Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia
242
BLOG

Barabanow: Smutne statystyki

Nowa Europa Wschodnia Nowa Europa Wschodnia Polityka Obserwuj notkę 0

fot. archiwum prywatneKamil Całus, Piotr Oleksy: Nie wydaje Ci się czasem, że zawodowo uprawiasz sport ekstremalny?

Ilja Barabanow: Dziennikarstwo w krajach pozbawionych wolności, gdzie rządzi reżim autorytarny, generalnie związane jest z pewnym ryzykiem, ale my to ryzyko dobrze rozumiemy. Zresztą, sytuacja w Rosji nie jest przecież najgorsza. Być niezależnym dziennikarzem, dajmy na to w Chinach, jest pewnie zdecydowanie trudniej.

Gdy przegląda się statystyki pobić, zaginięć czy śmierci dziennikarzy rosyjskich, to trudno sobie wyobrazić, jak dziennikarstwo może funkcjonować. Dowiadujesz się o pobiciu lub śmierci kolejnego dziennikarza, przychodzisz rano do redakcji i co – siadasz do pracy?

Fakt, to trudne pytanie. Rzeczywiście, co jakiś czas dochodzi do sytuacji, o jakich mówicie. Jedyne, co możemy wtedy zrobić, to postarać się w maksymalnym stopniu wyjaśnić to, co się stało, i pomóc koledze, który znalazł się w tak krytycznej sytuacji. Prowadziliśmy kilka śledztw dotyczących różnych aspektów wolności słowa w Rosji. Odnaleźć je można na stronie internetowej naszej gazety. W związku z tym, specjalnie dla celów śledztwa, Fundusz Ochrony Jawności dostarczył nam dość smutnych danych...

Jakich na przykład?

Na przykład takich, że w 66 regionach Federacji Rosyjskiej zdarzały się przypadki pobić lub morderstw dziennikarzy, a w 71 regionach wszczynano przeciw nim sprawy karne. Jestem tego świadomy, ale nie mogę o tym w kółko myśleć, bo trudno byłoby mi koncentrować się na pracy.

Oczywiście, wielu dziennikarzy się przestraszyło, zarzucili tematy, o których wcześniej pisali. Jednak przeważają ci, którzy myślą: jasne, są takie zagrożenia, ale trzeba po prostu robić swoje.

Dlaczego zdecydowałeś się zostać opozycyjnym, liberalnym dziennikarzem?

Przede wszystkim nie określamy siebie jako dziennikarzy opozycyjnych ani tym bardziej liberalnych. W ostatnich latach wytworzył się schemat, według którego każdy dziennikarz mający zdanie odmienne od kremlowskiego natychmiast, nie wiadomo dlaczego, zyskuje miano dziennikarza opozycyjnego. My zaś uważamy, że zajmujemy się po prostu zwyczajnym, niezależnym dziennikarstwem. Najwyraźniej jednak zajęcie to jest w Rosji na tyle niecodzienne, że odbierane jest właśnie w ten specyficzny sposób.

Gdy byłem mały, chciałem zajmować się dziennikarstwem sportowym, ale potem, zupełnie przypadkowo, wciągnęło mnie dziennikarstwo polityczne. Uważam, że w kraju takim jak Rosja nie można nie interesować się polityką. Jest taki pogląd, że każdy z nas może uczynić świat wokół siebie nieco lepszym – i to idea, która jest mi bliska. Nie wierzę, byśmy mogli sami zmienić coś w naszym kraju, ale przecież czytają nas tysiące ludzi. Nasza praca jest im potrzebna, jest dla nich ważna. Tym bardziej my, dziennikarze, powinniśmy głosić to, co uważamy za prawdziwe, a nie to, co jako prawdę przedstawia Kreml. Póki istnieje możliwość, by o niej mówić, trzeba to wykorzystać w maksymalnym stopniu.

Ale zgodzisz się z tym, że w Rosji granica między niezależnym dziennikarstwem a pewnego rodzaju działalnością polityczną jest cienka?

My nie zajmujemy się działalnością polityczną. Ale to prawda... Często dziennikarstwo ostatecznie przechodzi w działalność polityczną. Tyle że historia uczy, że bywa tak zwykle w przypadku dziennikarzy, którzy w ten czy inny sposób byli na usługach władzy. Przykładowo Aleksander Hinsztejn i Władimir Sołowiow byli kiedyś dziennikarzami, a potem stali się deputowanymi Dumy z ramienia Jednej Rosji. A my? My nie zajmujemy się polityką, a jedynie realizujemy konstytucyjne prawo obywateli do informacji. Tak samo krytycznie staramy się podchodzić zarówno do władz, jak i do opozycji. No, ale ponieważ od opozycji w Rosji mało co zależy, to i popyt na informacje z tej strony jest znacznie mniejszy.

Nachodzi Cię czasem taka myśl, że może to, co robisz, nie ma sensu?

Jasne, takie myśli się zdarzają, i to zresztą u nas wszystkich. Problem sprowadza się bowiem do tego, że możemy, co prawda, dokładnie i starannie opisać skorumpowanych urzędników, przedsiębiorców, możemy wydrukować na ten temat serię artykułów i... nic. Publikacja, która w kraju z rozwiniętą demokracją spowodowałaby dymisje, zwolnienia, sprowokowała śledztwo i wywołała skandal, u nas jest przemilczana. W takiej sytuacji musi pojawić się myśl: po co my to wszystko robimy? Mam jednak koleżankę redakcyjną, która pisze o problemach ludzi osadzonych w więzieniach. Po każdej publikacji stara się na przykład o zwolnienie tych ludzi i czasem jej się udaje. To dla nas dowód na to, że nawet w trudnych warunkach praca może przynosić wymierne efekty.

Czy rosyjski światek dziennikarski jest mocno podzielony? W tekstach poświęconych rosyjskim mediom można przeczytać, że dziennikarze kremlowscy i niezależni stronią od siebie, nie rozmawiają ze sobą, nie piją razem wódki...

Zastosowałbym tu inny podział. Istnieje pewna grupa dziennikarzy niezależnych, kompetentnych i rzetelnych, a także grupa żurnalistów pracujących dla kremlowskich mediów, którzy jednak zachowują rzetelność i uczciwość, nie dotykając po prostu pewnych tematów. Godzą się na ograniczenia tematyczne i dostosowują się do życia w takich warunkach. Z drugiej strony, istnieją także „ludzie mediów”, których pracę od prawdziwego dziennikarstwa dzieli przepaść. Zajmują się agitpropem – agitacją i propagandą. Oczywiście, z nimi niewiele nas łączy.

Nie sądzisz, że niezależni dziennikarze w Rosji bliżsi są prawdziwemu dziennikarskiemu etosowi? Czy czujecie niekiedy wyższość nad swoimi zachodnimi kolegami, którzy pracują w komfortowych warunkach?

Wyższości nie odczuwamy. Na pewno nasza praca jest bardziej interesująca niż praca zachodnich kolegów. Ten rosyjski „koloryt” dodaje naszemu dziennikarstwu „smaku”.

Smaku?

Cóż, gdy wszystko jest jasne, proste i przyjemne, to i praca nie jest tak wesoła jak w Rosji. Tu masz pewność, że każdy dzień przyniesie ci coś nowego...

I można spokojnie mówić: tak, to oczywiste, że dziennikarze w Rosji giną?

Po pobiciu w listopadzie ubiegłego roku Olega Kaszyna, który zajmował się sprawą Lasu Chimkińskiego, zaczęły się rozmowy o wprowadzeniu do prawa karnego przepisu ostro karzącego za napad na dziennikarza. Jednak jesteśmy do tego nastawieni krytycznie. Przecież, aby takie prawo działało, chociaż jedna sprawa musiałaby zostać wyjaśniona i doprowadzona do wyroku. Lata minęły już od śmierci Władysława Listiewa czy Dmitrija Chołodowa. Wszyscy przywykli do tego, że po zabójstwie czy pobiciu dziennikarza organy śledcze imitują dochodzenie, prezydent przejmuje nad nim kontrolę, wszystko zostaje nagłośnione i wygląda wspaniale, ale nie ma żadnych sądowych wyników. I może o to właśnie chodzi, by wszyscy się do tego przyzwyczaili?

Słowa Dmitrija Miedwiediewa czy Władimira Putina robią jeszcze na was wrażenie?

Ciekawe mogłoby być ustalenie, jaką liczbę spraw prezydent Miedwiediew i premier Putin, czy też inny minister, brali pod osobistą kontrolę i ile z nich doprowadzono do końca. Byłaby to smutna statystyka...

Dlaczego zginęła Anastazja Baburowa?

Oczywiście, konieczne jest śledztwo w tej sprawie, teraz zaczął się proces. Rozmawialiśmy o tym z kolegami z różnych pism. Dość popularna jest wersja, że Nastia zginęła przypadkiem, dlatego że szła akurat ulicą ze Stanisławem Markiełowem, obrońcą praw człowieka zajmującym się Czeczenią, który był głównym celem zabójców. Tak czy inaczej, Nastia jest czwartym dziennikarzem „Nowej Gaziety”, który zginął w ciągu ostatnich dziesięciu lat. W żadnym z tych przypadków nie zapadł wyrok skazujący. Teraz zaczął się proces w sprawie śmierci Stasa i Nastii, i czort wie... Wątpię jednak, żeby zakończył się skazaniem kogokolwiek.

Ostatnia głośna sprawa dotyczy Olega Kaszyna, o którym mówiłeś. Uważasz, że pobicie to było związane z kwestią budowy autostrady wiodącej przez las w Chimkach?

Wersji jest wiele. Mówiąc szczerze, nie byłoby dobrze wygłaszać jakichś domysłów, dopóki swojej wersji nie przedstawią śledczy, ale tak, to może być związane z Chimkami. Wszyscy wiemy, że napadali na Anatolija Jurowa – chimkijskiego dziennikarza, a także na lokalnych działaczy. Chociaż wersja ta ma solidne podstawy, to nie stwierdzałbym jednoznacznie, że chodziło o Chimki... Nie wiem.

Jeździsz często do Mołdawii i na Ukrainę. Jak byś porównał warunki pracy dziennikarzy oraz poziom wolności słowa w Rosji i innych krajach Europy Wschodniej?

Wolność słowa jest w Rosji o wiele większa niż na Białorusi i pracuje się swobodniej niż białoruskim kolegom. Po mołdawskiej rewolucji sytuacja w tym kraju zupełnie się zmieniła. Tamtejsi dziennikarze pracują w normalnych europejskich warunkach. Natomiast Ukraina od czasu przyjścia do władzy Wiktora Janukowycza się rusyfikuje, co oznacza regres. Jeszcze daleko im do nas, ale może się zdarzyć, że powoli poziom wolności słowa nad Dnieprem zbliży się do poziomu rosyjskiego.

A jak oceniasz swoich zachodnich kolegów piszących o Rosji?

Ogólnie mówiąc, zachodnie media obiektywnie oceniają sytuację w Rosji. Często jest jednak tak, że kiedy dziennikarz pisze z własnego kraju, albo nawet jest korespondentem, to nie do końca rozumie rosyjski kontekst. Nie rozumie skali korupcji i bezprawia, z jaką mamy w Rosji do czynienia. Zajmując się tylko tendencjami politycznymi, a nie konkretnymi sprawami, ciężko ocenić wszystkie detale i pojąć skalę pewnych procesów.

Ilja Barabanow jest rosyjskim dziennikarzem politycznym, zastępcą redaktora naczelnego gazety „Nowoje Wriemia/The New Times”. Karierę zaczynał w dzienniku „Nowaja Gazieta”. W 2010 roku został laureatem przyznawanej przez fundację Dziennikarze bez Granic Nagrody im. Petera Macklera. Doceniono w ten sposób jego odwagę i upór w śledzeniu korupcji we władzach Federacji Rosyjskiej. Ma 25 lat.

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Nowa Europa Wschodnia” 3-4/2011.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka