Przed dwoma dniami obchodziliśmy wspomnienie św. Edyty Stein – doktora Kościoła. Do zmiany wiary mocno przyczynił się zachwyt młodej żydówki nad tradycyjną Mszą świętą w rycie klasycznym. Czy dziś, po posoborowej reformie Liturgii Edyta mogłaby zostać świętą i doktorem Kościoła?
Na tytułowe pytanie nie podejmę się odpowiedzieć twierdząco czy przecząco. Pan Bóg ma swoje sposoby docierania do człowieka. Być może dotarłby do mającej głębokie życie wewnętrzne filozofki inną drogą. Niemniej jednak tradycyjna Liturgia trydencka była czymś absolutnie wyróżniającym Kościół, była wielką tajemnicą. Miała (i ma nadal) klimat uczestnictwa w misterium. I to było dla wielkiej świętej XX wieku ogromnie ważne. Być może decydujące dla jej nawrócenia.
Nie jestem przeciwnikiem Soboru Watykańskiego II, ani totalnym przeciwnikiem Novus Ordo Missae. To moja Msza, na której się wychowałem. Dzięki której również można otrzymywać rozliczne łaski. Niemniej jednak, gdy pozna się głębię Mszy trydenckiej, pozna się głębię jej teologii – pozostaje w człowieku głębokie poczucie, że wraz ze zmianą rytu i ogólnie przenikaniem do Kościoła prądów posoborowych coś zostało Kościołowi odebrane. Określiłbym to mianem tożsamości.
Jeśli Edyta Stein zachwyciła się Liturgią w klasycznym rycie rzymskim, to dlatego, że była ona jedyna w swoim rodzaju – że miała w sobie tajemnicę. Trudno mi wyobrazić sobie dziś kogoś, kto nawraca się, bo dostrzega wyjątkowość Mszy posoborowej. Oczywiście, Pan Bóg ma swoje sposoby i na pewno i nawracający w taki sposób się znajdą, niemniej jednak to, co na pewno różni starą i nową Mszę, to tożsamość. Trudno zachwycać się Nową Mszą jako czymś wyróżniającym, bo przecież zostało ona celowo stworzona na podobieństwo Liturgii protestanckiej. Owszem, pozostały w niej pierwiastki katolickie, pozostało nade wszystko Przeistoczenie (i dzięki Bogu!!!), ale nowa Msza nie wyróżnia – nie wyraża katolickiej tożsamości. Jest fuzją. A pociąga zawsze to, co wyraziste. Tak więc dziś, zamiast zachwycić się Nową Mszą, łatwiej zauroczyć się protestanckim show.
Co innego Msza w rycie klasycznym, która w sposób naturalny tworzyła się przez wieki, a w ostatecznym kształcie była budowana w opozycji wobec reformacji. W starszej Mszy nie ma niczego pod publiczkę. Kapłan nie stoi odwrócony do ludzi, żeby dobrze widzieli. Nie – tam absolutnym centrum jest Jezus Chrystus.
Nie bywam na Mszy trydenckiej często – przedwczoraj byłem dopiero po raz czwarty. Za każdym razem jednak wychodzę z niej coraz bardziej zauroczony. Wbrew pozorom wystarczy trochę chęci, by wszystko w tej Liturgii było jasne i przejrzyste. Coraz bardziej zachwyca mnie w niej jeszcze jedno: pozycja w jakiej mnie stawia. Pozycja… trudno to określić. Chodzi mi o to, że jako świecki nie jestem w stanie niczego sam zrobić. Muszę zdać się na kapłana. To on jest tym, który w imieniu wspólnoty, także w moim imieniu, zanosi wszystko przed Boży Tron. Ja jestem tylko członkiem zgromadzenia eucharystycznego, który nie jest godzien nawet odmawiać Modlitwy Pańskiej. I to jest jeden z fenomenów: Msza klasyczna uczy mnie pokory, ale wskazuje również wielkość kapłana. Uczy wielkiego szacunku do osoby duchownego. Pokazuje jak blisko obcuje on z Bogiem. Te dwie prawdy są ogromnie ważne w dzisiejszych czasach, gdy świeckim wolno nawet nosić Ciało Pańskie.
Szkoda, że nie pozostawiono Liturgii w kształcie, który proponowała soborowa Konstytucja Sacrosanctum Concilium: czytania w językach narodowych, reszta tak, jak była. Ewentualnie można było po prostu przetłumaczyć Mszę trydencką i pozwolić ją odprawiać w językach. Bo wbrew pozorom – nie o język rzecz się rozbija. Niestety, gdy czyta się o kulisach tworzenia Nowej Mszy, to aż włosy dęba stają.
Szkoda, że po Soborze Kościół zatracił część swojej wielowiekowej tożsamości. Nie tylko w Liturgii, ale może przede wszystkim w teologii. Teraz wiele rzeczy jest takie niejasne, dwuznaczne, mówiąc brzydko rozmemłane. Szkoda. Oto, co straciliśmy!
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka