Wczoraj po głosowaniu poszedłem po zakupy dla domu i jedną z rzeczy którą nabyłem był pewien popularny żrący środek do czyszczenia i dezynfekcji sanitariatów (bez kryptoreklamy) a inną pewien popularny odświeżacz powietrza przeznaczony do miejsc ustronnych (bez kryptoreklamy). Po wieczornej toalecie postanowiłem zrobić użytek z obydwu tych środków (znałem już wtedy wyniki exit polls z przecieku TVN) i kiedy uzbrojony w rękawice i szczotkę myłem ceramikę przyszła mi do głowy pewna analogia. Ja - wyborcy, pomieszczenie - kraj, ceramika - władza, syf na ceramice - patologie, czynności które wykonywałem to wybory a środek czyszczący to partia na którą oddajemy swoje głosy. I tak sobie dumałem czy kamień spłukiwany do odpływu narzeka że traktowanie go żrącym żelem jest niedemokratyczne? Czy to wszystko co zostaje w kolanku zlewu kuchennego i jeśli tego nie potraktować raz w tygodniu tymże żelem zaczyna nieznośnie cuchnąć ma pretensje o jego stosowanie? A jeśli by tak to cos założyło partię i zatrudniło prawników i lobbystów to czy smród w każdym domu nie stałby się wymogiem prawa? Może mój radykalizm w traktowaniu tych nawarstwień to faszyzm czystej wody, może jestem Hitlerem, a może bin Ladenem? A co z muchami? Głodują biedne nie znajdując pożywienia na wyczyszczonym blacie kuchennym?
Tak sobie dumałem patrząc jak plamy znikają pod ścierką i pod szczotką a gdy skończyłem odpakowałem odświeżacz powietrza, przykleiłem do glazury, załozyłem pojemnik z dezodorantem i psiknąłem - rozszedł się miły, leśny zapach, łazienka stała się przyjazmym ludziom miejscem w którym najpierw trzeba rozprawic się z brudem metodami drastycznymi a dopiero potem delektować się salonowa perfumą. I zapewne kazdy to rozumie i każdy postąpił by tak samo u siebie w domu.
Więc dlaczego w skali makro wyrzucamy precz żrący żel i stawiamy na perfumy? Czy państwem rządzą inne prawa niż łazienką? Jakie to prawa? Co powoduje że gdy przychodzi racjonalnie decydować o gospodarowaniu powierzchnią nieco większą niż łazienka postanawiamy postawić na baterię odświeżaczy powietrza odstawiając jednocześnie metody drastyczne? Bo żel śmierdzi chlorem? A niby czym ma śmierdzieć, konwalią? czasem trzeba znieść troskę dyskomfortu by żyło się lepiej...
Smutne jest, że szorowanie polskiej rzeczywistości nie zostało zakończone. Że narośl kamienia i cuchnących resztek pokomunistycznych ekskrementów okazała się na tyle silna medialnie iż zdołała przekonać wyborców, że da się zaprowadzić porządek bez radykalizmu i ciężkiej pracy. Postawiliśmy na dezodorant. Po raz kolejny zresztą, wystarczy prześledzić historię Polski lat 1989-2005. W dniu wczorajszym wyborcy pokazali iż jej nie znają a nieznajomość historii karana jest zawsze tak samo: Skazuje się ignorantów na jej ponowne przeżycie.
A oto próbka głosów much:
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=64919
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka