyła się.

W maju 1947 r. w Warszawie podpisano protokół zakończenia „ewakuacji ludności narodowości ukraińskiej z terytorium Polski do Ukraińskiej SRR i polskich obywateli z terytorium SRR do Polski. W granicach państwa polskiego pozostało około 200 tys. osób narodowości ukraińskiej. Większość została później wysiedlona w ramach „Akcji Wisła”.

***

Korzystając z okazji wyjaśniam - W Beskidzie Niskim i Bieszczadach do 1939 r. mieszkali Łemkowie i Bojkowie. Bojkowie uważają siebie za jedną z etnicznych grup ukraińskich. Natomiast wśród Łemków, zdaniem prof. Motyki,  doszło do zniszczenia tożsamości. Część Łemków opowiada się za przynależnością do narodu ukraińskiego – podobnie jak Bojkowie – a pozostali uważają się za odrębny naród (czasem określany jako Karpato-Rusini).

 

***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z następujących publikacji:

·         Jan Pisuliński, Przesiedlenia Ukraińców do ZSRR w latach 1944–1946, Biuletyn IPN nr 8, wrzesień 2001, s.37-42

·         Układ z 9 września 1944 roku, http://www.interklasa.pl/portal/dokumenty/r_mowa/strony_pol02/dokumenty/dokumenty07.htm

·         Rok 1945. Między wojną a podleglością, Opracowanie Marta Markowska, Ośrodek Karta, Warszawa, 2016

·         Piotr Semka, My reakcja. Historia emocji antykomunistów 1944-1956, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2015,

·         Stepan Makarczuk, Ewakuacja Polaków ze Lwowa w latach 1944-1946, Klio. Czasopismo poświęcone dziejom Polski i powszechnym 1/2001

 

 

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura