Jędrzej Napiecek Jędrzej Napiecek
3310
BLOG

Testowałem Wiedźmina 3

Jędrzej Napiecek Jędrzej Napiecek Technologie Obserwuj notkę 13

Szukałem od trzech miesięcy. Kiedy wreszcie znalazłem, nie mogłem uwierzyć, że Ziemia Obiecana okazała się symetryczną bryłą ze szkła i polipropylenu. Sześć lat studiów, by stać się ofiarą banału. Jednak tym razem los wyszczerzył do mnie zęby. Nie byłem tylko pewien, czy był to uśmiech szczery.

Rozmowa odbyła się po angielsku. Pani z haeru prosiła, bym opowiedział o sobie. Więc powiedziałem. Że sześć lat studiowałem - dwa reżyserię w Warszawie, trzy scenariopisarstwo w Łodzi. Po drodze liznąłem kulturoznawstwo. Że w prestiżowych uczelniach o światowej renomie stypendia zgarniałem. Że w teatrze się wystawiałem, a w gazetach reportaże publikowałem. Pani z haeru słuchała cierpliwie, po czym zadała tylko jedno pytanie:

- Dlaczego pragnie pan testować gry komputerowe?

*

Matczyna droga do edukacji nie przypominała niemieckich autostrad, raczej poharataną dziurami jezdnię. Wyboisty trakt zaczynał się w komunizmie, kończył w wolnej Polsce. Matka pochodziła z rodziny rzemieślniczej, ojciec sprzedawał tradycyjne lody, a bracia wybrali szkoły zawodowe, licząc na szybki zarobek. Parcie na uniwersytet kwitowano drwiącymi uśmieszkami. Oni jeździli już polonezami, kiedy mama wciąż dusiła się w maluchu. Pragnęła pójść na psychologię, ale gdzieś wyczytała, że prawo oferuje lepsze perspektywy. Dwadzieścia lat później gospodarka wolnorynkowa zweryfikowała rodzinną hierarchię. Matka została prosperującym adwokatem, a bracia układali cegły w Ipswich. Nietrudno zgadnąć, kogo wolałem naśladować.

Jednak w przeciwieństwie do matki postanowiłem pójść za głosem serca, nie portfela. Mama kibicowała. Od nadmiaru nielubianej pracy dostawała już zgryzot. Niedługo miała dostać raka. Pieniądze nie były w stanie odkupić duszy sprzedanej paragrafom. Dlatego pragnęła, by w wyścigu pokoleń jej syn obstawił innego konia. Więc obstawiłem. Najpierw reżyserię, potem scenariopisarstwo. A potem zacząłem szukać pracy.

*

- Dlaczego pragnie pan testować gry?

Szukanie pracy w Polsce przypomina trening tyczkarza, który po strąceniu poprzeczki nie pracuje nad tym, by skakać wyżej, lecz zmienia przeszkodę na niższą.

Do tej pory odpowiedziałem na 134 oferty pracy. Chciałem pisać - najlepiej dla filmu, ewentualnie telewizji. Chroniczne milczenie skrzynki pocztowej skłoniło mnie jednak do wniosku, że copywriting to też niezła fucha. Apogeum nastąpiło, kiedy uznałem kuriera za zawód z perspektywami na rozwój osobisty. Mój entuzjazm zmalał, gdy spojrzałem w dolny róg internetowego ogłoszenia. 783 osoby przede mną również przekonały samych siebie, że to żaden wstyd być kurierem.

Aż w końcu zadzwonił telefon.

Następnego dnia byłem już w autobusie, dumając nad mocą przypadku. Kiedyś w ataku desperacji dopisałem do CV podpunkt - zdobycie tytułu Mistrza Polski w grze Heroes of Might and Magic 5. Fakt że lubiłem czasem pograć na komputerze, okazał się bardziej istotny od sześciu lat edukacji w szkołach wyższych.

Tamtego wrześniowego dnia, gdy wreszcie miałem odbyć rozmowę o pracę, media podawały, iż bezrobocie w kraju osiągnęło rekordowo niski poziom 8,7%.

- Rodzice powtarzali: Studia to inwestycja. Wybrałem ekonomię - opowiada Marek, 32-letni, przypadkowo poznany w barze hipster, który wypił o butelkę za dużo. - Po trzecim roku zacząłem jeszcze teatrologię. Potem rozważałem, czy nie wziąć gap year. Bo to ostatni łyk wolności. Więc wziąłem ze strachu, że dalej już tylko etat i śmierć. To było z pięć lat temu. Studia pokończyłem. Pracę mam w sumie w zawodzie. Zajmuję się sprzedażą. Piwa. Barmanem jestem. Dzisiaj akurat wolne. To tu przyszedłem. Trochę piwa kupić. Gap year może i jest dobry. Ale nie, kiedy alternatywą jest tylko gap life.

27-letni Łukasz przypomina wilka ze spiłowanymi kłami:

- Bezrobocie niskie, bo nikt nie liczy rzeszy dwudziestoparolatków namawianych, by przedłużali młodość do trzydziestki i kończyli po dwa kierunki. Tak rząd fałszuje statystyki. Pracy jest tyle samo, tylko mniej osób szuka. Ale poczekajmy pięć lat, niech pokończą studia i znów bezrobocie wzrośnie. Pretensje mam tylko do siebie. Dałem sobie wcisnąć kit, że nauka to potęgi klucz. Tymczasem zwiększa się wiek emerytalny i ci wszyscy kierownicy znacznie później zwolnią stanowiska. Pokolenie rodziców zaczynało około dwudziestego piątego roku, my często po trzydziestce. Im wystarczyło kilka lat na awans, nam potrzeba kilkunastu. Oni mogli liczyć na menedżerskie stanowiska przed czterdziestką, mnie uda się po pięćdziesiątce. Najlepsze, że nikt się nie buntuje. Jesteśmy uśpionym pokoleniem. Ładunkiem wybuchowym bez zapalnika.

Łukasz narzeka tylko w barach i na Onecie. Po pijaku lub pod pseudonimem. Na trzeźwo milczy. Boi się o etat w banku. Znaczy się: staż. Bezpłatny, póki co.

Ale o tym wszystkim bałem się powiedzieć pani z haeru, dlatego odpowiedziałem:

- Bo gry komputerowe to przyszłość.

*

Dopiero później, nie chcąc wyjść na frajera w warszawskim Planie B, dorobiłem teorię:

- W latach dwudziestych Słonimski powiedział: "Kino to sztuka dla kucharek". Podobnie mówi się teraz o grach. Że dziecinna rozrywka, dla mas. Ale jeszcze chwila, a graczom znudzą się strzelanki, tak jak kucharkom tanie romanse. Dziesięć lat i doczekacie się komputerowej adaptacji dramatów Bergmana.

Perorowałem w uniesieniu, próbując zapomnieć o ostatnich dniach, które spędziłem na szkoleniu. Szukałem błędów w kilkuletnim, dwuwymiarowym space shooterze. Musiałem przemierzyć każdy piksel każdego levelu w poszukiwaniu niewidzialnych ścian. Po dwóch dniach znalazłem trzy. Oprócz mnie grę testowali chłopcy z rocznika 95, niektórzy bez matury. Wszyscy wypadli lepiej. Kiedy studiowałem, grali na Playstation. Teraz zbierali profity. Dostali przydział na 14:00, ja 6:00 rano.

- Póki co jestem testerem, ale to najbardziej rozwojowa gałąź branży rozrywkowej - krzyczę wieczorem do grupki hipsterów. W tym momencie jestem dla nich bogiem. Możliwe, że jako jedyny w klubie pracuję na etat. - Inne rynki są nasycone. Za dużo ekspertów, za mało pracy. A w grach odwrotnie. Tylko tam jest szansa na błyskotliwą karierę. Gameworld to nowe Hollywood - mówię do Łukasza i Marka, żeby dobić ich perspektywą moich perspektyw.

Zazdroszczą. Dziś zasnę szczęśliwy.

*

Pierwszy budzik dzwoni o godzinie 4:35. Nastawiam go tylko, żeby mieć wybór i powiedzieć: "Pierdolę, nie wstaję". Budzi mnie drugi, o 4:50. O 5:07 wychodzę na ulicę. Przemierzam chodniki w towarzystwie śmieciarzy i bezzębnych ludzi ciągnących wózki z aluminium. 5:12 autobus, dwa przystanki. Potem tramwaj o 5:27. Nie ma gdzie usiąść. Jest pełen zombie. Nie poznaję ich twarzy, ale poznaję tłum. Nie występują w liczbie pojedynczej, żaden nie ubiera się w Zarze. Królują dżinsy i bluzy z kapturem. Wszyscy wysiadają na jednym przystanku. Rozmawiają kompilacją korpomowy z gamerskim slangiem:

- 18811 zaasajnowane że enkanter nie spałnuje się w nawmeszu? - ktoś pisze na czacie. Wiem, że to do mnie, bo 18811 to numer referencyjny pierwszego buga, jakiego zaraportowałem w firmie. Poza tym nie mam pojęcia, o co chodzi kolesiowi. Więc milczę, czego nikt nie zauważa. W sali jest jeszcze pięćdziesiąt osób. Wszyscy grają w jedną grę.

Moja praca polega na tym, że muszę zabijać potwory na treningowej planszy zwanej Playgroundem. Moja plansza zawieszona jest w próżni śnieżnobiałego braku tekstur. Mój świat nie przypomina tego, który znamy z gier komputerowych. Nie ma tu pięknych krajobrazów. Jest za to po jednym elemencie ze wszystkich, jakie występować będą w finalnym produkcie. Moja plansza przypomina nieco śmietnisko, w którym obok basenu znajduje się szyb naftowy.

Dużo biegam, żeby sprawdzić wszystkie możliwości egzystencji. Jestem ciekawy życia i pragnę robić wszystko, co możliwe. Biegać z wyciągniętym mieczem. Biegać ze schowanym mieczem. Odrzucać miecz z ekwipunku w czasie biegu. Chować miecz, kucając. Chować, skacząc. Skakać, kucając...

Gdy skaczę i kucam równocześnie, gra zawiesza się, a szczęście kiełkuje w żołądku. Siedzący obok Jakub klepie mnie po ramieniu jak boksera po walce. Wywołałem Crash - błąd o najwyższym priorytecie.

Jakub jest tu tylko przelotem. Ma plany. Otworzy własny biznes, tylko nie wie jaki. Czyta poradniki jak robić pieniądze. Na studia nie idzie. Woli sam decydować, czego się uczy.

- Wcale bym się nie zmartwił, gdyby mnie wyrzucili - mówi z przebiegłym uśmiechem rodem ze Slytherinu. - Jestem tu tylko przelotem.

Konrad przynajmniej nie udaje. Jest tu od dwóch lat. Półtora roku testował ptaki. Ptaki to gra na komórkę. Trzy dostępne levele, możliwe do przejścia w pięć minut, męczył półtora roku. Teraz chodzi na 14:00.

- Ptaki to survival - mówi. - Musisz wypracować techniki przetrwania, bo oszalejesz. Ludzie wpadali w depresje. Ja spałem kiedy się dało. Jakoś się przyzwyczaiłem.

Mieszka 30 kilometrów od Warszawy. Codzienny dojazd zajmuje dwie godziny. W jedną stronę. W sumie cztery. Wraca o północy i wyjeżdża w południe. Na pytanie jak wyrabia, odpowiada, że do wszystkiego da się przyzwyczaić.

*

- Zbliża się premiera. Musimy przyspieszyć pracę - napisał dziś klient. Po angielsku, choć jest Polakiem. W mojej pracy pracuje około pięciuset Polaków. Zazwyczaj testują polskie gry. Zawsze po angielsku. Jesteśmy filią amerykańskiej korporacji. Kadra menadżerska nie wie, czym jest schabowy. Ale płacą nam, więc wymagają, byśmy wiedzieli kim jest yuppie. Oni dowodzą, wypłacają pensje. Podpisują kontrakty z polskimi firmami produkującymi gry pisane przez polskich programistów. Dostają od tych firm pieniądze, które potem przeznaczają na nasze wypłaty. Częściowo. Większość pompują na konta w Los Angeles.

- Kolonialna demokracja. Tak nazwałby to Aleksander Zinowjew. Jesteśmy państwem skolonizowanym, wykupionymi przez zachodni kapitał murzynami kapitalizmu - próbowałem powiedzieć znajomym z pracy, ale mieli to gdzieś. Ich życie było znacznie bliżej, na wyciągnięcie ręki. Było wyborem: śmieciówka albo śmierć. Nie chcieli psuć sobie humorów nadmiernym marszczeniem zwojów mózgowych. Ja, niestety, humor już miałem popsuty. Przynajmniej tyle dały mi studia.

*

Wieczorem umawiam się na randkę. Dziewczynę znajduję oczywiście na Tinderze, bo nie mam czasu szukać w realu.

Ubrałem się w skórę za 150 euro, dżinsy Levisa za 300 złotych i kozaki za 200. Kurtkę kupiła mama w Berlinie, spodnie dostałem na gwiazdkę, buty na dzień dziecka. Nawet ubrań nie mogę kupić bez wsparcia rodziców. Ale po mieście chodzę wystrojony. I spotykam podobnie wystrojone damulki. Dzisiejsza mówi, że za tydzień leci do Nowego Jorku. Po czym pożycza ode mnie dwie dychy na wino. Musimy być już mocno pijani, żeby zdecydować się iść do mnie. Mieszkam w komórce jak Harry Potter. Tylko nie mam na czole znamienia, które odmieniłoby mój los. Śpię na dwóch karimatach. Obok niechcianych mebli i prania lokatorów. Póki nie dostanę pierwszej pensji, nie stać mnie na samodzielny pokój, dlatego mieszkam po ludziach.

Po ściągnięciu bluzki cycki dziewczyny rozlewają się po pokoju. Drogi płaszcz skrywał wałki na brzuchu. Pracuje w haerze, jak ta kobieta, która przed tygodniem decydowała o mojej przyszłości. I zarabia 1500 brutto. Żyje na śmieciówce, śpi w suszarniach, a na mieście zgrywa businesswoman. Warszawa - tu ładnie jest tylko na ulicach. Podobnie jak z ciałem tej dziewczyny - nie podnieca, gdy już się rozbierze. Muszę uciec się do sztuczek, żeby wywołać erekcję. Myślę o wymarzonej pracy. Ona też wydaje się mnie nie widzieć. Wspólnie walczymy o normalność, nie mając ze sobą nic wspólnego poza życiem w rzeczywistości wolnorynkowej. Rano pewnie wyrzucę ją z domu, bo kaca potrafię przetrwać tylko z najbliższymi. Ale dziś mogę ją jeszcze objąć przed snem.

- Kiedy podejdziesz do ściany - opowiadam na dobranoc bajkę o pierwszym błędzie, jaki znalazłem w firmie - i odpowiednio ustawisz kamerę, możesz obserwować twarz bohatera. Ma siwe włosy zaczesane do tyłu i bystre spojrzenie człowieka, który niejedno przeżył. Ale kiedy za bardzo zbliżysz się do ściany, kamera nagle wnika do środka jego czaszki i okazuje się, że te wszystkie piękne tekstury są od środka puste.

Właśnie tak się czuję.

 

listopad 2014

mój debiut prozatorski: https://wydawnictwo.krytykapolityczna.pl/krol-ktory-uciekl-jedrzej-napiecek-768 nieoficjalny fanpage: https://www.facebook.com/jssnapiecek/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie