Norma jest taka, że niezależnie od pory roku przyfruwając z Polski już na lotnisku w Dublinie dostajesz mokrą szmatą rzeczywistości w mordę. Deszcz siecze, wiatr halkę podwiewa: znowu wylatując nie zabrałeś sztormiaka z kapturem i gaci z barchanu jakbyś w ogóle na Wyspę wracać nie miał. Jakbyś pogodę z Polski przywieźć zamierzał, a tyle razy sobie powtarzałeś, że to błąd freszfiszów i wozić trzeba... Tak. To wszystko o mnie.
Podobnie zresztą jest z lodówką; przed wyjazdem ogołocona, coby nie zaśmierdło przypadkowo, a potem – jakoś to będzie. Po powrocie okazuje się, że masz człowieku worek lodu w zamrażarce, za workiem oleistym wnętrzem przekręca się jakaś zapomniana półpusta półlitrówka, sklep na rogu zamknięty, deszcz siecze, a te dwa jajka co zostawiłeś jakoś dziwnie w środku się przelewają. Musztarda, cebula, puszczające pędy w szafce kartofle. Nie jest łatwo. Ale już jestem.
W Polsce zmiany: przede wszystkim nikt już nie pyta czy jest praca w Irlandii. To niesłychane dla mnie było, że raptem – jak nożem uciął. Co bardziej wytrąceni z trybu czasu koleżkowie pytają wprawdzie z rozpędu kiedy wracam, ale nie wiedzą, jak odpowiedzieć na moje: „a do czego?”. Nie miałem za dużo czasu na badania socjologiczno-alkoholowe, ale wyraźnym fontem zapisywała mi się mimowolna jakaś rezygnacja moich znajomych.
Koleżanka z grona „stara ekipa” rozwodziła się na przykład 'ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal' opowiadając o odbytym spływie kajakowym. I że już tęskni do następnego roku na kolejne oderwanie od całorocznej rzeczywistości, która postawiła ją w roli kierownika popychadeł w firmie. - Czy więcej popychadeł masz pod sobą czy też nad sobą więcej takich, którzy ciebie jak popychadło traktują? - zapytałem i tu wzrok jej się zamulił, ale po chwili stransfokowała się na powrót i uczciwie przyznała, że po pierwsze nikt ją jak popychadło nie traktuje, a po drugie skąd ma wiedzieć, skoro wszystkie swoje popychadła ona zna, a nad sobą, to: „kto to może wiedzieć w takiej firmie”.
Pocieszyłem ją natychmiast, że w sumie, to mam tak samo, ale ona machnęła na mnie ręką, że nic już nie rozumiem.
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni.
Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość.
Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. A tu całe pokolenia: książka nie, rodziny na zasadach joint venture albo spółka z oo., historia państwa i narodu skrakowane jak programy w naszych komputerach, nie wiadomo, kto tam grzebie w ogóle w tych wersjach, przyszłość niejasna. To i z czego się cieszyć?
Będę na Wszystkich Świętych znowu. Będzie może jakoś radośniej.
A teraz: po najkonieczniejszy zakup.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka