Paweł Pomianek Paweł Pomianek
78
BLOG

Drużyny ze Wschodu miały patent na finały P. UEFA

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 7

Ostatni, historyczny finał Pucharu UEFA przeszedł do historii. Po raz trzeci w ostatnich pięciu latach wygrała go drużyna ze Wschodu. Po zwycięstwach CSKA Moskwa w roku 2005 oraz Zenitu St. Petersburg przed rokiem, tym razem po raz pierwszy wygrał zespół z Ukrainy – Szachtar Donieck.
 
Za rok Puchar UEFA rozgrywany od sezonu 1971/72 zastąpi Liga Europejska, która będzie mieć nową formułę. Może to i dobrze, bo w ostatnich 10 latach znaczenie Pucharu UEFA uległo dewaluacji. Pamiętam, gdy oglądałem finały w latach 90-tych grały w nich drużyny zdecydowanie z wyższej półki, a mecze kończyły się zazwyczaj zwycięstwami drużyn faworyzowanych. Różnica pomiędzy P. UEFA wtedy i dziś jest głównie taka, że w Lidze Mistrzów grały tylko jedna lub dwie najlepsze drużyny z danego kraju. Trzecia grała jeszcze w Pucharze Zdobywców Pucharu (choć niekoniecznie była to drużyna z czołówki ligowej tabeli poprzedniego sezonu), ale już czwarta, a często trzecia drużyna z ligi angielskiej czy włoskiej grała o Puchar UEFA i traktowała te rozgrywki poważnie.
 
Zwycięstwa drużyn ze Wschodu są dla mnie symbolem tego, co stało się z Pucharem UEFA w ostatniej dekadzie. Uległ on po prostu dewaluacji, drużynom z najwyższej półki, nawet jeśli do niego trafiają, przestało na nim zależeć. Za to zależy na nim bardzo drużynom dość przeciętnym. Powoli stawał się to więc Puchar dla przeciętniaków. Najlepszy przykład, jak drużyny, które zdobyły Puchar UEFA radziły sobie w Lidze Mistrzów. CSKA Moskwa kiedyś, a zwłaszcza Zenit, na który tak liczono w obecnym sezonie kompletnie zawiodły, choć akurat Zenit pokazał sporo efektownego futbolu. Podobnie słabymi drużynami byli dzisiejsi finaliści. Zarówno Werder, jak i Szachtar nie poradziły sobie w europejskiej elicie.
 
Dziś zagrały solidny, momentami interesujący mecz, ale tylko… jak na warunki Pucharu UEFA. Nie był to na pewno futbol porywający, jakiego oczekujemy za tydzień w wielkim finale Ligi Mistrzów. Owszem futbol poukładany z przebłyskami błyskotliwej gry zwłaszcza Szachtaru w pierwszej półgodzinie meczu. Ale nie było to nic porywającego. Ostatecznie wygrał chyba zespół lepszy, choć sytuacja z nieuznaną bramką Pizarro w ostatniej minucie dogrywki kładzie się cieniem na pracę sędziego Cantalecho. Osobiście kibicowałem Werderowi – przypominałem sobie stare dobre czasy, gdy Werder jako solidny zespół, należący do europejskiej czołówki sięgał po Puchar Zdobywców Pucharu; był to wówczas mój bodaj drugi ulubiony klub w Europie. Ale żalu wielkiego nie mam, bo dzisiejszy Werder z tym sprzed lat piętnastu czy siedemnastu wiele wspólnego nie ma. Przy okazji, dzięki zwycięstwu Szachtaru mogliśmy cieszyć się ze zdobycia Pucharu przez Mariusz Lewandowskiego, który zagrał solidny mecz. Niestety choćby do takiej radości nieczęsto mamy w naszym kraju okazje.
 
Śledząc drogę obu drużyn do finału, widać jednak wyraźnie – wracam do myśli o przeciętności Pucharu UEFA – był to finał drużyn z przypadku. Drużyny z najwyższej półki grają wyraźnie w P. UEFA na pół gwizdka. Gdyby to były rozgrywki Ligi Mistrzów AC Milan w 1/16 finału odprawiłby Werder z kwitkiem. A i HSV Hamburger nie oddałoby w półfinale głupio awansu po wyjazdowym zwycięstwie 1:0. Gdyby walka toczyła się na 100% w finale nie byłoby również zapewne Szachtara. Zadziwia zarówno pokonanie szalejącego wcześniej w grupie CSKA Moskwa, jak i łatwe podwójne zwycięstwo z Olimpique Marsylia.
 
Cóż, podupadający Puchar UEFA przeszedł do historii. Zobaczymy, co zafundują nam władze UEFA, a przede wszystkim sami piłkarze od przyszłego sezonu. I czy Liga Europejska będzie właściwym kierunkiem w dzisiejszej sytuacji dla klubowego futbolu w Europie. Pewne jest, że zmiana była konieczna.

 

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości