Mateusz Morawiecki triumfalnie ogłosił, że holding JPMorgan Chase przenosi do Warszawy regionalne centrum wsparcia - czyli swoją instytucję wewnętrzna, świadczącą usługi na rzecz holdingu.
Nie ma to nic wspólnego z założeniem w Polsce oddziału banku JP Morgan - pracującego na rzecz klientów, czyli polskich przedsiębiorców, lub z prowadzeniem przez JPMorgan działalności inwestycyjnej.
Nie rozwodząc się nad szczegółami struktury holdingu, operując pewnym uproszczeniem – JPMorgan Chase działa na rzecz swoich klientów przez sieci banków składających się na Global Corporate Bank.
Global Corporate Bank (Globalny Bank Korporacyjny), działający w 100 krajach świata przez skupione w holdingu banki o różnych szyldach, ma swoją „kwaterę główną” w Londynie – tam też znajduje się podległe „kwaterze głównej” regionalne „dowództwo” na obszar europejski. Pozostałe „dowództwa” to Nowy Jork dla regonu północnoamerykańskiego, Sao Paulo dla południowoamerykańskiego i Hongkong dla azjatyckiego.
Kwatera główna i poszczególne dowództwa (o funkcjach decyzyjnych i kontrolnych) korzystają ze wsparcia rozmaitych wewnętrznych jednostek organizacyjnych holdingu – przypisanych funkcjonalnie regionom lub pracujących nad technologiami świadczenia różnych kategorii usług bankowych i finansowych.
Nie są to banki sensu stricto, a tylko elementy infrastruktury. Te peryferyjne, obsługowe organizmy struktury holdingu nie generują bezpośrednio zysku, a ich działalność wchodzi w całości w sferę kosztów.(Może poza instytucjami o charakterze studyjnym, które mogą świadczyć usługi doradcze na zewnątrz i uzyskują z tego tytułu wpływy, ale to margines marginesu).
Takim peryferium jest przenoszone do Warszawy centrum operacji europejskich. Jest to jednostka o dwu funkcjach. Po pierwsze obsługuje transfer i gromadzenie danych w ramach holdingu w regionie europejskim – w sensie informatycznym. Krótko mówiąc jest to domena rzemieślników informatyki i nie ma żadnego związku z zarządzaniem merytorycznymi profilami działalności JPMorgan Chase. To odpowiednik dawnych kurierów bankowych.
Drugi funkcja to syntetyczna i kontrolna obsługa księgowości kantorów bankowych i usługowych holdingu działających w regionie europejskim – w istocie rejestracja zaszłości pieniężnych na kontach księgowych, czyli dawne skrobanie umoczonym w atramencie piórem po papierze.
Nie ma co wybrzydzać – w sumie to kilka tysięcy miejsc (zapewne dobrze płatnej) pracy. Jednak każdy kij ma dwa końce – ten dobrze płatny i atrakcyjny hub wessie do korporacji Morgana elitę polskich pracowników wymienionych branż bez większego - bezpośredniego - efektu rozwojowego dla polskiej gospodarki i finansów – poza wydrenowaniem rynku z pracowników mogących pracować w jednostkach gospodarczych generujących bezpośrednie zyski i rozwój gospodarczy na naszym terytorium, w naszej rodzimej, choćby rozwijanej z obcego kapitału, gospodarce.
Nie oszukujmy się – ten drenaż fachowców nie polepszy perspektyw rozwojowych banku, w którym wicepremier Morawiecki pracował przed przejściem do polityki – ani żadnego innego banku mającego siedzibę i świadczącego usługi na terenie Polski.
Przeniesienie centrum operacji europejskich JPMorgan Chase do Warszawy nie wpłynie w żadnej mierze – w przewidywalnej perspektywie – na intensyfikację usług tego holdingu w inwestycje pro-rozwojowe w Polsce. Działalność tego centrum jest nakierowana wyłącznie na obsługę jednostek korporacji mających siedzibę na zewnątrz naszego kraju. Sprzedamy naszą pracę na rzecz czegoś, co efektywnie działa poza nami i poza nami generuje postęp oraz zyski - a tej pracy mamy w swoich zasobach coraz mniej. Jedyny działający efektywnie na naszą rzecz i akceptowalny u nas rezerwowy rynek pracy, Ukraina, znajduje się w fazie przemian wewnętrznych o nieznanym rezultacie – co się stanie, gdy przestanie nas zasilać?
Polakom należy się sprostowanie mylnej informacji podawanej przez wicepremiera Morawieckiego. JPMorgan Chase niczego nie zainwestował w polską gospodarkę, bo zainwestował w mechanizm drenażu naszego rynku wysoko wykwalifikowanych pracowników dla potrzeb swojego globalnego organizmu – a minister finansów nie będzie miał choćby grosika podatku dochodowego z przeniesionej do nas instytucji około bankowej, co więcej – będzie zwracał sporo VAT-u za dobra nabyte u nas przez regionalne centrum wsparcia JPMorgan Chase na potrzeby swojej działalności.
Bilans ostateczny będzie jakoś tam dodatni, bo jakoś tam wzrośnie konsumpcja i pozyskanie podatków bezpośrednich i pośrednich od pracowników centrum – ale ciągle mam wątpliwości, czy ta praca będzie jakimkolwiek bodźcem rozwojowym dla polskiej gospodarki, czy też czynnikiem utrudniającym postęp, bądź podnoszącym jego koszty.
Rozważam, czy „Czerwony bankier” - jak nazywam Mateusza Morawieckiego - zrobił krok w kierunku zapowiadanej autonomizacji postępu polskiej gospodarki, czy może jednak nadal jest nieodrodnym krukiem wśród globalnego stada kruków-bankierów.
Cóż – nici z tych rozważań na gruncie realiów gospodarczych czy ekonomicznych, bo u nas o ocenie słuszności decyzji decyduje miejsce pod sztandarem politycznym, a nie racje ekonomiczne, choćby były na na tym sztandarze wypisane.