W ostatnich dniach problem niewywiązania się Tepsy z zawartej umowy dotknął jednego z członków mojej rodziny. Jasne, można powiedzieć, że wyłączenie Internetu dwa dni przed końcem obowiązującej umowy nie jest niczym wielkim. Może i nie byłoby, gdyby był to jednorazowy przypadek. Faktem jest jednak, że to dobry przykład tego, jak poczynają sobie w Polsce dostawcy telefonii stacjonarnej, niezależnie od tego, czy jest to Telekomunikacja, Multimedia, Netia czy Tele2. Historie o każdej z firm można by mnożyć – znam ich przynajmniej kilka.
Skupię się jednak wyłącznie na najświeższej.
W kwietniu br. zgodnie z regulaminem wypowiedzenia umowy na Internet i telefon Witek wraz Żoną zrezygnował z usług Telekomunikacji Polskiej, przenosząc zarówno swój telefon, jak i usługę dostarczania Internetu do Ery (na tych samych kablach, pozostając przy starym numerze telefonu). We wniosku o rozwiązanie umowy argumentował, że ceny w Telekomunikacji są „najwyższe i najmniej korzystne dla klienta”.
Umowa na Internet z TP SA obowiązywała do 28 maja 2009 r. włącznie. Jakież było zdziwienie Witka, gdy po włączeniu komputera o poranku 27 maja zauważył, że… już nie działa. Oboje wraz z Żoną opiekują się teraz swoim trzymiesięcznym synkiem i Witek wiele ważnych spraw służbowych mógł załatwiać w domu, a jednocześnie wspierać Żonę w opiece nad dzieckiem, być pod ręką.
Witek natychmiast wziął się za rozwiązywanie sprawy i zadzwonił do Telekomunikacji. Okazało się jednak, że tam, odsyłano go od Annasza do Kajfasza, a wersje przedstawiane przez pracowników Tepsy zmieniały się jak rękawiczki. Najpierw na Błękitnej Linii powiedzieli, że według nich to net powinien działać i żeby zadzwonił na Techniczną. Na Technicznej z kolei stwierdzili, że zapewne wina jest po stronie klienta i że coś siadło na routerze. Witek wszystko sprawdził, okazało się, że jest ok. Argumentacja więc natychmiast się zmieniła. Otóż okazało się, że… nastąpiło już przekierowanie linii do nowego operatora. Witek pyta: jak, skoro do 28. włącznie, czyli jeszcze przez dwa dni, obowiązuje umowa? Odpowiedzieć na Technicznej nie potrafili i kazali z powrotem zadzwonić na Błękitną Linię. Tam już kobieta podobno nie była w stanie w niczym pomóc. Gdy Witek poprosił o połączenie z dyrektorem lub kimś odpowiedzialnym, powiedziała, że nie ma takiej możliwości.
Nie chodzi rzecz jasna w tym wszystkie o to, że to są jakieś duże koszty. Ale jednak w dzisiejszych czasach każda godzina z netem jest ważna. A co dopiero dwa dni, gdy ktoś załatwia sporo spraw służbowych z domu. Poza tym chodzi o pewną zasadę i elementarną uczciwość. Jeśli podpisuję z kimś umowę do 28 maja, to zakładam, iż mam pewność, że tego 28 maja choćby wieczorem będę mógł sobie siąść i załatwić przez Internet nawet jakąś cholernie ważną sprawę.
Jak napisałem, problem jest dość powszechny. Historie można by mnożyć. Zachęcam też prasę zarówno lokalną jak i ogólnokrajową o zajęcie się problemem. Tylko dzięki nagłaśnianiu takich spraw sytuacja będzie mogła iść ku dobremu, a operatorzy, wśród których konkurencja jest marna staną się bardziej rzetelni w wywiązywaniu się z umów. Bo obecnie jest w tej kwestii w naszym kraju tragicznie.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka