Widzę już przynajmniej jeden pozytywny skutek publikacji książki "Resortowe dzieci. Media." Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza: mamy wreszcie jakąś dyskusję o środowisku dziennikarskim.
Są tu, na Salonie24, ostre, ale przecież spodziewane, ataki, w tym nieeleganckie, ad personam, na autorów. Dorota Kania bierze to na klatę, po męsku, brawo! Są też słowa szacunku i otuchy dla autorów, nawet dokumenty przytaczane - historie drugiej strony - ofiar ubeckich i ich dzieci, które karier niestety zrobić nie mogły. Są też i ogólne ataki na tzw. prawicowe media, że to nieudana próba ratowania się w trudnej sytuacji rynkowej, abstrahujące niestety od faktu reanimowania mainstreamowych mediów reklamami od różnych agend rządowych, samorządowych, spółek państwowych itd., itp., czyli braku równej konkurencji.
Leniwym przypominam, że nadal największą sprzedaż ma "Głos niedzielny". Jak ostatnio, po latach, znów kupiłem "Politykę" to właściwie jest babski tabloid na lepszym papierze, obrzydliwe lizustwo Piotra Sarzyńskiego, banały Żakowskiego i w zasadzie dopiero Tym na 123 stronie daje jakąś myśl... Tych gazet nie daje się czytać! "Gazetę Polską" kupiłem ostatnio w podróż tylko dlatego, że był w niej wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. To była gwarancja, że nie stracę grosza i czasu. Zazwyczaj jednak tej gwarancji brak... Byłbym niesprawiedliwy jednak, gdybym nie przypomniał, że jedynym miejscem, w którym mogłem przeczytać (napisaną przez Z. Kuźmiuka ludzkim językiem) analizę budżetu na 2014 r. jest "Nasz Dziennik", cenne źródło informacji, naprawdę. Takie analizy są normalną rzeczą w prasie brytyjskiej, francuskiej, belgijskiej itd., ale nie u nas.
Obejrzałem wczoraj wieczorem jakiś "wieczorek dziennikarski" w Republika.tv, dyskusję gwiazd dziennikarskich na bieżące tematy i zrobiło mi się słabo. Oczywiste, że oni przychodzą do studia kompletnie nieprzygotowani, że oni nic nie czytają i snują sobie luźne dywagacje. Szokiem były dla mnie ich opinie, że np. podpisana w czwartek deklaracja "Program 2020 w relacjach polsko-rosyjskich" przez Sikorskiego i Ławrowa była faktem bez większego znaczenia (por. moją wczorajszą notkę na ten temat). Skandaliczna ignorancja, wstyd!
Dzisiaj wieczorem dla odmiany obejrzałem sobie "dziennikarski poranek" w "7. dniu tygodnia" u red. Olejnik. Gospodyni zaczęła od ironizowania, naśmiewania się z tego, że ona i zaproszeni goście są przedstawicielami "mętnych mediów", "mainstreamowych mediów", z jakąś taką zjadliwością, czy bezczelnością - żle zaczęła... Nie wymagam od przedstawicieli "tych mętnych mediów" zbyt wiele, ale to była kompletna żenada, ci już nawet swoich opinii nie potrafią wyartykułować - bo ich w ogóle nie mają czy się boją? Wszyscy żyją przecież od presją działu reklamy, nie wiadomo więc, czy wolno im powiedzieć coś krytycznego, czy nie... Przyznają w końcu, że jest tabloidyzacja i wyścig na okładki, że poziom spada i że jest kryzys, ale jakby winien jest ten kryzys globalny. To tłumaczenie znamy już od Tuska. Najwięcej do powiedzienia miał dziennikarz "Gazety Wyborczej", Mariusz Szczygieł, który pochwalił się, że w ogóle nie czyta gazet i prawie nie ogląda telewizji, niusy przegląda na komórce. Wręcz demonstracyjnie okazywał on lekceważenie dla polityki, polityków i zainteresowania nimi. Oto "Wyborcza" lansuje (idąc co prawda za wcześniejszym znakiem Tuska) nowy trend dla mediów: antypolityka!
Dziwne to wszystko, bo przecież, gdy w ostatni wtorek, w południe, wpadłem do księgarni "Naszego Dziennika" w Alei Solidarności, po książkę Fedyszak-Radziejowskiej "Przemyśleć Polskę", było tam dość ciasno i gwarno. Dziwne, bo tego samego dnia w księgarni w podziemiach przy Centralnym dowiedziałem się, że mam szczęście, bo jakaś 50-ka klientów przede mną już usłyszała, że nie ma "Resortowych dzieci", że "wyszły", a tymczasem miła ekspedientka znalazła zawieruszony w kąciku historycznym ostatni egzemplarz i ten mi wręczyła jak wygraną w totka! A przecież było to ledwie parę dni po premierze książki! Ponoć 50 tysięcy egzemplarzy sprzedało się natychmiast! I to ma znaczyć, że ludzie nie czytają, nie chcą interesować się polityką? No, nie wiem, jacy ludzie?
Teraz nagle nie chcą czytać politycznych publikacji dziennikarze od polityki, pochodzący z politycznych domów, o ironio?! Wbrew oczywistości wpierają w nas, że dom rodzinny i otoczenie dzieciństwa nie mają wpływu na nasze charaktery, poglądy, kulturę... Moja teściowa śp. była dziennikarką, z ostrym temperamentem, dwoma fakultetami, świetną znajomością angielskiego i w PRL-u mogła pracować tylko w niszowym, nieliczącym się miesięczniku. Zmarnowany talent. Byłaby sto razy lepsza od red. Olejnik, ale ... Nikt przyzwoity wtedy dla tych "Trybun Ludu" nie pisał. Moi znajomi dziennikarze, wywaleni z roboty w stanie wojennym, całymi dniami okupowali stoliki w "Krokodylu" przy jednej herbacie... Nikomu nie przyszło do głowy, by próbować w tamtej chwili wejść na taki wakat. Czy ważne są wartości, również te wyniesione z domu? Czy przyzwoitość jest ważnym kryterium w dziennikarstwie? Jeśli uznamy, że tak, to pani Olejnik i jej sąsiedzi z kart "Resortowych dzieci" powinni z mediów zniknąć.
„Jedenaście dni temu dość mało znany bloger Mieszczuch7 napisał bardzo ciekawą notkę p.t. "Nowy mur - warszawski". Jako pierwszy zauważył on, że dzięki stalowym barierkom Pałac Prezydencki zaczął przypominać warowną twierdzę. Porównał on to do muru oddzielającego Żydów od Palestyńczyków oraz do wysokich płotów, które rozdzielają katolików i protestantów w Belfaście. Później także inni publicyści /n.p. Johny Pollack/ czynili podobne porównania, ale Mieszczuch7 był pierwszy. Jego poprzednia notka o ataku na niezawisłość Rzecznika Praw Obywatelskich też była bardzo interesująca. Warto zaglądać na ten blog.” elig, 28.08.2010
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka