NoPassaran NoPassaran
600
BLOG

Upadek dziennikarstwa śledczego

NoPassaran NoPassaran Polityka Obserwuj notkę 0

Dziennikarstwo śledcze jest najtrudniejszym rodzajem dziennikarstwa. Wymaga wielkiej dyscypliny i rzetelności w zbieraniu materiałów, odporności na rozmaite naciski (także te redakcyjne), odwagi a także czasu i pieniędzy. Nieraz jest bowiem tak, że podejmując temat, dziennikarz i redakcja nie mają żadnej pewności, że śledztwo doprowadzi do ujawnienia faktycznej afery czy choćby  informacji jakich nie posiada konkurencja, a których ujawnienie jest istotne z punktu widzenia opinii publicznej.

Z założenia dziennikarstwo śledzcze jest tym rodzajem misji dziennikarskiej, która można nazwać społeczną kontrolą władzy. Każdej władzy: ustawodawczej (np afera Rywina), wykonawczej (np afera hazardowa) czy sądowniczej (np sprawa Olewnika). Dlatego naturalne jest, że dziennikarze śledzczy skupiaja się na działaniach instytucji i osób, które władzę dzierżą, podejmując decyzje, pisząc ustawy, prowadząc postępowania prokuratorskie czy sądowe.

Tylko miejsca gdzie decyzje zapadają i osoby, które decyzje podejmują są dla dziennikarza śledczego interesujące bo tylko tam osoby mające swój interes w korzystnym rozstrzygnięciu mogą na nie wpływać. Dlatego właśnie rolą dziennikarza jest przede wszystkim patrzenie na ręce władzy.

W Polsce dziennikarstwo śledcze umarło. Póki jeszcze rządził PiS to zdarzało się czytać teksty o mniej lub bardziej istotnych albo prawdziwych i fikcyjnych aferach. Po zdobyciu władzy przez PO, dziennikarze pozbyli się w większości swoich śledczych zainteresowań. Zniknęła Anna Marszałek, skompromitowany wielokrotnie Czuchnowski stracił jakąkolwiek wiarygodność, Bertold Kittel stracił podobno motywację do pracy a inne psy gończe dostały kaganiec i pełna michę na pocieszenie.

Honor ratowała Misja Specjalna Anity Gargas ale jako, że próbowałą się zajmowac tym co istotne i patrzeć platformianej władzy na ręce, została okrzyknięta proPISowską tubą propagandową i zlikwidowana. Podobno teraz wraca po wakacyjnej przerwie ale patrząc na sytuację w TVP nie liczyłbym już na zbyt wiele. Natomiast śledztwa Gazety Polskiej czy Naszego Dziennika są uznawane przez mainstream za nieważne, nieprawdziwe i nieinteresujące.

Wielkim zadaniem dla polskiego dziennikarstwa, zwłaszcza tego śledczego, wydawała się katastrofa smoleńska. Naiwni sądzili, że katastrofa lotnicza, w której ginie Prezydent Polski, wielu ministrów, całe dowództwo Wojska Polskiego, prezes NBP, parlamentarzyści oraz wiele innych, znanych i szanowanych osobistości polskiego życia publicznego, powinna spowodować szczególną mobilizację w każdej redakcji. Że następnego dnia po katastrofie okolice Smoleńska zaroją się od dziennikarzy śledzczych każdej szanującej się redakcji w Polsce, którzy siedząc tygodniami i bez względu na koszty, wyposażeni w nowoczesny sprzęt zrobią wszystko by odkryć przyczyny tej tragedii. Niektórzy wierzyli, że ambicją polskich mediów powinno być prowadzenie własnego śledztwa, bez oglądania się na prokuraturę, a zwłaszcza ustalenia Rosjan.

Ale nic z tego. Mija 5 miesięcy od katastrofy a tuzy polskiego dziennikarstwa śledczego nadal siedzą cicho. Chociaż nie, przepraszam. Oni skupiają się na publikacji artykułów wykazujących winę pilotów i Lecha Kaczyńskiego. Ani słowa o skandalicznych działaniach administracji Tuska i fatalnym przygotowaniu wizyty, zarówno od strony organizacyjnej jak i administracyjnej. Ani słowa na temat rozpowszechnionych w internecie rozmaitych wątpliwości i analiz. Oczywiście niektóre z nich sa bzdurne. Ale wiele wygląda na całkiem rozsądne i teoretycznie- całkiem możliwe. Dziennikarz śledzczy powinien je sprawdzać, węszyć z nosem przy ziemi, szukać ekspertów, informatorów, dokumentów. A co mamy? Gówno- chciałoby się dosadnie powiedzieć.

Od pierwszych dni mamy tylko wrzutki z anonimowych źródeł, które potem się nie potwierdzają lub umiejscowione w szerszym kontekście zmieniają znaczenie. A oprócz tego tropienie talibów w PiS, sprawdzanie polskości albo trzeźwości obrońców Krzyża i temu podobne dyrdymały.

Pojawił się natomiast nowy gatunek dziennikarstwa śledczego. Gatunek, którego głównym zadaniem nie jest dochodzenie do prawdy lecz dezawuowanie ustaleń innych śledczych. Także tych internetowych, których jako zazwyczaj amatorów pozbawionych mozliwości dziennikarzy redakcyjnych, w tym prawa do ochrony źródła informacji, łatwo jest wyśmiać, złapać na błędzie itp. Co gorsza, ten rodzaj dziennikarstwa śledczego ma na celu nie podważenie oficjalnych ustaleń, ktore jak wiemy z wielu przykładów bywają elementem daleko posuniętych kompromisów, manipulacji, niekompetencji, tchórzostwa itp. Celem śledczych nowego typu jest potwierdzenie tych oficjalnych ustaleń.

Ostatnim przykładem nowej jakości dziennikarstwa śledczego był poniedziałkowy Superwizjer w TVN. Był on dość szeroko komentowany więc nie będę się powtarzał, nie piszę zresztą po to by polemizowac z jego treściami. Chodzi jednak o szersze spojrzenie na zaprezentowany w całej okazałości model dziennikarstwa.

Cała praca dziennikarzy (całkowicie mi nieznanych, bez konkretnego dorobku, doświadczenia i kompetencji) nakierowana była bowiem, nie tyle na ustalenie nowych faktów, lecz zdezawuowanie, obśmianie i podważenie wiarygodności ustaleń rzeszy internautów, niektórych dziennikarzy a także osób publicznych jak J.Polaczek czy A. Macierewicz.

Żeby było jasne: ja nie twierdze, ze w Smoleńsku doszło do zamachu, że Rosjanie dobijali rannych, że kokpit samolotu został zdetonowany albo przeniesiony przez śmigłowiec etc. Nie mam wystarczającej wiedzy a czasem i wyobraźni. Ale za to mam na tyle dużo wiedzy i wyobraźni, żeby niektóre scenariusze dopuścić jako możliwe. I oczekiwać, że dziennikarze będą szukać ich potwierdzenia albo ostatecznego wykluczenia.

A co nam daje TVN? Kretyńską dziumdzie, która pyta rzekomego staruszka ze słynnego filmu: "niektórzy twierdzą, że Pan został zamordowany. Co Pan o tym sądzi?" Albo świeżo odkrytego autora tego najsłynniejszego filmu pyta: "Pojawiają się takie fantastyczne teorie, że ktoś tam strzelał do rannych, widział pan to?" Oczywiście nie- odpowiada trzęsący się ze strachu rozmówca, ktorego oczy zdradzają o wiele więcej niż zdziwienie pytaniem a ruchy podczas kręcenia filmu tuż po katastrofie wyraźnie wskazują, że strzały słyszał, a ze strachu, może przed strzelcami a może przed wybuchem, chował się czy nawet uciekał.

Zakładając nawet, że ten Safonienko był faktycznym autorem filmu, to okazuje się, że odnalezienie go było bajecznie proste. Wystarczyło zapytac właściciela warsztatu czy komisu samochodowego by dowiedzieć się: "wiem kto to nakręcił, mój kolega- o tam pracuje". Więc albo mamy powszechną kompromitacje polskich mediów i dziennikarzy, którzy nie wpadli na oczywisty pomysł by zapytać o cokolwiek jednego z nielicznych świadków albo mamy jakąś kolejną wrzutkę w postaci przestraszonego mechanika, którego FSB przez kilka miesięcy urabiało do odegrania odpowiedniej roli. Tak czy inaczej kompromitacja do sześcianu.

Prywatnie skłaniam się do drugiej wersji. Widząc sposób pracy autorów tego niby reportażu jestem na 90% przekonany, że namiary na tych mechaników, dziadka czy kontrolera dostali po prostu z prokuratury. Nie wiem czy polskiej czy z rosyjskiej ale mam dziwne przeświadczenie, że ceną za "dotarcie do nich" była treść materiału, która nie obala lecz wyśmiewa mnożące się, całkiem realne wątpliwości, a jednocześnie potwierdza wersję prokuratorów.

I takie to własnie dziennikarstwo. A chciałoby sie raczej powiedzieć: dziennikurestwo...

NoPassaran
O mnie NoPassaran

"Nie wierzę w spiskowe teorie ale wierzę w praktykę"- mawiał Talleyrand. Wiedział co mówi bo służąc Napoleonowi był płatnym agentem cara Rosji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka