Właśnie z dziennika TVP dowiedziałem sie jakie są wyniki pierwszych egzaminów na prawo jazdy odbywajacych się według nowych przepisów.
W Opolu nie zdał nikt, w Pozaniu na 17 osób jedna. I bardzo podobnie gdzie indziej.
Mój młody sąsiad parę tygodni temu po raz dziesiąty oblał egzamin na prawo jazdy- jeszcze wedlug starych przepisów. Zaparkował 5 cm za daleko.Jest świetnym grafikiem i fotografem, ma dwa fakultety. I spore zdolnosci manualne.
Córka przyjaciół zdawała na " prawko" 4 razy. Jest filozofem i teatrologiem. Mówi po angielsku, francusku i troche po hiszpańsku.
Kolejny młody czlowiek z grona moich znajomych nigdy nie zdał egzaminu na prawo jazdy w Polsce.Podchodził 4 razy. W końcu zdał jazdę bez najmniejszych kłopotow w USA. W Polsce dołożył teorię i tak się prześliznął. Ma wyższe wykształcenie,pracuje w USA w wielkiej firmie i świetnie sobie radzi. Jak sam mówi, ojciec uczył go jeżdzić od 12 roku życia. Jego umiejetności całkowicie wystarczały na jazdę po Nowym Yorku i Chicago. Ale najwyrazniej nie wystarczały na jazdę w Pcimiu Wielkim i okolicy.
I tak to wygląda jak - Polska długa i szeroka. Egzamin na prawo jazdy w Polsce jeszcze przed wprowadzeniem nowych przepisów był chyba trudniejszy niż egzamin wstepny na studia.Wielokrotne jego zdawanie jest normą a nie wyjątkiem.
Bezpieczne prowadzenie samochodu nie jest wcale umiejętnościa nadzwyczajną.
Nie znam państwa na świecie gdzie otrzymanie prawa jazdy jest równie trudne jak w Polsce. Nawet w Singapurze, gdzie przez lata całe walczono o ograniczenie ilości samochodów na ulicach czyniono to przez podniesienie cen samochodów. A nie przez utrudnianie zdobycia prawa jazdy. W Londynie - o co pytałem- małą sensacją jest niezdanie egzaminu na kierowcę. Ba- podstawowa trudnością tam nie jest jazda samochodem a umiejętność zrozumienia angielszczyzny instruktora. Nic nie słyszałem o tym aby trudne bylo uzyskanie prawa jazdy w Niemczech.
W Polsce tak zwani „egzaminatorzy” - zwłaszcza ci ze starszego pokolenia- bardzo często nie mają nawet średniego wykształcenia. Ale mają „uprawnienia”. Uprawnienia które niezwykle trudno zdobyć. A z tego co przeczytałem na forum młodych adeptów tej znakomitej „fuchy”- nawet gdy się te uprawnienia zdobędzie, mało prawdopodobne jest znalezienie „wejscia” hermetycznej kasty.Tej skamieliny po PRLu, złożonej z krewnych i znajomych królika.Kasty kolekcjonerów haraczu, ściąganego dzięki wielokrotnemu egzaminowaniu, gdzie zarobki”egzaminatorów są wprost proporcjomalne do ilości egzaminów. Pozostałą część łupu łapczywie zgarniają samorządy i państwo.
Pieniądze zdzierane są głównie z młodych ludzi. Praktycznie ze wszystkich wchodzących w dorosłe życie. Prawo jazdy to dokument podstawowy, umożliwiający funkcjonowanie w spoleczeństwie. Młodym ludziom w Polsce oprócz olbrzymiego bezrobocia funduje się tor przeszkód w postaci wielokrotnego ,kosztownego i czasochłonnego podchodzenia do egzaminu ,którego zdanie umożliwi mobilność -tak potrzebną przy poszukiwaniu pracy.
Nikt mi nie wmówi, iż to wielokrotne egzaminowanie prawie wszystkich kursantów ma cokolwiek wspólnego z bezpieczeństwem na drogach. Może kiedyś miało. Teraz od dawna nie służy niczemu innemu jak „trzepaniu kasy” przez wszystkich zaangażowanych w ten proceder.Także przez instytucje ,które ten proceder organizują , patronują mu i ciągną z niego zyski. Dzisiaj- każdy nowy egzamin to 140PLN. Straconych wielu godzin , stresu egzaminowanych nie liczę.
Trzeba przyznać, że cała ta plejada gwiazd polskiej motoryzacji, króra uczy nas jeżdzić ma znakomicie zorganizowane lobby . Nie umiem sobie inaczej wytłumaczyć i aktualnej nowelizacji kodeksu drogowego.
Chłopcy z WORDów ( Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego ) gdzie odbywaja się egzaminy zacierają ręce i otwierają szampana po wprowadzeniu nowych przepisów egzaminacyjnych.
A my od kilkudziesięciu lat dajemy sie strzyc jak owce - bez słowa.