Już w najbliższą sobotę kolejny mecz reprezentacji Polski w ramach eliminacji do przyszłorocznych MŚ w RPA. Mająca jeszcze matematyczne szanse na awans kadra Leo Beenhakkera, chce po wczesnowiosennym pogromie San Marino i ostatnim optymistycznym akcencie, w starciu towarzyskim z Grecją, iść za ciosem.
Jednak celem nie będzie tu - jak sądzę - li tylko zdobycie 3 punktów. To za mało w obliczu tego, co wydarzyło się w marcu tego roku w Belfaście. Katastrofa Boruca paraliżująca resztę drużyny, to chyba najkrótszy sposób, by określić tamtą klęskę. Choć zespół Irlandii Północnej sroce spod ogona nie wypadł, i nawet w meczu o punkty u siebie, potrafił rozprawić się z tak klasowymi drużynami, jak Hiszpania (aktualny mistrz Europy) czy rywalem zza miedzy Anglią, to jednak umówny się, takie historie zdarzają sie raz na jedno piłkarskie pokolenie (patrz mecz Polaków w Chorzowie z Portugalią).
Pamiętam jak nasza kadra przyjechała do Belfastu także na mecz eliminacyjny (MŚ 2006) za czasu Pawła Janasa. Pyk Żurawski z rożnego, pyk chwilę później Włodarczyk (tak, tak, ta "Nędza") z akcji, na koniec poprawił Krzynówek i było po sprawie.
Można więc było oczekiwać, iż w wiosennym meczu tych eliminacji nie będzie przynajmniej znacząco gorzej. Niestety było.
Znamiennym jest, iż przy trzeciej straconej bramce, już w momencie podania Żewłakowa do Boruca, zarówno Dariusz Szpakowski, polscy kibice na trybunach, oraz jak sądzę i ci przed TV, mogli przeczuwać, że za chwilę wydarzy się coś strasznego. Czasami w meczu piłki nożnej po prostu coś "wisi w powietrzu" i pojawia się przekonanie o rychło nadciągającej katastrofie. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy jedna drużyna ciśnie, a druga rozpaczliwie się broni. Tutaj tak nie było. Natomiast Artur Boruc przechodził, być może najboleśniejszy zakręt w swojej karierze zawodniczej. Jeszcze kilka miesiecy wcześniej, był wśród trójki najlepszych bramkarzy, przegranych przez Polaków Mistrzostw Europy. Teraz walczył z własnym wstydem, niemocą, drwinami publiki. To chyba taki nasz mały paradoks. Wśród wypromowanych w Polsce zawodników grających na niezłym poziomie za granicą, bodaj największy odsetek stanowią bramkarze. Z drugiej strony, trzy największe bramkarskie klopsy w profesjonalnej piłce XXI w.,należą IMHO do (w chronologii zdarzeń) Dudka, Kuszczaka i właśnie Boruca (tak, pamiętam kiks Robinsona w meczu Chorwacja-Anglia, ale ten Boruca stawiam jednak wyżej).
W sobotę pamietając o tym wszystkim i najprawdopodobniej znów z Arturem Borucem w bramce, podejmiemy w spotkaniu rewanżowym Irlandczyków z Północy. Nie wiem czy Obraniak zagra od pierwszej minuty. Nie wiem także, jak spisze się nieco klecony z łapanki blok defensywny (Wasilewski miał jednak pewne miejsce). Obawiam sie o formę Roberta Lewandowskiego, który ostatnio coraz częściej marnuje sytuacje, które w poprzednim sezonie wykorzystywał z zamkniętymi oczami.
Wiem natomiast jedno. Motywacji i chęci udowodnienia kilku rzeczy, tej kadrze, już do końca eliminacji nie powinno zabraknąć.
Nie typuję wyniku. Jeśli ktoś ma ochotę, to proszę bardzo.
Inne tematy w dziale Rozmaitości