Czy wiecie, jak pachnie nasłoneczniony stok rozgrzenego jesiennym słońcem pagórka?
Wiosna pachnie inaczej. Rześko, świeżo, zielono - zielono na wiele sposobów. Bo to i nieśmiałość brzozowych listków, i bujność pędzącej ku słońcu trawy, i światło młodych pędów sosny, i przyprószona śnieżnymi płatkami pycha liści wiśni, czereśni, śliw i grusz.
Chłonę życie - to rozedrgane, codzienne, próbujące zakreślić koło. Wrzesień i wrzosy, białe ferie, maj, kwiaty kasztanowca, planowanie wycieczek - ach, Gorce, Bieszczady, Pieniny, morze! I planowanie wakacji - ach, przepyszna Polsko, bliska sercu Ukraino! Wrzesień?
Jestem.
Milczałam długo, bo czułam, że się roztapiam. Bez sensu, pożytku, celu. Nie boję się milczenia, gdyż na co dzień jestm gadułą. Ale przecież jestem. Towarzyszę, podglądam, uśmiecham się i denerwuję.
A rozgrzany październikowym słońcem stok gdzieś nad moim - nie moim Gródkiem?
Kładę się na ziemi - ja czterdziestolatka - i odczuwam przepych rozgrzanej słońcem ziemi, bogactwo niedostrzegalnego życia, śmieję się razem z moimi towarzyszkami - koleżankami z pracy, bo to takie dziecinne, swojskie! Ja - wychowawczyni, nauczycielka, funkcjonariusz publiczny. Ech!
Jestem bliżej. Rozmawiam twarzą w twarz, próbując pomóc. Bywam wymagająca, konkretna, niezbyt miła. Bo tak trzeba. I przypominam sobie ten zapach: zioła o nieznanych nazwach, trawy; harmonia, chwila, sens.
Jestem. Przepraszam za milczenie, ale tutaj jestem potrzebna. W kontakcie twarzą w twarz, okiem w oko - właśnie tu.
Komentarze