Michał Boni przyznał się do współpracy z SB. Rzecz nie jest nowa i kto interesuje się polską sceną polityczną na przestrzeni lat 1989 - 2007 doskonale o tym wiedział - pan Boni figurował na słynnej "Liście Macierewicza" - spisie tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa sporządzonej w MSW w maju 1992 roku która jak pamiętamy była bezpośrednią przyczyną obalenia rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992.
Uprzedzając pytania i zarzuty pod moim adresem - nie potępiam osób, które podjęły współpracę z SB, wiadomo jakie były czasy, ludzie mieli swoje rodziny, swoje ambicje, swoje problemy, chcieli się rozwijać, chcieli żyć godnie i łapali się wszelkich możliwości. Także tajnej i świadomej współpracy z SB. Weźmy sobie za przykład Andrzeja Olechowskiego - współpracował, przyznał się, nikt się go nie czepia, ja także nie. Odrazę natomiast budzi to, co obecnie wyczyniają antylustratorzy chcący za wszelką cenę dowieść, że papiery SB są bądź sfałszowane bądź też byli tajni współpracownicy współpracowali wbrew woli, pod przymusem, szantażem bądź też w ogóle nie wiedzieli że figurują jako TW. Nie jest to prawdopodobne z dwóch powodów:
1. W PRL Służba Bezpieczeństwa była szkolona i kontrolowana przez Moskwę, pracowała dla Moskwy i tworzyła dokumentację dla Moskwy. A Moskwa jak to Moskwa - wierną służbę nagradzała z bizantyjskim gestem a nielojalność karała straszliwie.
2. Przemocą, szantażem lub poprzez kłamstwo można było wydobywać zeznania w czasie przesłuchań albo podpisanie lojalki (opisał to Antoni Pawlak w swojej książce "Książka skarg i wniosków" w której opowiada że podsunięto mu zobowiązanie do przestrzegania porządku prawnego PRL z obietnicą, że jeśli podpisze to na święta będzie w domu) ale nie tajną współpracę. TW MUSIAŁ BYĆ godny zaufania a zwerbowany siłą mógl dostarczać mylnych danych lub ostrzec ludzi ze swego środowiska że jest TW, że został zmuszony. Esbecy nie byli durniami, doskonale o tym wiedzieli. Jak napisałem w komentarzu do posta Krzysztofa Leskiego - sprowadzanie esbeków do poziomu tępych pałkarzy to wielki błąd. NIGDY nie należy nie doceniać przeciwnika.
SB miała szeroki wachlarz środków do pozyskiwania tajnych współpracowników. Jak pisałem wyżej - mogły to być po prostu pieniądze. Mogla to być pomoc w karierze. Mogło to być odwołanie się do moralności kandydata na TW - na przykład jego patriotyzmu. Weźmy sobie z sufitu taki przykład: Pan Iksiński działa w Solidarności. Dostaje wezwanie na SB, zgłasza się. Spodziewa się aresztowania albo wrzasków a jest zaskoczony - proponuje mu się kawę, papierosa. Nikt się nie drze, esbek nie zadaje pytań, nie żąda zeznań, mówi sam. Roztacza wizję rosyjskich czołgów na ulicach polskich miast, walk ulicznych, wywózek, egzekucji, tortur. Pokazuje "tajne szyfrówki" które mają to uwiarygodnić. Informuje, że SB nie będzie mogła nic w takiej sytuacji zrobić, że najprawdopodobniej sami się wtedy znajdą na haku bo nie dopilnowali porządku w Polsce, mówi: "My sami was popieramy ale rozumiecie że Rosjanie nie mają poczucia humoru. Przemyślcie to" - i kończy rozmowę. I Iksiński jest już w zasadzie zwerbowany. Reszta to formalności. A donosy? Mogło wcale nie być potrzeby donoszenia, przeciwnie: TW miał przekazywać sugestie SB do "Solidarności". Miał lobbować za takimi a nie innymi posunięciami. Miał wspierać jednych a nie drugich bo ten jest rozsądny a tamten to awanturnik - stąd też brak donosów.
Jestem pewien, że Solidarność została de facto utworzona przez SB. Bezpieka wiedziała, że w obliczu realiów drugiej połowy lat siedemdziesiątych ruch oddolny jest nieunikniony i w związku z tym lepiej samemu zainicjować taki ruch przez swoich ludzi niż czekać aż coś niesterowalnego powstanie samoistnie. Ludzie się organizują? Dajmy im swojego lidera, inspirujmy działalność tworzącej się organizacji. Kto pamięta starcie pomiędzy Gwiazdą a Borusewiczem kiedy Gwiazda powiedział, że Borusewicz organizując strajk w Stoczni Gdańskiej w 1980 był inspirowany przez SB? Moim zdaniem tak to właśnie mogło wyglądać a Borusewicz mógł nie mieć o tym zielonego pojęcia - wystarczy że jego uszy otwarte były na szept ust napełnianych przez SB. Kto czytał Władcę Pierścieni? Kto pamięta Smoczego Języka na dworze Theodena?
Kończąc: Jestem za ujawnieniem archiwów SB. Zarówno list nazwisk tajnych współpracowników jak i dokumentów operacyjnych - może właśnie przede wszystkim ich. Jestem zdania, że naród polski został potężnie oszukany i torpedowanie lustracji jest działaniem na rzecz ochrony oszustów dlatego powinniśmy wiedzieć kto współpracował i każdego traktować indywidualnie. Czekam na informacje o działalności Michała Boni w ramach współpracy z SB - dopiero wtedy będzie można powiedzieć na temat jego przypadku coś więcej.
A tutaj cytat dot. werbunku wg. opisu Suworowa. Polskie służby były szkolone przez Rosjan więc podejrzewam, że metody były takie same:
Wieczorem pijemy z Siedemset Trzynastym. Nie podejrzewa, że od dawna ma swój numer, że centralny komputer poświęcił mu szczególną uwagę, że dookoła górskiego hotelu zgromadzono niebagatelne siły GRU, że z Akwarium przybył jeden z czołowych psychologów II Zarządu Głównego pułkownik Streszniew, który dokonał wnikliwej analizy nakręconego przeze mnie króciutkiego filmu. Siedemset Trzynasty nie wie, że pracę mięśni jego twarzy badali być może najlepsi psychiatrzy tajnego świata wywiadu.
Pijemy i żartujemy. Rozmawiamy o wszystkim: o pogodzie, o pieniądzach, o kobietach, o sukcesie, o władzy, o obronie pokoju i zapobieganiu światowej katastrofie nuklearnej. Musi się znaleźć,jakiś temat, który on podchwyci i sam zacznie mówić. Najważniejsze, żeby mówił więcej ode mnie. Trzeba tylko znaleźć właściwy kluczyk, właściwy temat. Znowu pijemy i opowiadamy zabawne historyjki.
Kluczyk już jest. Interesują go rekiny. Pyta, czy widziałem film „Szczęki"? Nie, jeszcze nie. Ach, co za film! Paszcza rekina pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. Efekt piorunujący! Opowiada mi o zwyczajach rekinów. Zdumiewające istoty... Śmiejemy się. Stara się odgadnąć moją narodowość. Grek? Jugosłowianin? Czech skrzyżowany z Włochem? Turek z Niemcem? Nie, jestem Rosjaninem. Obaj wybuchamy śmiechem. Cóż ty, Rusku, tutaj porabiasz? Jesteś szpiegiem? Chcesz mnie zwerbować? Tak! Ryczymy ze śmiechu.
Raptem przestaje się śmiać.
- Naprawdę jesteś Rosjaninem?
- Naprawdę.
- Jesteś szpiegiem?
- Szpiegiem.
- Przyszedłeś mnie zwerbować?
- Jak najbardziej.
- Wiesz o mnie wszystko?
- Wszystkiego nie wiem. Tylko co nieco. Długo milczy.
- Nasze spotkanie zostało sfilmowane i będziesz mnie teraz szantażować?
- Nasze spotkanie zostało sfilmowane, ale nie mam zamiaru cię szantażować. Być może to się kłóci z kanonem powieści szpiegowskiej, ale szantaż nigdy nie przynosił pożądanych wyników i dlatego nie stosujemy szantażu. Przynajmniej moja instytucja.
- Jesteś z KGB?
- Nie, jestem z GRU.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- Tym lepiej.
- Słuchaj, Rusku, składałem przysięgę, że nigdy nie przekażę żadnych informacji obcym mocarstwom.
- Nie musisz nikomu przekazywać żadnych sekretów.
- No więc, czego się po mnie spodziewasz? — Najwyraźniej nigdy w życiu nie spotkał żywego szpiega i rozmowa ze mną bardzo go ciekawi.
- Napiszesz książkę.
- O czym?
- O okrętach podwodnych z bazy Rota.
- Wiesz, że jestem z tej bazy?
- Przecież werbuję właśnie ciebie, a nie tych przy sąsiednim stoliku.
Znowu wybuchamy śmiechem.
- Mam wrażenie, że oglądam film sensacyjny.
- Zawsze ma się takie wrażenie. Ja też nigdy nie przypuszczałem, że trafię do wywiadu.
- Słuchaj, Rusku, zaczekaj. Dobra, powiedzmy, że napiszę książkę. I co dalej?
- Opublikuję ją w Związku Radzieckim.
- Milionowy nakład?
- Nie. Tylko 43 egzemplarze.
- To niewiele.
- Płacimy po 17.000 dolarów za każdy egzemplarz. Kontraktu nie podpisujemy. 10% z góry. Reszta po otrzymaniu rękopisu, pod warunkiem, ma się rozumieć, że porusza zagadnienia interesujące naszych czytelników. Potem książkę można będzie wydać po angielsku. Jeżeli pewne szczegóły okażą się nieciekawe dla zachodniego czytelnika, to w wersji amerykańskiej można będzie je pominąć. Nie ma więc żadnego przekazywania tajemnic. Jest wyłącznie wolność druku. Ludzie piszą nie tylko o okrętach podwodnych, piszą na znacznie straszniejsze tematy i nikt ich za to nie sądzi.
- Im wszystkim również płacicie?
- Niektórym.
Uregulowałem rachunek i poszedłem spać.
I dalej:
Sukces to nagłe odprężenie. Raptowne rozładowanie napięcia może się skończyć katastrofą, załamaniem, głęboką depresją, histerią, samobójstwem. Mądrzy wikingowie dobrze o tym wiedzą.
Nawigator też to wie, dlatego mimo zadowolenia stara się być surowy. Wytyka mi jakieś bzdurne niedopatrzenia, żeby tylko nie rozsadziło mnie z radości. A jak tu się nie cieszyć? Zgodził się. Zainkasował zaliczkę. Wziął spis zagadnień, które powinny znaleźć się w jego książce. Biorąc pieniądze dobrowolnie oddał się w nasze ręce. Niebawem wyda otrzymane 73.000 i zechce odebrać pozostałe. GRU wie z doświadczenia, że wielu ludzi postanawia wziąć 10--procentową zaliczkę i na tym skończyć. W rzeczywistości, gdy tylko poczują smak łatwych pieniędzy, nie związanych z dużym ryzykiem, robią rzetelnie co było ustalone i zgłaszają się po następne. Ta reguła nie zna wyjątków.
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka