nikander nikander
181
BLOG

O wyczerpaniu formuły neoniewolniczej.

nikander nikander Gospodarka Obserwuj notkę 0

 

       Polska dialogiem stać miała, wszakże naszym konstytucyjnym atrybutem społecznej gospodarki rynkowej miał być „dialog partnerów społecznych”. Minister Kosiniak-Kamysz zawsze będzie związkowców cenił i zapraszał (tak zapewnia nas wszędzie, gdzie się da), przedsiębiorcy w trosce o interesy pracownicze dzielnie walczą z prawem pracy a związkowcy (no może przesadzam, że związkowcy – bonzowie związkowi) dyskutować nie będą, bo nie. Stoi za nimi pięcioprocentowa „armia najmitów” z przedsiębiorstw państwowych. W przedsiębiorstwach prywatnych problem rozwiązuje krótkie „won mi stad”.

       Każda z tych stron dialogu chce dobrze. Można zatem zadać pytanie: po co dialog jak każdy chce dobrze? Czyżby ten negocjacyjny kontredans tak mocno był w konstytucji zakorzeniony że trudno nam się z niego otrzepać?

      Było w historii człowieczej kilka etapów, które powinny dać nam trochę do myślenia. Kiedyś amerykański latyfundysta doszedł do wniosku, że utrzymywanie niewolników, w więc zapewnianie im schronienia, wiktu i opierunku - kosztuje zbyt wiele. Doszedł do wniosku, że można dać im wolność i tak daleko nie uciekną. Przyjdą ze zwieszonymi głowami i zgodzą się na każde podyktowane warunki. Głód to wielki pan i uczy pokory.

       W czasach, gdy rząd Chin nie budował jeszcze swych „kompleksów dla markowych wytwórców” i gdy nie zaoferował swych niewolników skłonnych konkurować ceną nawet z automatami i elastycznymi systemami produkcyjnymi, niektórzy światli przedsiębiorcy zaczęli dochodzić do wniosku, że ze „świadomością tradeunionowską” swoich pracowników, to oni do konkurencji międzynarodowej nie mają z czym stawać. Pracownicy jakoś nie chcieli finansować luksusowych domów, samochodów i luksusowych prostytutek swoich pracodawców. Ot w głowie im się poprzewracało. Tak było i w USA, gdzie zaczęto propagować formy własności pracowniczej, tak było w Niemczech skąd pochodzi pojęcie „demokracji przemysłowej”. We wszystkich tych działaniach chodziło o „rozbicie solidarnego poczucia bezpieczeństwa w bylejakości”. Nie były to też działania, które były na rękę bonzom związkowych. Odbierały im i chleb i prestiż.

 

Co mamy w Polsce?

 

       Jeśli pobieżna obserwacja mówiąca nam, że Polska szmateksami, montowniami i hipermarketami stoi, byłaby mało naukowa, to warto sięgnąć do publikowanych danych o najbogatszych ludziach w Polsce. Jak się okazuje, ze świeca tam szukać przedsiębiorstw wysokiej technologii. Palmę pierwszeństwa bierze branża rolno-spożywcza a później budowlana. Niewolnikami to można zasiać, zapakować, przybijać deski i przykręcać śruby. Czy takim działaniem można wyżywić naród? Nie, cudów nie ma, tylko skąd o tym mógłby wiedzieć peeselowski smarkacz na ministerialnym stolcu. Skąd o tym mógłby wiedzieć przebierający nogami do władzy przewodniczący Buda, czy inny tam przedstawiciel klasy, która stanęła ponad pracobiorcami.

       Zanim wyjdziemy na ulicę, a wyjdziemy, bo dziura budżetowa może szybko zajrzeć do portfeli emerytów, powinniśmy przypatrzeć się temu konstytucyjnemu atrybutowi społecznej gospodarki rynkowej i zastanowić się, czy dialog amatora mleka z krową, która go daje ma jakikolwiek sens. Kilkakrotnie pisałem, że okrętami flagowymi społecznej gospodarki rynkowej powinny być w pierwszej kolejności: Nowa Architektura Finansowa wyciągająca nas z niewoli finansowej, związki gospodarcze o integracji produktowej oraz spółki właścicielsko-pracownicze przywracające naszej gospodarce młodzieńczy wigor.

       Pomyśleć można, dojść do prawidłowych wniosków także. Jednak możesz zrobić coś więcej. Możesz stanąć na wadze konkretnych postulatów zbieranych przez Otwarty Lobbing Obywatelski. Wejdź, zaproponuj, oceń, zagłosuj. Policzymy się. A później...

 

nikander
O mnie nikander

Józef Kamycki - obecnie na emigracji wewnętrznej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka