Jakiś czas temu zamieściłem tu tekst o potędze Brytyjskiego Imperium obserwowanej z punktu widzenia języka angielskiego. Krótko mówiąc, chodziło o to, że popularna kultura na całym świecie została zorganizowana – ewentualnie zorganizowała się sama – w taki sposób, że to, iż ów świat stara się mniej lub bardziej nieporadnie wyrażać swoje myśli w języku angielskim, dla każdego Brytyjczyka od urodzenia do śmierci, jest równie oczywiste, jak to, że słońce świeci, a wiatr wieje. Problem, który chciałem przedstawić, sprowadzał się do tego, że jeśli oto mamy społeczeństwo, które w sposób absolutnie naturalny wychodzi z założenia, że język, jakim ono się posługuje, jest jednocześnie językiem, do którego reszta świata wyłącznie, i to w sposób równie naturalny, aspiruje, to owo społeczeństwo znajduje się w pozycji na tyle uprzywilejowanej, że nikt już do końca świata nie jest w stanie go pokonać.
Aby to pojąć na poziomie praktycznym, spróbujmy sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby Polska nagle uzyskała taką pozycję, że pracownicy stacji o nazwie Eurosport zaczęliby przekazywać swoje relacje w języku polskim, którym staraliby się posługiwać najlepiej jak tylko potrafią, a my tu byśmy ze zrozumieniem kiwali głowami i nawet by nam nie przyszło do głowy, że dzieje się coś szczególnego? Jak by to było, gdyby w ramach festiwalu Eurowizji większość uczestników konkursu śpiewałaby swoje piosenki po polsku, z akcentem niemieckim, francuskim, czy właśnie angielskim, a my tu w naszych domach byśmy nawet nie mrugnęli okiem, uznając, że tak właśnie wygląda nasz świat? O jakim rodzaju narodowej świadomości tego typu podejście by świadczyło i na ile skutecznie by to wszystko nas ustawiało w dominującej pozycji do reszty świata?
Ponieważ ze względu na presję ze strony naszej starszej córki, cała nasza rodzina już jakiś czas temu gorliwie bardzo zaczęła kibicować piłkarskiej drużynie Liverpool FC w walce o jak najlepsze miejsce w corocznych rozgrywkach, to co się dzieje na poziomie angielskiej Premier League śledzimy zawsze z dużą uwagą. Otóż proszę sobie wyobrazić, że angielska liga piłkarska – prawdopodobnie najlepsza piłkarska liga na świecie – zatrudnia całą kupę piłkarzy i trenerów, którzy z Brytyjskim Imperium mają tyle wspólnego, że wedle rankingu przedstawionego przez niesławnego Johna Dee, pochodzą z zakątków świata, które od początku świata stanowią jego faktyczną i jak najbardziej realną część. Z takim Diego Costą jest sprawa prosta. Jemu wystarczy rozumieć, co się do niego mówi i tu sobie jakoś radzi. On w końcu ma za zadanie grać i albo strzelać bramki, albo dbać o to, by ich za dużo nie stracić. Inaczej jest z trenerami. To są prawdziwe gwiazdy. To oni tak naprawdę odpowiadają za poziom tej ligi i to oni ostatecznie po każdym kolejnym meczu pojawiają się na konferencjach prasowych i przez 15, czy 20 minut starają się tworzyć ową historię. I oto mamy tę Premier League – jak już wspomnieliśmy, najlepszą ligę na świecie, te pieniądze, ten prestiż, a w tym wszystkim – daje słowo, że to jest zaledwie pierwszy z brzegu przykład, a osobiście pod ręką mam kilka równie dobrych – pojawia się nagle trener obecnie przewodzącej w tych rozgrywkach Chelsea, który prezentuje się ni mniej ni więcej, tylko tak:
O co chodzi? Otóż chodzi o to, w jaki sposób to wystąpienie odbierają Brytyjczycy? Co oni czują, kiedy widzą człowieka, który tworzy ich imperialną historię i jedyne, co potrafi powiedzieć w ich języku, to parę najprostszych i kompletnie chaotycznych słów. Oni nie mają pojęcia, co on do nich mówi, oni nawet nie próbują go słuchać, a wszystko i tak gra jak należy, bo chodzi wyłącznie o ten gest. No a co czuje on, kiedy siedzi tam przed nimi i nie może nie mieć przecież świadomości, że oni tak naprawdę nie rozumieją słowa z tego, co on do nich mówi? On zapewne też zdaje sobie sprawę z tego, że oni mają to głęboko w nosie, bo tak naprawdę chodzi wyłącznie o to, by podtrzymać powszechną świadomość, że nie ma potęgi ponad Brytyjskie Imperium.
Żona moja uczy w szkole, gdzie jednym z nauczycieli jest obywatel Zjednoczonego Królestwa. Otóż proszę sobie wyobrazić, że całkiem niedawno, przy którejś z okazji, on jej z dumą powiedział, że historia Wielkiej Brytanii to jest odwieczne zmuszanie świata, by pracował na jej rzecz. Obejrzałem wyżej przedstawioną konferencję prasową trenera londyńskiego Chelsea – którego, tak na marginesie, właścicielem jest Rosjanin – ale też przy okazji posłuchałem, co mają mi do powiedzenia trenerzy Tottenhamu, Leicester, czy choćby słynny Pep Guardiola, i pomyślałem sobie, że tu nawet palca nie ma gdzie włożyć. John Dee miał rację. Imperium obejmuje cały świat, a to co ów świat za swoje starania na rzecz owego Imperium dostaje, to tolerancję dla swojej słabości, demonstrowanej choćby przez nieumiejętność wysławiania się w jego języku. W końcu ci wszyscy Hindusi czy Nigeryjczycy też sobie radzili tak sobie.
Na koniec tego dość szczególnego tekstu mam też równie szczególny, bo skierowany do tych wszystkich z nas, którzy próbujemy nauczyć się języka, a nam to z różnych powodów nie wychodzi, apel, byśmy machnęli na to ręką. Taki Antonio Conte jest od nas bez porównania gorszy, a popatrzcie tylko, jak tym cwaniakom to w ogóle nie przeszkadza.
Wszystkich czytających ten tekst zachęcam niezmiennie do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Naprawdę warto.
Inne tematy w dziale Sport