Otrzymałem mail od Gabriela z linkiem do niezależnej.pl i informacji o tym, że na dniach ma dojść do wręczenia jakiejś nagrody za odważne głoszenie prawdy, czy coś w tym kierunku, przyznawaną przez jakiś Kongres Mediów Niezależnych, i że wśród osób nominowanych są ludzie z towarzystwa określanego nazwą „Strefa Wolnego Słowa”. Owa „Strefa Wolnego Słowa” to, jak się okazuje, bardziej poetycka nazwa opisująca środowisko znane nam skądinąd, jako „stajnia Sakiewicza”.
W czym rzecz? Otóż na podanej przez niezależną.pl liście nominowanych do nagrody znajdują się 23 nazwiska, w całości ludzi reprezentujących najbardziej klasyczny prawicowy mainstream, takich jak – pomijając już ludzi Sakiewicza – Mariusz Dzierżawski, Wojciech Wencel, Stanisław Michalkiewicz, czy Jan Pospieszalski, i ani jednego blogera. I wcale mnie nie dziwi, że nie ma tam mnie, czy Coryllusa, ale że w ogóle, wśród osób, które Kongres Mediów Niezależnych nominował do wyróżnienia za głoszenie prawdy w mediach, nie znalazł się ani jeden bloger. Ani nawet Ufka, ani Seaman, ani nawet Eska. Nikt. Zero. Kongres Mediów Niezależnych uznał, że jeśli w Polsce ktokolwiek reprezentuje wolny głos wolnych ludzi walczących każdego dnia o prawo, prawdę i sprawiedliwość, to z całą pewnością nie są to blogerzy.
Jak mówię, ja nie mam żadnych oczekiwań od tego towarzystwa, jak idzie o Coryllusa czy o siebie, bo wiem, jak bardzo jesteśmy dla nich nieprzyjaźni i wręcz obcy, i wzajemnie Natomiast żeby w ten sposób potraktować tych, którzy nie dali nigdy jednego powodu, by coś takiego, jak Kongres Mediów Niezależnych traktował ich z taką pogardą, to się nie mieści w głowie.
Ja nie wiem, czy przypadkiem nie zdradzam jakiejś tajemnicy, ale powiem. Otóż parę dni temu, stojąc w obliczu już wręcz oburzającego skretynienia części tak zwanych prawicowych elit, uznaliśmy wspólnie z Gabrielem, że nie ma sensu zajmować się nie tylko nawet Witoldem Gadowskim, ale w ogóle tymi ludźmi i poświęcić się sprawom zdecydowanie bardziej uniwersalnym. Spodobała mi się bardzo ta myśl, no bo faktycznie, jak długo można się gapić na tych nieboraków, jak się nadymają w swoim nieudacznictwie, i komentować każde słowo, które oni wypowiedzą? I to zwłaszcza gdy cokolwiek powiemy, i tak na końcu okaże się, że się bez sensu czepiamy, a czepiając się, szkodzimy, co już jest naprawdę nie do wybaczenia.
I oto dziś najpierw wpadła mi w oko owa lista, a teraz jeszcze wspomniana wcześniej Eska, zupełnie jakby chciała wesprzeć moją tezę o owej czarnej niewdzęczności, zamieściła na swoim blogu tekst, w którym zachęca nas do tego, byśmy kupowali i czytali nową książkę Bronisława Wildsteina. Ponieważ tekst Eski – przypominam, że blogerki niezwykle popularnej, a dla wielu wręcz kultowej – jest krótki, chyba nawet krótszy od ilustrującego go zdjęcia okładki książki Wildsteina, pozwolę sobie go zacytować tu w całości:
„Po prostu kupcie i przeczytajcie. Spokojna, pisana bez zacietrzewienia i nienawiści, trafiająca w samo sedno książka. Definiuje i nazywa precyzyjnie cały ten burdel. Stary, dobry Wildstein, ten z czasów jeszcze dyskusji z filozofami. Prosty język, erudycja, jasne definicje. Chcecie zrozumieć dokładnie, na czym polega oszustwo Okrągłego Stołu, Unii Europejskiej, na czym polega ten obłędny projekt lewackiego liberalizmu i dlaczego wartością podstawową jest naród i chrześcijaństwo – to kupcie i przeczytajcie”.
Ktoś się pewnie zdziwi, że Eska, a więc ktoś, kogo dotychczas znaliśmy z tak zwanej bezkompromisowości i niewzruszonej alternatywności, odwala najczystszej wody reklamę człowiekowi, który już za kilka miesięcy może być prominentnym przedstawicielem władzy, ale to nie będę ja. Ja akurat temu, co robi Eska nie dziwię się ani trochę, gdyż świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jak idzie o nią, tam miejsca na podwyższone ryzyko nie było nigdy. Ktoś się może też zastanowić, dlaczego redakcja Salonu24, która jest zawsze tak bardzo staranna, by pod żadnym pozorem nie zamieszczać nieopłaconych wcześniej reklam, tu akurat tekst Eski wyróżniła miejscem na głównej stronie. To znowu jednak też nie będę ja, bowiem doskonale wiem, jak działa ten system. Mnie natomiast, owszem, bardzo zainteresował sam tekst Eski, a zwłaszcza fragment, w którym ona pisze, że książka Wildsteina to prawdziwe cacko, ze względu na „prosty język, erudycję, i jasne definicje”.
Tu muszę uciec się do dygresji. Jak część z nas wie, mam dwie córki, z których jedna bardzo się stara o to, bym ja był zawsze co najmniej tak idealny, jak ona. W związku z tym pragnieniem, ona nie daruje mi ani jednego słowa, ani jednego gestu, który uzna za niewłaściwy. I oto w tej swojej determinacji, ona wręcz nienawidzi, kiedy ja mówię, że dla mnie taki Wildstein, czy Ziemkiewicz nie stanowią jakiejkolwiek konkurencji, bo to jest pycha, a pycha jest zła. W dodatku, ona należy do tych osób, które uważają, że wobec terroru Platformy Obywatelskiej nie ma nic ważniejszego, niż jedność prawicy, a zatem to, co ja robię, czyli krytykowanie „naszych”, to bardzo poważny błąd i niegodziwość.
Jak niektórzy z nas pamiętają, któregoś dnia tygodnik „Uważam Rze” – jeszcze pod redakcją naszych naszych, a nie ich naszych – w reakcji na wydanie przez mnie „Elementarza”, opublikował próbkę elementarza Wildsteina. Dałem ten tekst mojemu dziecku, żeby wreszcie zrozumiało, o co mi chodzi, a ono powiedziało: „Ale tego się nie da czytać”.
Od tego czasu Bronisław Wildstein, o ile się nie mylę, wydał dwie książki. W swoim najnowszym numerze tygodnik „Sieci” publikuje fragment tego czegoś, co Eska uznała za na tyle znakomite, by poświęcić temu swoją notkę, i również zachęca do kupowania. Popatrzmy, co się tam dzieje:
„Oczywiste jest dla nich, że rezygnacja z euro lub redukcja jego obszaru funkcjonowania byłaby katastrofą, że im więcej kompetencji mają instytucje UE oraz ich urzędnicy, tym lepiej; że przekazanie zarządu nad krajowymi – zwłaszcza naszymi – finansami w ręce jakiegoś bliżej jeszcze niesprecyzowanego ciała europejskiego uzdrowi kontynentalna i polska gospodarkę; że postęp to odbieranie krajom ich uprawnień i przekazywanie instancjom europejskim; że rozwiązania, które proponowane są w Brukseli, ale także w Berlinie czy Paryżu, mają na celu wyłącznie nasze wspólne dobro, a politycy i urzędnicy tam działający wznieśli się ponad partykularne korzyści i reprezentują bezinteresowna europejską tożsamość; a także że w świecie zaciskających się więzi ekonomicznych suwerenność przestaje znaczyć i zostaje odesłana na śmietnik historii”.
Powyższy fragment to zaledwie sam początek – przyznaję, że dalej się już nie wgłębiałem – całego artykułu z „Sieci” zatytułowanego, co ciekawe, „W krainie idiotów”, a poświęconego książce, o której Eska zapewnia nas, że tam znajdziemy „prosty język, erudycję, jasne definicje”. Myślę, że wystarczyło mi zdjęcie okładki, na której widzimy szlachetny profil Wildsteina, który w swoim szlachetnym zamyśleniu, kładzie palec na wardze i demonstruje swoją niezwykłą wręcz erudycję.
Na swoim blogu www.toyah.pl opublikowałem wczoraj tekst zatytułowany „Cała władza w ręce prawych i sprawiedliwych”. Ja wiem, ze gorzej, niż było, już nie będzie, ale nie jestem pewien, czy to jest naprawdę pociecha, na jaką sobie zasłużyliśmy.
Ach… i jeszcze jedno, zupełnie w innej sprawie. W sobotę i w niedzielę w miejscowości Krośnice niedaleko Wrocławia odbędzie się uroczyste otwarcie Krośnickiej Kolei Wąskotorowej. Osobiście na ten temat wiem bardzo niewiele, ale z tego, co słyszę, w wymiarze lokalnym to jest wielkie wydarzenie. W drugi dzień festynu, a więc niedzielę, organizatorzy przewidzieli spotkanie z pisarzem, i tak się składa, że tym pisarzem jestem ja. Będzie więc okazja do zakupu książek, uzyskania dedykacji, no i pogadania. Również z naszym kolegą, znanym nam tu z komentarzy podpisanych nickiem Dr. Wall, który zechciał mi to spotkanie zorganizować. Na moje oko, tak przez kilka godzin, od południa do 17.00 może. Serdecznie wszystkich zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka