Zaświtała mi nadzieja a jednocześnie obawa. Chodzi oczywiście o obietnicę "drugiej Irlandii" którą słyszeliśmy z ust obecnego premiera Tuska - właśnie zastanawiałem się jak powinna nazywać się stolica tuskowej obietnicy po cudzie który bez wątpienia nastąpi: Wciąż Warszawa? Czy może New Dublin? I kiedy tak sobie dumalem ze złośliwym uśmieszkiem błąkającym się po mojej twarzy nagle mnie olśniło. A jednocześnie zmroziło. Ani Warszawa ani New Dublin ale... Kavieng!
Leży na południowym Pacyfiku na północny wschód od Nowej Gwinei. Jest długa, wąska i górzysta i należy do wysp Archipelagu Bismarcka - druga co do wielkości po Nowej Brytanii. Kształtem przypomina XIX-wieczny karabin z odłamanym bagnetem. Powierzchnia - 9,8 tysiąca kilometrów kwadratowych, od południa oblewa ją Morze Nowogwinejskie od północy - otwarty Pacyfik. Wokół niej rafy koralowe, klimat gorący, wilgotny...
Nowa Irlandia.

Jej największym miastem jest Kavieng - położony na jej północnym krańcu, liczący ok 15 tysięcy mieszkańców. Rdzenna ludność - Papuasi.
Kiedy sobie przypomniałem to wszystko ogarnęła mnie wzmiankowana mieszanka uczuć - nadzieja i obawa. Dlaczego? A wszystko zależy od tego kogo rząd chce uszczęśliwić tą Nową Irlandią: Siebie czy nas? Bo jak siebie to jestem jak najbardziej za - jedźcie sobie panowie i niech was bogi prowadzą a nie zapomnijcie zabrać z sobą Geremka, Wałęsy, Stokłosy, Krauzego, Waltera, Solorza, Michnika, Bartoszewskiego i całą resztę towarzystwa. Bismarck z Wami z carem Aleksandrem do spółki. Gorzej, jak zechcecie nam ją tutaj sprowadzić - do ptasiej grypy nie potrzeba nam jeszcze malarii. Mamy dosyć swoich kłopotów...
Panowie Platformersi!
Nowa Irlandia to nie mit i nie bajka. Droga na Nową Irlandię stoi dla Was otworem i czeka Was tam prawdziwy RAJ! Żadnych Rydzyków, żadnych Ziobrów, żadnych tarcz antyrakietowych i żadnych moherowych babć. Można żyć z kobitą, z facetem a nawet z orangutanem jak się chce - wolna wola, pełna swoboda. Można sobie nawzajem łapówki dawać za wszystko a i bez powodu jak się chce - żadnego CBA tam nie ma. Zróbcie mi tylko grzeczność i nie wracajcie za szybko.
A najlepiej wcale.
Chociaż... Czy ja nienawidzę mieszkańców Papui - Nowej Gwinei AŻ TAK BARDZO?...
P.S. Dziwno mi nieco, że dotąd jeszcze nikt nie wsiadł na tego konika... Czy przegapiłem? ;)
O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły!
Albowiem w kraju tym zaczarowanym
gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły
jakież tu mogą być właściwie zmiany?
Tu tylko szpiclom coraz większe uszy
rosną, milicji – coraz dłuższe pałki,
i coraz bardziej pustka rośnie w duszy,
i coraz bardziej mózg się robi miałki.
Tu tylko może prosperować gnida,
cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel...
Janusz Szpotański
(ok. 1975)
Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób.
— Oscar Wilde
Madness Of The Crowds - Helloween
Sightless the one who relays on promise
Blind he who follows the path of vows
Deaf he who tolerates words of deception
But they who fathom the truth bellow
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Guilty the one with his silent knowledge
Exploiting innocence for himself
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
Dangerous he whom our faith was given
Broad is the road leading straight to hell
Shout! Shout!
The madness of the crowds hail insane
The madness of the game
„...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić”
Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005
Lemingi maszerują do urn
Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami.
- No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi...
Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!".
- Hop hop! - zawołał.
Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka