Prezes ma oczywistego zeza i krzywe lusterka. Gadowski zwariował od picia, ale jeszcze o tym nie wie. Tusk duka jak dukał, ale przynajmniej wie o tym i zasłania sobie usta wstydliwym grymasem, jak przystało szczerbatemu w dobrym towarzystwie. Polacy w dup*e mają te całe wybory. PKW ma w dup*e Polaków, którzy w rewanżu mają ich w nosie, a byłoby lepiej gdyby było odwrotnie. Warszawa jaką znałem w młodości skurczyła się i jakoś zwiędła podczas mojej nieobecności, w cieniu tych wszystkich niedokończonych biurwowców. Druga linia metra stoi nieruchomo w trzewiach umęczonego miasta, jak jelitowy zator po obżarstwie - kiełbasa wyborcza z gipsu i trocin... To dziwne miasto, które tak kompletnie rozwarstwiło się poziomym uskokiem, dalej przyciąga i mami przyjezdnych głuptasów śmieciowymi karierami. Stolyca Państwa, które, jak do tej pory, zdało każdy egzamin... Pałac Kultury zaś, coraz bardziej przypomina Hanię Waltzową i już wiadomo, że właśnie to jest prawdziwą przyczyną, dla której nie powstaje Muzeum Komunizmu... W jego miejscu będzie w przyszłości plac Adoracji, z którego bez przeszkód będziemy spoglądać z drżeniem w kamienną twarz Pałac-Bufetowej, kiedy transformacja dobiegnie już końca. A z parapetów będą zwisać czarne, duże nietoperze, jak smoliste łzy stuokiego smoka...
W grudniu czeka nas Gwiazdka, Chanuka, Festivus, Quanza i zdaje się, że też mój wyjazd w Gorce. Tylko czy warto? Gorce też jakoś zmalały, wyblakły, spsiały i wyłysiały, przybliżyły do miasta. W Kamienicy nie ma już pstrągów, za to pierdzącego quada można spotkać w każdym miejscu, o każdej porze i nie ma na to żadnej rady. Młodzi, niezrozumiali dla mnie okupanci panoszą się dumnie i hałaśliwie w każdym zakątku mojej ojczyzny. Nikt nie bije na alarm, to i ja będę milczał, ale to jedno muszę dodać, że kiedy my najechaliśmy Polskę ze swoją muzyką, swoją kulturą, modą i niezrozumiałą dla autochtonów gwarą, to chyba nie byliśmy aż tak bardzo brutalni, zaborczy i dominujący jak dzisiejsza młodzież.
Nie wiem, może zamiast w Gorce pojadę we wspomnienia o Gorcach? W czasy kiedy Kamienica była czysta i pełna pstrągów, czasy nadleśniczego Honowskiego, w czasy, kiedy Papieżówka była tylko zwykłą góralską chatką z bali, w której na wiele miesięcy znalazłem schronienie i przeżyłem wielką powódź, w czasy, kiedy na Turbacz się wchodziło, a nie wjeżdżało i nie było mowy o tym, żeby zadzwonić z Polany Długiej do Piotra, a za to można było tam dostać u bacy świeże oscypki, które się pomagało wędzić... Czasy kiedy niebywale błotniste drogi stokowe, zwane przez miejscowych "spchacówkami", bo były wyrzynane w ciele gór, stalowymi lemieszami spychaczy, rozbrzmiewały śpiewnymi okrzykami-zachętami wozaków dla ich ciężko pracujących koni zrywających, zwalone przez pilarzy, ogromne drzewa... W tamtych czasach, w czasach, w których w moim słowniku osobistym nie istniało jeszcze pojęcie "tamte czasy", bo wszystko było świeże i pierwsze i jedyne, w tamtych czasach Gorce były przede wszystkim daleko. Były trudno dostępne, a wyjazd tam był Przygodą. Dziś nawet lot przez ocean nie jest już dla mnie przygodą. Męczącą koniecznością tak, ale nie przygodą. Chciałoby się wyskrobać na stoku moich gór, gór które zdobyłem, ja tu byłem... Byłem kiedyś. A potem już nie byłem i tylko zdobyte góry pozostały. Piętrząc się jedna za drugą, jak owoce ułożone czyjąś troskliwą ręką na paterze, czekają na nowego smakosza...
Inne tematy w dziale Rozmaitości