- Wszyscy katolicy są wiernymi Kościoła, ale niektórzy są wierniejszymi wiernymi – płynie nauka z teleambony. Bo oto Episkopat ponownie przemówił o przeniesieniu. Tymczasem przeniesienie krzyża sprzed Pałacu do kościoła św. Anny byłoby alogiczne. W nurcie historycznego pojmowania dziejów katolicyzmu i zarazem polskiej rzeczywistości bardziej logicznym jest już "naniesienie" kościoła św. Anny na wspomniany krzyż.
Episkopat apeluje o przeniesienie krzyża. Ale Episkopat zapomina, że Kościół nie jest sobie-wolą hierarchów, ale jest tylko i aż wypełnieniem: „gdzie dwóch lub trzech w imię moje tam i ja jestem”. Kościół instytucjonalny pojawił się po i wyłącznie dzięki nielegalnym zgromadzeniom w imię Krzyża. Tak to było, temu się zaprzeczyć nie da, drogi biskupie.
Jeśli więc Episkopat tego nie chce dostrzec, to pytam: co dostrzega? Głosem których to wiernych się kieruje? I jeśli dziś się na to zgadza, to niech się jutro nie dziwi, kiedy rozpocznie się „narodowa dyskusja” nad majątkiem kościoła, nad „wciąż obecnymi w przestrzeni publicznej latyfundiami”, „kontrowersjami związanymi z budynkami o charakterze niesakralnym pozostającymi we władaniu Episkopatu” i różnymi innymi.
Kościół sam siebie spycha do kruchty – z władzą niczego tą postawą nie ugra, u wiernych też tylko straci. A ludzie pod krzyżem na Krakowskim powinni być dla każdego duchownego większym wyzwaniem i obowiązkiem niż stąpanie po czerwonych dywanach i namawianie się z władzą na..., no właśnie – w rezultacie na co?!
Tak to widzę.

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka