
Nigdy nie ukrywałem, że nie darzę specjalną sympatią tego kolesia. Błyski geniuszu, połączone z teatralnymi gestami typowej gwiazdy futbolu, to dla mnie - zwolennika równej, drużynowej i uczciwej postawy na boisku - trochę za dużo, by móc polubić napompowaną medialnie, kolejną wydepilowaną, świecącą odbiciem swoich włosów na głowie, futbolową postać. Ale wrócił do Realu Perez, i sprawa się "rypła".
Cristiano Ronaldo wszedł w orbitę Madridistas i jego gra, jest naszą grą. Jego błędy, naszymi błędami. Jego geniusz, pomaga Realowi Madryt tu i teraz.
Bez Ronaldo w składzie, Real zebrał cięgi od Sevilli w La Liga i Milanu w LM. Czyli, gdy Sergio Ramos mówił o jego roli w drużynie i wpływie na wyniki Królewskich, nie były to jedynie puste komplementy.
Co prawda galopujący major, dostał od losu prezent, już dzień po sensacji barcelońskiej i mógł znów, nieco ironicznie poszarżować w stronę bramki Casillasa, ale ja uważam, że Barcelona, gdyby wyłączyć tam jedno ważne ogniwo gry ofensywnej - czyli Messiego - mogłaby mieć podobną zagwozdkę co Real.
Oczywiście inne jest podejście tych dwu drużyn do modelu zespołu. Obie, jak przystało na przedstawicieli Półwyspu Iberyjskiego, preferują futbol oparty na grze ofensywnej i technicznej. Barcelona nauczona angielskim doświadczeniem, postarała się o solidniejszą grę "z tyłu". Real stał się lustrzanym odbiciem klubu z przełomu wieków, stawiając wszystkie atuty na grę "byle do przodu".
W takim schemacie, brak kogoś takiego jak Ronaldo, jest podwójnie bolesny. Zawęża paletę rozwiązań ofensywnych i utrudnia "gonienie" wyniku w sytuacji zagrożenia porażką.
Jak widać po tabeli Premiership, strata Ronaldo dla Manchesteru, nie była tą z kategorii niepowetowanych.
Dla Realu, to brak pozycji lidera ligi i groźba powtórki z rozrywki w LM.
Jeśli grasz kiepsko w obronie, to musisz zagrać jeszcze lepiej w ataku.
W pamięci pozostają zwycięzcy. Detale tych zwycięstw będą rozstrząsać jedynie zapaleńcy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości