Tezę sam uznaję za karkołomną, ale nie waham się: oto jesteście w Polsce z Polski emigrantami! Już wyłuszczam na przykładach. Deczko skupić się trzeba, ale nie za bardzo, bo zażywać weekendu nada przed poniedziałkiem, który... mój Boże, co on przynieść może?!
Drzewo ewolucji emigranckiej w takiej Irlandii mizerne jest i liche. Są tylko trzy gałęzie na pniu. Pień nosi imię Penney's (w gwarze: „Penis”) i jest siecią sklepów odzieżowo-obuwniczych. Taki Aldi ze szmatami.
Gałąź 1: nie stać cię na Penisa. Gałąź 2: stać cię na Penisa. Gałąź 3: mówisz, że w Penisie od lat już nie byłeś, bo wstyd. Koniec ewolucji.
Na emigracji jest tak, że trzeba w pierwszej kolejności coś szprechać w tym tam języku obowiązującym. Żeby jakąkolwiek sprawę załatwić. Bez tego jest się przegranym. Macież w Polsce wrażenie, że do was mówią w waszym języku, że dogadujecie się w urzędzie, na poczcie, z policjantem, z lekarzem – po ludzku? Że gadacie jak Polak z Polakiem?! Macie z nim kontakt? W urzędzie swojo czy nieswojo się czujecie, przy każdym w skrzynce liście z pieczątką adresowanym na wasze nazwisko mruczycie: czego kurwa oni znowu chcą?! Jesteście emigracją.
Na emigracji jest tak, że jak już trochę szprechać potrafisz, to robotę znaleźć by warto. Najgorszą nawet. Bez niej ochłapy i kombinowanie: co będzie jutro? A jeśli ona jest – pełen spokój. Pełen pełniutki, pełniusieńki spokój. Dzieci do szkoły wyposażone, nikt – jeśli mu na to nie zezwolisz – nie traktuje cię jak patałacha, nikt łaski nie robi, śmiać się mu nie zachciewa. Masz robotę, pracujesz, robisz coś dla nas wszystkich. Jesteś kimś w urzędzie, sądzie, na poczcie choćbyś nawet wparadował tam w swoich sejfszusach wapnem zachlapanych. I dwa razy do roku wakacje w grecjach srecjach i co miesiąc kilkaset euro dla rodziny w Polsce. Macie tak? Jeśli nie – jesteście nieszprechającymi przedpenisowymi emigrantami tam na miejscu!
Na emigracji jest tak, że ciężko, szczególnie na początku, zrozumieć co się mówi w filmach, gdzie szprechają i we-wiadomościach, gdzie też szprechają. We-wiadomościach wali was to wszystko o niebo głębiej, bo co was tak naprawdę obchodzi, że ktoś tam coś dziwnego powiedział o kimś tam. Ale rozumiecież w Polsce co się do was mówi z TV czy tam gazety? Czy wierzycie, ale tak z ręką na sercu, że dotyczy to waszego życia i ten, kto to mówi, do was mówi? Jesteście zatem i tu emigrantami.
Przynoszą wam dzieci własne ze szkoły takie jakieś opowieści, że pięść się zaciska? Że pani nauczała, ale sama nie wiedziała, gdzie naprawdę jest Polska i że brednie opowiadała? I musicie wieczorami korygować te jej wydumki, dziecku mówić, że szkoła ma w sumie rację, ale tak naprawdę to jest tak, a już najlepiej, to powinno być tak..., było? Jesteście emigrantami.
Interesujecie się w domach, co też rząd wymyślił z podatkami i przeliczacie jak to wpłynie na wasz domowy budżet i te raty, co spłacacie? Czy też – jakbyście tego szprechania rządowego nie chcieli, nie znali i nie rozumieli – machacie ręką z myślą: „co będzie to będzie, żyć na razie trzeba, i tak nie mamy na to wpływu”? Macie postawę: „wygrać co się da wygrać, rzecz nie bez znaczenia...”? Jesteście emigrantami.
Ewolucja współczesnego Polaka też ma trzy gałęzie na pniu. Pień nosi imię PiS, a cały lud między Szczecinem, a Przemyślem składa się z przedpisowców, pisowców i popisowców. Nie znaczy to oczywiście, że lud cały najpierw czekał na PiS, potem w jego odmętach nurzał się, a potem pluł nań z Wiatrem i pod wiatr. Znaczy jedynie, że obecnie nie ma i nie było innej Polski (to szczególnie dla mózgowców z PO) niż ta przed PiS-em, w trakcie i po nim.
Oto Polska emigracyjna w Polski granicach.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka