Przed rokiem o tej porze trwało nasze wesele. Kilka godzin wcześniej ślubowaliśmy sobie z Anią przed Bogiem miłość, wierność i uczciwość małżeńską. I rok małżeństwa minął niezwykle szybko. Ale był to rok piękny i bogaty w wydarzenia.
Niektórzy twierdzą, że gdy rozpoczyna się droga małżeńska, kończy się w związku to, co piękne. Nasze doświadczenia są zupełnie inne. To, co najpiękniejsze tak naprawdę dopiero wtedy się zaczęło. Zresztą u nas najtrudniejsze były bez wątpienia pierwsze lata chodzenia. Był to burzliwy czas młodości, gdy zamiast poznać charakter drugiej połowy i zaakceptować go oraz starać się być dla drugiej połówki jak najlepszym, każde z nas chciało zmieniać drugą stronę. Okres narzeczeński, który nastąpił po dobrych kilku latach bycia razem był już zdecydowanie łatwiejszy. Do kłótni dochodziło coraz rzadziej. Jednak – do tej pory – paradoksalnie to okres małżeński okazał się zdecydowanie najspokojniejszy. Z docieraniem się we wspólnym mieszkaniu nie było żadnego problemu – zdaje się, że oboje nauczyliśmy się ustępować, a po drugie na pewno wiele dały wspólne wyjazdy wakacyjne, gdy mogliśmy nawzajem obserwować swoje zwyczaje. Inna sprawa, że my po wielu latach bycia razem przed ślubem znaliśmy się jak łyse konie. Praktycznie nie było żadnych negatywnych zaskoczeń. Były za to pozytywne: oboje jesteśmy zaskoczeni, że tak łatwo nam się ze sobą dogadać – dawniej było trudniej.
Ale właściwie co innego chciałem podkreślić. Małżeństwo to bez wątpienia najpiękniejszy okres w moim życiu także z innego powodu. Wracanie do domu, w którym czeka na Ciebie wspaniała, kochająca Żona (a teraz także kochana maleńka Córeczka) jest bodaj czymś najpiękniejszym, co mnie spotkało. Równie piękne jest codzienne budzenie się przy boku ukochanej oraz fakt, że wieczorem nigdzie nie trzeba jechać – jak wcześniej, gdy po odwiedzinach trzeba było wracać do ,,pustego" (bo dom rodzinny bez Ani wydawał się pusty) domu.
Miłość w małżeństwie wzrasta. Jeśli jest pielęgnowana – to wzrasta. Nie znaczy to, że ciągle buzują w człowieku hormony. Nie, miłość na pewno się zmienia – to naturalna kolej rzeczy. Ale dziś jestem głęboko przekonany, że zdecydowanie bardziej cenię Anią jako Kobietę, jako najbliższą mi osobę. W ostatnich miesiącach także jako matkę. Dziś – jakkolwiek miałoby to zabrzmieć – Ania jest dla mnie Kimś cenniejszym niż przed rokiem. Kimś kogo bardziej potrzebuję, Kimś dla kogo – jak mniemam – jestem zdolny do większych poświęceń. Wspólne doświadczenia zbliżają.
To był wspaniały rok. Zdarzyło się w nim tak wiele, a zleciał tak szybko. Przede wszystkim już kilka dni po naszym ślubie rozpoczęło się życie naszej pierworodnej Córeczki. Nie znaliśmy jej płci, ale z miesiąca na miesiąc coraz bliżej ją poznawaliśmy, coraz głębiej oswajaliśmy się z myślą, że przekazaliśmy życie, że jesteśmy rodzicami, że stoi przed nami wielka odpowiedzialność wskazania najważniejszych życiowych wartości – sztuka wychowania. 14 maja poznaliśmy bezpośrednio naszą przekochaną Juleczkę, która teraz każdego dnia uśmiechem rozjaśnia nasze dni, wskazuje na wielkość daru małżeńskiego powołania, zbliża nas do siebie.
We wrześniu przeżywaliśmy też wspaniałe chwile podczas podróży poślubnej do Francji, którą relacjonowałem dość dokładnie na swoim blogu. A maleńka Juleczka w brzuszku Mamy (wtedy licząca sobie miesiąc życia) przemierzała z nami Europę.
Dziś odprawiona została w naszej intencji Msza św. dziękczynna z prośbą o błogosławieństwo Boże dla naszej rodziny. Potem świętowaliśmy z naszymi najbliższymi – rodzicami, rodzeństwem. Jutro będziemy radować się tym pierwszym rokiem z naszymi bliskimi znajomymi, przyjaciółmi. Ale chcę też prosić także innych czytających ten wpis, naszych bliskich, także tych, którym nasz los nie jest obojętny o modlitwę za nas. Przede wszystkim o modlitwę do Matki, której Wniebowzięcie dla nas będzie się nieodłącznie wiązać z każdą kolejną rocznicą naszego ślubu. Bo choć napisałem powyżej wyłącznie o pięknie naszej małżeńskiej drogi – jest to również droga trudna, wymagająca i odpowiedzialna. Zresztą z mojego doświadczenia wynika, że wszystko, co w życiu jest piękne jest również trudne. Łatwe są wyłącznie błahostki.
W tym roku otrzymaliśmy wiele Bożych łask. Z pokorą chcemy prosić, by to Boże błogosławieństwo otaczało nas także w latach kolejnych.
A ja osobiście chciałbym na koniec powiedzieć zwyczajne „dziękuję”.
Ø Bogu, Matce Najświętszej za Ich obecność i działanie.
Ø Anusi, za to że zdecydowała się zostać moją Żoną, nieść razem ze mną wszystkie życiowe problemy, ale i być zawsze w tych najważniejszych, najbardziej radosnych chwilach życia. Za to że jest wspaniałą Matką naszej Córki.
Ø Juleczce za to, że rozpromienia wszystkie nasze dni.
Ø Moim Rodzicom, Teściom – za obecność, za ciepło, za dojrzałe podejście, wszelkie dobre rady i pomoc przy Juleczce. Za każdą modlitwę w naszej intencji odmówioną.
Ø Wszystkim najbliższym z rodziny i ze znajomych, za wszystko, co Wam zawdzięczamy.
Dziękuję! Dziękujemy!
A na koniec… Przeżyjmy to jeszcze raz – w telegraficznym skrócie:-)
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości