Paweł Pomianek Paweł Pomianek
149
BLOG

Puchar Konfederacji: Zasłużone zwycięstwo Brazylii

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Już, już Amerykanie witali się z gąską, już wyciągali ręce po Puchar Konfederacji. Na szczęście w II połowie meczu finałowego obejrzeliśmy koncert gry Brazylijczyków i prestiżowe trofeum trafiło w bardziej powołane ręce.
 
W przeciwieństwie do amerykańskiej koszykówki, nie lubię amerykańskiej piłki. Nie, nie dlatego, że USA pokonało w półfinale Hiszpanów, którym kibicowałem przez wiele lat posuchy i kibicuję im w tym obecnym, złotym okresie. Nie lubiłem amerykańskiej piłki już od dawna. Jak pisałem już nieraz, jestem fanem piłki południowoamerykańskiej i afrykańskiej. Czyli tej piłki granej z polotem, szybkimi, krótkimi podaniami, okraszonej efektownymi zwodami i technicznymi sztuczkami. Niekoniecznie szczególnie frasobliwej w obronie, ale za to pięknej dla oka. Taką piłkę gra Hiszpania, Wybrzeże Kości Słoniowej czy Argentyna, dlatego zawsze gorąco kibicuję tym drużynom. Natomiast Amerykanie grają taką piłkę… niemiecko-włoską. Konsekwentną, poukładaną, realizującą niemal perfekcyjnie założenia taktyczne, przećwiczoną na treningach i… zwyczajnie nudną, siermiężną.
 
Poza tym Amerykanie byli w tym dzisiejszym finale drużyną z przypadku. Podejrzewam, że trzeba by trochę szperać w historii ważnego turnieju piłkarskiego, by znaleźć drużynę, która wyszła z grupy, mając trzy punkty. Równie rzadko się zdarza, by drugie miejsce w turnieju zajął zespół tylko z dwoma zwycięstwami i z aż trzema porażkami. Amerykanie po dwóch meczach w grupie mieli 0 punktów i bilans bramkowy 1-6. Tylko szczególny zbieg okoliczności sprawił, że znaleźli się w półfinale. Tutaj – trzeba im uczciwie przyznać – zagrali świetny mecz z Hiszpanami i przy pewnej dozie szczęścia awansowali do finału, gdzie omal nie sprawili sensacji. Ale jeśli ktoś myśli, że drużyna USA to zespół, który jest w stanie namieszać na przyszłorocznym mundialu, grubo się myli. Takie szczęście można mieć tylko w jednym turnieju.
 
Co do Hiszpanów, to mam wrażenie, że wpływ na ich niemoc miała świadomość możliwości pobicia rekordu wszechczasów w ilości meczów bez porażki. Tak to jest, że gdy pobicie rekordu jest już blisko, to taka świadomość przeszkadza. Żartobliwie mówi się w takich sytuacjach o małpie siedzącej na plecach. Szkoda mi Hiszpanów, bo pobicie tego rekordu byłoby pięknym ukoronowaniem sukcesów uzyskanych w ostatnich sezonach. Z drugiej strony taki kryzys, słabszy mecz musi kiedyś przyjść. Może dobrze, że przyszedł teraz. Gdyby tak udało się śrubować rekord do przyszłorocznych Mistrzostw Świata, wtedy dopiero byłby on dodatkowym, niepotrzebnym ciężarem. Swoją drogą chwała Hiszpanom za to, że im się chciało zagrać solidnie i walczyć do końca w meczu o trzecie miejsce. Często najlepsze zespoły w meczach o trzecią lokatę grają bardzo przeciętnie. Hiszpanie pokazali klasę. Meczu nie miałem okazji obejrzeć, ale zdaje się, że straciłem najlepszy mecz turnieju.
 
Na koniec słów kilka o zwycięzcy. W meczu półfinałowym oraz w pierwszej połowie starcia finałowego Brazylia zagrała sennie. Gra Brazylijczyków (podobnie jak gra Włochów w całym turnieju) przypominała, że to nie są jeszcze Mistrzostwa Świata, ale tylko Puchar Konfederacji. Za rok Brazylia (a tym bardziej Italia) przyjedzie lepiej przygotowana, bardziej sprężona. Trzeba jednak podkreślić, jak wielka jest siła Brazylii. Jeśli Brazylia, grając tak, żeby się nie przemęczyć wygrywa Puchar Konfederacji, to siła tej drużyny wciąż jest ogromna. I to, jak pokazały przede wszystkim dwa ostatnie turnieje Copa America, niezależnie od tego, czy wystawiają pierwszy, czy drugi skład. Brazylia, to Brazylia.
 
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na koszulki, które na dekorację założyła część zawodników brazylijskich. Na jednych widniał napis „I love Jezus” na innych „I belong to Jezus”. To nie pierwsza taka sytuacja, gdy piłkarze Canarinhos nie boją się otwarcie wyznawać swojej wiary. I także w tym kontekście patrzyłem z radością na triumfujących Brazylijczyków. Dobrze, że pokazali Amerykanom ich miejsce w szeregu.
Fot.http://img.interia.pl/sport/nimg/b/u/Final_Brazylii_3406500.jpg

 

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości