Jak bumerang wraca od czasu do czasu sprawa edukacji seksualnej młodzieży. Dobroczyńcy chcą dać dzieciom i młodzieży dodatkową wolność. Hura! Wolność rzecz wielka, i rzeczywiście spora część myśli każdego młodego człowieka zajęta jest marzeniami o wolności seksualnej. Młody człowiek dostanie co prawda tylko wolność informacji, zamiast wolności użytkowania informacji, ale od czegoś trzeba zacząć.
Medal edukacji seksualnej ma też drugą stronę. Z tego co pamiętam (a mimo demencji jest tego całkiem sporo), przymus zabija ciekawość. Przymus szkolny zabija ciekawość totalnie. Czy warto zabijać ciekawość seksualności? Ci młodzi ludzie kiedyś podrosną i każdą wiedzę na ten temat będą traktować wyłącznie jako produkt podręcznika i nauczycielki. A ile mamy wartościowych podręczników i ilu wartościowych nauczycieli, których część wspólna spłodzi wartościowy produkt?
Do nauczania potrzebne są niemałe umiejętności. Do nauczania seksualności człowieka, oprócz niemałej wiedzy, potrzebna jest niemała wrażliwość. Jaki procent dzisiejszych nauczycieli matematyki ma wiedzę wystarczającą, żeby uczyć matematyki? 100 (słownie: sto) procent. Jaki procent dzisiejszych nauczycieli ma wiedzę wystarczającą, żeby nauczyć matematyki? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi w nadziei, że pomyślisz.
Jest olbrzymie niebezpieczeństwo, że wychowanie seksualne będzie nauczane źle. Owszem, mechanicznych czynności związanych z aktem płciowym jest w stanie nauczyć każdych nauczyciel. Przekazać dyrektywy kuratorium w sposób zgodny z intencjami kuratorium, już tylko część. A zrozumieć je na tyle, żeby przekazana wiedza była pożyteczna dla młodych ludzi, a nie tylko dla statystyk? Matematyka nauczana jest od początku swego istnienia i wykształciła ogrom znakomitych metod, technik, nauczycieli. Edukacja seksualna dopiero raczkuje w każdym wymiarze. Czy musimy eksperymentować na życiu naszych dzieci dlatego, że ktoś uważa, że to dobre? A skutki złego nauczania? Niedawno rozmawiałem ze studentką psychologii, a więc osobą, która już odebrała dość dużą dawkę edukacji obowiązkowej i zgodnie z polskimi normami godna jest nauczania wyższego. Studentka ta zadała mi pytanie: „A po co mi logika? Przecież każdy i bez nauki logiki wie, co jest dobrym wnioskiem, a co nie!”. No właśnie. Warto chyba pomyśleć najpierw, jakie będą skutki błędnego nauczania życia seksualnego! Wszak ryzykujemy nie tylko jakością życia przyszłych pokoleń.
Jako studenci pojechaliśmy kiedyś z kolegą na wieś, zarobić na zrywaniu jabłek. Nauczyciele Wiejskiej Szkoły Gminnej (tak się wtedy nazywała wiejska podstawówka) dowiedzieli się, że przyjechali matematycy i poprosili nas o korepetycje. Był to czas, kiedy mędrcy z kuratorium wymyślili, że uczniowi czwartej klasy zbiorczej szkoły gminnej niezbędna jest znajomość logarytmów. Nauczyciele (tak naprawdę nauczycielki) z trwogą w oczach oznajmili nam, że nie rozumieją logarytmów. OK. Ile to roboty dla studenta matematyki? Po kilku godzinach stwierdziliśmy z kolegą, że ci ludzie fizycznie nie są w stanie zrozumieć tego, czego mają nauczać młodych ludzi. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć skutki nauczania przez nauczyciela, który nie rozumie tego, czego kazano mu uczyć.
Nie dziwię się zainteresowaniu feministek tematem. Nauczyciel, który nie rozumie, łatwo może zapomnieć, że seksualność to nie tylko nadzieja na zaspokojenie ciała, ale nadzieja na wielką ucztę. Cielesną, duchową, mentalną, psychiczną. Nieodpowiedni nauczyciel może zapomnieć, że seksualność to zapowiedź uczty dla DWOJGA i wszystko inne jest wyłącznie namiastką. Wiem, że są ludzie, którzy czerpią przyjemność z jedności DWÓCH ludzi. Ale nauka gramatyki polega przecież na nauczaniu gramatyki, a nie jedynie wyjątków gramatycznych.
Kiedyś, nie wątpię, że w dobrej wierze, wymyślono rozwody. Gdyby rozwody zmniejszały ilość cierpień kobiet i mężczyzn (mężczyźni też czasem cierpią), powinno ich być coraz mniej, bo coraz mniej byłoby nieszczęśliwych małżeństw. Ilość szczęśliwych ludzi w społeczeństwach stosujących ten środek, powinna być coraz większa. Ale to chyba zbyt pochopny wniosek, bo to rozwodów jakoś jest coraz więcej. Dla mnie jedno jest pewne. Dzięki rozwodom mamy więcej nieudanych małżeństw , bo dzięki rozwodom każdy może się poślizgnąć wielokrotnie i ślizga się ile wlezie. Dzięki rozwodom, małżeństwo wymaga mniej zastanowienia, bo zawsze w odwodzie jest rozwód. A kto przejmowałby się wielokrotnym pozbawianiem dzieci najbliższych? Raczej nie feministki.
Dobroczyńcy chcą uczyć dzieci długo przed osiągnięciem przez nie dojrzałości seksualnej zapewne w nadziei, że pomoże im to w osiągnięciu pełniejszego człowieczeństwa. Ale jakie będą efekty niedouczenia? Żyję pół wieku, a nie spotkałem się z informacją, że istnieje nauczyciel, który nie zostawia części (najczęściej przeważającej) uczniów niedouczonymi. Dotyczy to przedmiotów z długimi tradycjami nauczania, które wykształciły odpowiednie metodologie i techniki. Czy warto ryzykować w sytuacji kompletnego braku powyższych? Fakt, że niepowodzenie grozi jedynie spaskudzeniem części życia jakiegoś pokolenia, ale to jednak bardzo istotna część i niewielu dorosłych wyrzeknie się jej dobrowolnie. Dlaczego więc są tacy, którzy bez wahania zaryzykują jakością bardzo ważnej części życia przyszłych pokoleń?
O! To jest pytanie!
Błędne założenia sprawiają, że wnioski są nic nie warte. Kłamstwo, bardzo sprawnie potrafi udawać prawdę. No i mamy lodową górę nieporozumień. Góra lodowa ozdobiona jest emocjami, które utrudniają logice i kulturze wydostać się na powierzchnię.
A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż uczciwi Polacy Jarosława mają!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka