Trudno nie wykorzystać takiej okazji jak wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii, aby na ich przykładzie pokazać szereg słabości jednomandatowych okręgów wyborczych z głosowaniem większościowym. Zacznijmy od sprawy nieoczywistej. Często podawaną zaletą JOW-ów jest stabilność wyłanianej w ten sposób reprezentacji parlamentarnej. Wyniki tegorocznych wyborów pokazują, że taka wiekszość wcale nie musi być zapewniona. Głosowanie teoretycznie wygrali konserwatyści, jednak nie dysponują nawet względną większością w Izbie Gmin. To pierwszy od 1974 roku "zawieszony parlament" (hugh parliament), grożący poważnym kryzysem politycznym na wyspach. Języczkiem u wagi okazują się liberalni demokracji, którzy - z 57 mandatami - dysponują większą siłą polityczną i negocjacyjną, niż laburzyści z 200 miejscami w Izbie Gmin!
Przy okazji, wyniki tych wyborów pokazują szereg innych słabości JOW-ów z systemem First Past The Post.
- Problem reprezentacji. Liberałowie otrzymali poparcie niemal co czwartego głosującego (23% oddanych głosów), a otrzymali mniej niż 10% mandatów. Z kolei na konserwatystów głosowała nieco ponad 1/3 wyborców, a mandatów otrzymali prawie 50%.
- Problem zmarnowanych głosów. Niezależnie od tego, jak rozegra się ten polityczny pat, wielu wyborców będzie miało poczucie zmarnowanego głosu. Metoda większości pierwszeństwa powoduje, że nierzadko prawie połowa wyborców z danego okręgu traci szansę bycia reprezentowanym. Trzecia siła polityczna w kraju traci szanse wpływu na krajową politykę. Gra rozgrywa się natomiast pomiędzy dwoma najsilniejszymi partiami, które - jak we współczesnej pop-polityce, często prawie w ogóle się od siebie nie różnią i na zasadzie milczącego konsensusu, utrzymują taki dualny układ, nierzadko przez całe dziesięciolecia.
- Problem mniejszości narodowych. Partie ogólnokrajowe, nawet zdobywając duże poparcie w skali kraju, nie wprowadzają do parlamentu żadnego reprezentanta, podczas gdy ugrupowania niszowe, na przykład mniejszości narodowe popularne w niektórych okręgach, są pod tym względem uprzywilejowane. Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa oraz Brytyjska Partia Narodowa są czwartą i piątą siłą polityczną pod względem poparcia obywateli (w sumie prawie półtora miliona głosów) i nie wprowadzają żadnego reprezentanta. Jednocześnie na przykład Sinn Feinn dostaje ledwie 172 tysiące głosów i ma 6 reprezentantów, a Demokratyczna Partia Unionistów ze 170 tysiącami głosów ma ich aż 8! Oczywiście, przy odrobinie złej woli i moy politycznej, odpowiednia manipulacja rozmieszczeniem i wielkością okręgów wyborczych pozwala na skuteczne manipulowanie wynikami.
Wydaje mi się, że wyniki tych wyborów powinny stać się przyczynkiem do debaty nad sensownością wprowadzania JOW-ów z większościowym głosowaniem w Polsce, o czym nieustannie trąbią (ciekawe, dlaczego one?) dwie największe partie polityczne...