Panie i Panowie; zegar tyka, za 90 minut jedenastka reprezentująca barwy Królestwa Niderlandów pod panowaniem miłościwej Beatrix Oranje Nassau (dynastia od pocz. XVI wieku) zmierzy się z potomkami rozbójników Wikingów z Danii, którzy są obecnie sławni z pieczenia herbatników.

Z kibicowaniem piłkarzom u mnie jest tak: przynależność plemienna każe mi - niezależnie od wyników - wierzyć w Polaków i im zawsze kibicować. Reprezentacja to jeden z atrybutów RP. Koniec kropka, długo długo nic.
Holandia, która kiedyś, przez jakiś czas była mi domem, lokuje się na drugim miejscu. Im też, ćwierćplemiennie, bo ich poznałem i pokochałem, kibicuję zawsze z wyjątkiem meczy ma się rozumieć z Polską. Ostatni taki ważny oficjalny meczyk na żywo miałem okazję zobaczyć..., kiedy, ktoś wie...?, dodam, że był to ostatni mecz Włodka Smolarka i że było na Feyenoordzie 2-2...
Ale ekipa wtedy nas reprezentowała zresztą: Bako - Czachowski, (40' M.Rzepka), Szewczyk, A.Lesiak, Adamczuk - Brzęczek, R.Warzycha, Ziober, Kożmiński, Kosecki - Kowalczyk (68' Smolarek), hehe.
No, ale nic - Holandii kibicuję raczej we wszystkim i głupoty gadają ludzie przedstawiający ją jako kraj pedalstwa, eutanazji i narkomanii.
Reszta drużyn światowych raczej mi powiewa, choć Niemcowi jeszcze mi się nie zdarzyło kibicować, a Ruskowi zdaje się, że kiedyś owszem. Dygresje na bok - Oranje w akcji. (Żebym tylko potem nie płakał).
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości