Na słowo „klaster” moje ucho reaguje ze szczególną czułością. Dzisiaj minister Pawlak na spotkaniu w Lublinie użył argumentu, że inicjatywy klastrowe mogą być dobrym rozwiązaniem biznesowym dla Polski. Całości wypowiedzi nie oglądałem więc zerknąłem na stronę Ministerstwa Gospodarki jak to teraz z poziomu ministerstwa klastering jest postrzegany. Dobrodziejstwa klastrów według ministerstwa to:
-
„stają się coraz bardziej popularne jako efektywna forma organizacji działalności gospodarczej” ,
-
„stanowią elastyczną formę współpracy horyzontalnej między 3 grupami podmiotów: przedsiębiorstwami, jednostkami naukowo-badawczymi oraz władzami publicznymi”,
-
„tworzą środowisko ułatwiające intensywne procesy interakcji i kooperacji między poszczególnymi aktorami narodowych i regionalnych systemów innowacji”.
Ponieważ koncepcją klastrów zajmuję się już kilka lat, to „tu i teraz” klastrów, z ministerialnej perspektywy, w Polsce wydaje mi się trochę przesadzone. Trudno się bowiem zgodzić z tym aby:
-
klastry w ogóle były jakąś formą działalności gospodarczej. Gdyby tak było to musiałoby istnieć jakieś prawne określenie form tej działalności.
-
Pojęcie „współpracy horyzontalnej” jest czymś wykombinowanym naprędce, aby w ogóle coś napisać coby wyglądało ładnie. Ta współpraca horyzontalna istniała od wieków i trudno, w obecnej sytuacji, wskazać na pojawienie się jakichś nowych atrybutów każących się dopatrywać powstania jakiejś nowej organizacyjnej wartości.
-
Być może ktoś widział jakieś czynniki „ułatwiające intensywne procesy interakcji i kooperacji”, ja nie. Moim skromnym zdaniem takie czynniki należałoby dopiero stworzyć.
Dalej z ministerialnej strony dowiaduję się, że następuje „..wzrost stopnia specjalizacji oraz rozwój rozbudowanych sieci produkcji składających się z wyspecjalizowanych poddostawców i kooperantów...” Bardzo bym sobie tego życzył, aby tak było. Tylko znów pojawia się pytanie, czy rzeczywiście klastering otwiera drogę do specjalizacji i budowy sieciowych struktur produkcyjnych. Moim zdaniem obecnie nie.
Aby odejść od definicyjnego bełkotu na temat klastrów (sam M. Porter podał sześć różniących się definicji), raczej rzadko używam tej nazwy, zamieniając ją na „związki gospodarcze o integracji produktowej”. Można rozwijać współprace horyzontalną, można ułatwiać procesy interakcji, ale jak z tego nie zrodzi się konkretny produkt, to jest to „czcza tylko umysłu zabawa”. Na razie na ten kontredans idzie sporo unijnej kasy więc wszyscy są zadowoleni. Zniknie unijna kroplówka i o klastrach na stronie ministerstwa zapanuje kompletna cisza.
Otóż gdzie jest pies pogrzebany?
Nasze tradycyjne myślenie o przedsiębiorstwie jest myśleniem opartym na integracji kapitałowej. Integracja kapitałowa wypracowała struktury organizacyjne i cały system kompetencji. Każdy wie co to jest udział lub akcja, jaka jest rola rady nadzorczej i zarządu, co to jest dywidenda, co to znaczy ograniczona odpowiedzialność, i jakie są atrybuty zasady jednoosobowego kierownictwa. O związkach gospodarczych o integracji produktowej, tak naprawdę, wie w kraju parę osób.
Można założyć spółkę lub stowarzyszenie i nazwać ją klastrem. Tylko Panie Ministrze po co???? Po co wprowadzać do dyskursu gospodarczego nowe, z angielska brzmiące, słownictwo nie znając ani pomysłu na tę nową formę integracji ani jego istoty ani potencjalnych problemów prawnych.
Stworzenie warunków prawnych dla związków gospodarczych o integracji produktowej jest jednym z postulatów PBI. Patrz. Państwo i gospodarka – projekcja postulatów PBI Natomiast, szeroko rozumiany, system kompetencji trzeba dopiero zbudować.
Inne tematy w dziale Gospodarka