oranje oranje
104
BLOG

Mundial: Oranje Prowincjonalnje

oranje oranje Rozmaitości Obserwuj notkę 106

Dzieciaki grają na moim międzyosiedlowym boisku-trawniku na Fortlawn. Większość Anglików, ale trochę Liverpool'ów, paru Messich, jakiś Puyol (łamaga, bo postawili na budzie) i ze dwóch Oranje. Idę do sklepiku po sprawunki; wrzeszczą oczywiście, żebym też z nimi choć trochę pokopał, tym bardziej, że na grzbiecie mam pomarańczowo, ale odmachałem i odkrzyknąłem, że innym razem, że dzisiaj, to nie.

Obok osiedlowego sklepiku, w którym często-gęsto gadamy sobie o sprawach świata i Fortlawnu jest oczywiście Paddy Power czyli bukmachernia. Wchodzę: pełno! Ze 40-tu facetów na 60-ciu telewizorach ogląda. Tu konie jakieś na torze gdzieś w Anglii, tu w golfa pykają, tam psy biegną z takim zacięciem za pluszowym misiem nie przymierzając jakby jaki taki bloger grzechy świata ścigał. Nie obstawiam ani Holandii ani remisu ani Hiszpanii. To mecz nie do obstawiania.

Oczywiście z bukmachernią sąsiaduje Salmon's czyli nasz lokalny pub, gdzie też zaglądam. A jakże: po kościele przyszli, zresztą wszystkie puby otwiera się tu w niedziele i święta o 12.30, więc przyszli dopiero-co. Z sąsiadującego - z PaddyPower i Salmona i sklepu osiedlowego – kościoła. Dziś na mszy zresztą znowu gościnnie był chór gospel jakby kto pytał!

I już dzieciaki biegają po pubie, już matki, ojcowie, żony, kochanki zamawiają to irlandzkie knajpiane żarcie, już guinnessy się pienią, czipsy się walają pod stołami, już tam czterech nad stolikiem kreśli kupony zakładów na interes koński, psi i dywidendowy, ze dwudziestu pali ćmiki w drzwiach, bo w środku zakaz jak na całej Wyspie – 3 tysiące euro kary, więc respekt. A co jeden: jak mu spojrzysz w oczy – uśmiecha się do ciebie. Niedzielka.

Nie zamawiam niczego, torbę mam już wypakowaną, ciężko trochę na sercu, bo znajomy przemytnik nawalił i muszę palić ćmiki z akcyzą irlandzką, co w sumie daje prawie 9 euro za paczkę marlboro light, więc łzę to wyciska z każdego. Z kamienia by wyciskło! Starsze nieco dzieciaki podbiegają i proszą, bym wrócił do pubu i kupił im, tu są pieniądze, 12-pak budweisera. - Nie da rady, kolesie – mówię i się uśmiecham, a oni trochę burczą na mnie, żem nieużyty i ruszają swoją ławicą złowić jakiegoś innego dorosłego, co im pozwoli siąść na trawce i szyku zadać.

***

Holandia – Hiszpania.

Niech wygra lepszy. Wierzę, że będzie to ekipa Oranje.

Szkoda, że nie ma Anny, z nią się – raz lepiej raz gorzej – super komentowało.

 

 

 

 

 

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (106)

Inne tematy w dziale Rozmaitości